Nie ma domu bez łaski

Grzegorz Brożek

|

Gość Tarnowski 34/2014

publikacja 21.08.2014 00:15

To święte miejsce położone jest „daleko od szosy”. Matka Boża też jakby miejscowa, a nie światowa. – Żyła prosto, jak tysiące wiejskich kobiet w jej czasach – przypomniał bp Andrzej Jeż. Także dlatego bliska jest ludziom.

 Miejscowi wierni podarowali biskupowi Andrzejowi kopię obrazu Maryi z Bruśnika Miejscowi wierni podarowali biskupowi Andrzejowi kopię obrazu Maryi z Bruśnika
Grzegorz Brożek /Foto Gość

Kościół w Bruśniku 15 sierpnia bp Andrzej Jeż podniósł do rangi sanktuarium.

Krok do koronacji?

– Nieprzerwany kult Maryi w tym miejscu trwa co najmniej od 300 lat. Od wieków Matka Boża była tu czczona. Dziś również przychodzą do niej nie tylko miejscowi, ale wierni z całego regionu – zapewnia ks. Sylwester Krużel, proboszcz i kustosz. Bruśnik funkcjonował w potocznym rozumieniu jako sanktuarium, ale nie było nigdy wcześniej formalnego potwierdzenia tego faktu przez władzę kościelną. – To wydarzenie ma dla nas, jako parafian, bardzo duże znaczenie. Sankcjonuje istniejący kult i powagą władzy biskupiej potwierdza go. Mam nadzieję, że przysłuży się to ludziom, którzy z jeszcze większą wiarą i nadzieją na wysłuchanie będą tu powierzać Maryi swoje troski – mówi ks. Krużel. Jeżeli kult będzie nadal się rozwijał, być może będzie możliwe podjęcie kroków w sprawie ewentualnej koronacji Maryi Bruśnickiej.

Z dziada pradziada

Na Wniebowziętą z okolicy schodzą się do Bruśnika piesze pielgrzymki. – Dziś akurat przyjechałam tu, a nie przyszłam, mam 75 lat, ale zdrowie już nie to, żeby pieszo. Co roku tu jestem na odpuście. Od dziecka, zawsze z mamą, potem sama, jako podrostek, później ze swoimi dziećmi – mówi Krystyna Zieleń z Lipnicy Wielkiej. – Bruśnik jest wyjątkowy – dodaje. Maria Gryzło z Brzany dużo siły czerpie z wizyt u Czarnej Madonny w Częstochowie. Dziś przyszła z pieszą pielgrzymką z Bobowej. – Mam swoje sprawy. Chcę o coś prosić i chcę dziękować za to, co mam – mówi. Co roku specjalnie w terminie odpustu bruśnickiego przyjeżdża w rodzinne strony Andrzej Job z Zakopanego. – Ojcowie nauczyli tu chodzić. Dziś jestem z wnukiem Krzysiem. Ale moja obecność to nie tylko kwestia wychowania, tradycji, chęci bycia wśród swoich, ale wiary – mówi. Pielgrzymów w Bruśniku przybywa. – Chodzę od kilku lat i z roku na rok jest nas więcej – zauważa Anna Szczepanek, studentka z Bobowej. Tajemnicę miejsca odkrywa parafianka Anna Kurzawa z Falkowej. – Chyba ani jednej rodziny nie ma, ani jednego domu, żeby ktoś jakiejś łaski nie zaznał, czasem cudu – podsumowuje.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.