225 lat temu zobaczył Maryję

Jan Matras myślał, że zginie na polu bitwy. W ostatniej chwili zawołał: "Mamo!"... Od śmierci ocaliła go sama Matka Boża.

Dzieje sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia nieodłącznie są związane z Janem Matrasem.

Urodził się 1764 r. w dolinie Łososiny, w miejscowości Laskowa. Ludzie nazywali go przydomkiem „Leśniak”, co może wiązać się z dokładniejszą lokalizacją rodzinnej zagrody Matrasów lub zajęciem, którym się trudnił. Jan przeżył jeszcze swoje dzieciństwo i młodość w Rzeczypospolitej Obojga Narodów, jednak najważniejsze dla niego chwile życia miały nadejść już w czasach zaborów.

Rodzinną Laskową Jana Matrasa, jak i całe południe I Rzeczypospolitej, wzięli w posiadanie Habsburgowie z Wiednia. Pod koniec XVIII w. Wiedeń włączył się w wojnę przeciwko rewolucyjnej Francji. Czy Jan musiał zaciągnąć się do austriackiego wojska, czy zgłosił się doń na ochotnika, nie wiadomo. W każdym razie został wysłany na front francuski i z towarzyszami broni znalazł się w Rastatt, mieście leżącym nad rzeką Murg w rejonie Badenii-Wirttembergii. Tu w 1793 r. miała miejsce bitwa, podczas której Jan został ranny. Towarzysze zostawili go na polu bitwy, uznając go być może za martwego. Jan jednak żył. Zdążył jeszcze zobaczyć, jak do boju szykuje się francuska kawaleria kirasjerów. Najpierw spostrzegł, jak światło słoneczne rozbłyska na ostrzu szabli wyciągniętej przez francuskiego dowódcę w kierunku wroga. Potem usłyszał okrzyk, co poderwał konnicę, która ruszyła kłusem, a później coraz szybszym galopem. Obrazy gwałtowanie zlały się z dźwiękami... Rżenie zwierząt, krzyki żołnierzy, chmury kurzu, z których wystrzeliwały to końskie chrapy, to szable i ostrogi, to wreszcie kopyta tratujące wszystko. Jan ujrzał śmierć.

Kogo woła się w chwili największego zagrożenia? Bywa, że nawet dorośli mężczyźni wzywają w takim momencie swoje matki. Jan zawołał do tej wyjątkowej i jedynej. Jak zapisał kronikarz na podstawie zeznań bezpośrednich świadków, Jan „w tej krytycznej chwili polecił się opiece Najświętszej Panny, prosząc Ją o ratunek, i wiarą żywą przejęty, zdało mu się jakoby ujrzał przed sobą Jej świętą Osobę”. Nie mogąc się poruszyć, mężczyzna widział nad sobą świetlisty płaszcz, a ponad nim końskie kopyta, które żadnej szkody mu nie czyniły. Był świadkiem czegoś niebywałego, co później uznał za cud nadprzyrodzony. Zanim się o tym przekonał, zdarzył się cud zwyczajny. Jakiś francuski, więc wrogi, żołnierz wyciągnął rannego z pola bitwy i opatrzył go. Leśniak nie dostał się do niewoli, udało mu się dotrzeć do swojego oddziału. Czuł, że został cudownie ocalony. Z wdzięczności złożył ślub, że wystawi Matce Bożej kapliczkę, gdy tylko dotrze do domu.


Więcej przeczytacie w najnowszym 34 numerze "Gościa Tarnowskiego"!

225 lat temu zobaczył Maryję  

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..