Święty czy dezerter?

Beata Malec-Suwara

publikacja 12.07.2016 17:30

Na pewno bohater, wierny sumieniu do końca - przekonuje Dawid Szpara, twórca filmu o Otto Schimku.

Święty czy dezerter? Dawid Szpara (z lewej), reżyser filmu, i Dawid Borszowski, odtwórca roli Otto Schimka Beata Malec-Suwara /Foto Gość

- Każdy pamięta tu o Otto Schimku. Jego historia wiąże się z tym miejscem. Może najmłodsi o nim nie słyszeli, ale ci urodzeni do lat 70. - na pewno - mówi Adam Reguła z Lipin.

To właśnie tam w szkole odbyły się pokaz filmu „Otto Schimek - wierny sumieniu” oraz spotkanie z jego reżyserem Dawidem Szparą i odtwórcą głównej roli Dawidem Borszowskim. Film, który miał premierę 10 czerwca w Rzeszowie, był także pokazywany w Machowej i Jodłowej, miejscowościach, w których pamięta się o Otto Schimku. W najbliższych czasie wyemitują go TVP Historia, TVP Rzeszów i Kraków. Pokazy odbędą się także w Tarnowie.

Jest to fabularyzowany dokument opowiadający historię młodego Austriaka, który służył w 8. Kompanii 1083. Regimentu 544. Dywizji Grenadierów Ludowych. Za odmowę wykonania kary śmierci na partyzantach trafił pod sąd polowy i sam zginął. Poszczególne sceny fabularne filmu przeplatają wypowiedzi historyków, komentatorów, świadków oraz żyjących członków rodziny Schimka.

- Dla mnie jest bohaterem swojego życia. Był wierny swemu sumieniu do końca. W filmie pokazana jest jedynie jego biografia. Kluczem do jej zrozumienia jest dzieciństwo Schimka - mówi Dawid Szpara, reżyser i producent filmu.

Oparł on swoją historię m.in. na pracy doktorskiej ks. dr. Juliana Kapłona z Jodłowej "Otto Schimek - dylematy nazizmu" oraz innych dokumentach i materiałach źródłowych. Głównego bohatera zagrał Dawid Borszowski. - Na pewno Schimek jest bohaterem dla tych wszystkich, którzy poznali jego historię. Film stwarza taką możliwość. Niech każdy po obejrzeniu go sam osądzi, czy jest to bohater, czy dezerter. A może dezercja w tym wypadku to właśnie bohaterstwo... - mówi odtwórca roli Schimka.

O świętym z Wermachtu, bo zginął, dlatego że sam nie chciał zabijać, swego czasu było bardzo głośno. Najgłośniej pewnie w latach 80. Prężnie rozwijał się także jego kult. Zresztą do dziś istnieje. Nie brakuje takich, którzy twierdzą, że za jego wstawiennictwem doświadczyli uzdrowienia.

Kiedy na początku lat 90. ekshumowano szczątki z grobu Schimka w Machowej, okazało się, że pochowany tam mężczyzna był dużo starszy. Zresztą już wcześniej kult Schimka mocno zwalczała PRL-owska prasa. Zaczęto bardziej wierzyć dokumentom Wermachtu, z których wyłania się obraz maminsynka, tchórza i dezertera bojącego się o własną skórę, niż jego rodzinie i listom, w których młody żołnierz obiecuje matce, że nie splami swych rąk ludzką krwią.

- Liczy się człowiek, nie kości. Zależało mi na tym, żeby ludzie poznali jego historię, by na powrót odzyskali może do niego zaufanie i inaczej zaczęli o nim mówić niż przez ostatnie 10 czy 20 lat - mówi reżyser Dawid Szpara.