Smutny to obyczaj bywania na Mszy św. w okolicach kościelnego ogrodzenia. W Stróżach to nie wolny wybór ludzi. To konieczność. Na razie.
– Zdecydowaliśmy się rozbudować neogotycką świątynię i zachować styl tej architektury – mówi ks. Stanisław Betlej
Grzegorz Brożek
Już śp. ks. kanonik Jan Niemiec kilkanaście lat temu zastanawiał się, co z tym zrobić – mówi Stanisław Matusik, przewodniczący rady parafialnej. Bo kościół w Stróżach był i jest dla tej 3-tysięcznej wspólnoty po prostu za mały.
Więcej miejsca
Stróże swój rozwój zawdzięczają kolei. – Kolejarze przed II wojną byli ludźmi dość zamożnymi, postanowili w 1917 roku wybudować kaplicę. Potem przysłano tu księdza i powstała parafia – informuje ks. Stanisław Betlej, proboszcz ze Stróż. Tyle że kaplica była mała. Dziś wewnątrz mieszczą się dwa rzędy po 10 ławek. W latach 50. XX wieku dobudowano dwie małe kaplice, aby podtrzymać nadwątlone mury. Ciasno było nadal. – Poprzedni proboszcz, ks. J. Jasiurkowski, żeby ratować sytuację, dołożył w niedzielę jeszcze 2 Msze. Nie pomogło. Nadal się nie mieścimy – przyznaje S. Matusik. Trzeba było postarać się o więcej miejsca w kościele.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.