Agrafka na łacie

Gość Tarnowski 08/2017

publikacja 01.03.2017 14:30

O ludziach pragnących żyć normalnie, niewinnych ofiarach, czarnej legendzie i Tadziu poecie mówi historyk i archiwista dr Maria Żychowska.

▲	W Tarnowie na Starym Cmentarzu spoczywa m.in. Kazimierz Orczewski, ostatni szef placówki WiN w Tarnowie, zastrzelony w więzieniu na Montelupich w Krakowie. ▲ W Tarnowie na Starym Cmentarzu spoczywa m.in. Kazimierz Orczewski, ostatni szef placówki WiN w Tarnowie, zastrzelony w więzieniu na Montelupich w Krakowie.
Grzegorz Brożek /Foto Gość

Grzegorz Brożek: Kim byli żołnierze wyklęci?

Dr Maria Żychowska: Wolę, kiedy nazywa się ich niezłomnymi, bo „wyklęci” ma wydźwięk trochę pejoratywny. Używany był – podobnie jak i słowo „bandyci” – przez Urząd Bezpieczeństwa. Niezłomni to byli ludzie, często dawni żołnierze Armii Krajowej, którzy nie zgadzali się na nowy, narzucony przez Sowietów porządek w powojennej Polsce i postanowili temu stawić opór.

Nie mogli z ulgą przyjąć końca wojny, machnąć ręką na nowy porządek i wrócić do domów?

Oni swoją walkę musieli prowadzić z konieczności. Taka była sytuacja polityczna. Żołnierze Armii Krajowej byli wyszukiwani i aresztowani. W Tarnowie ostatni dowódca placówki AK Józef Łabno ps. „Chmura”, wiedząc o łapankach, ukrył się, ale gdy w lutym wszedł do domu przy ul. Pułaskiego, został aresztowany i wywieziony do Donbasu. Po 3 latach wrócił, potem jeszcze rok odsiedział, bo nie zgłosił, że ma rewolwer. Ludzie czuli, że jako akowcy byli zagrożeni. Pewnie każdy chciał żyć normalnie, spokojnie. Ci bardziej naiwni mieli taką nadzieję, ci twardo stąpający po ziemi złudzeń nie mieli, bo wiedzieli, jak to wyglądało po wkroczeniu Armii Czerwonej np. na Wileńszczyźnie. Dlatego po wejściu armii radzieckiej żołnierze AK przenosili się. Krakowski okręg Wolności i Niezawisłości, powołanej do życia we wrześniu 1945 r. antykomunistycznej organizacji, tworzyli żołnierze AK z Rzeszowskiego. Z naszego tarnowskiego terenu akowcy poszli na Śląsk. Wśród nich był harcmistrz Mucha, płk Stefan Musiałek-Łowicki. Wyjeżdżali, bo zmieniając środowisko, byli bardziej bezpieczni.

Chcieli walczyć z komunistami?

Krótko trwało takie przekonanie, że niebawem musi wybuchnąć trzecia wojna światowa. Kiedy ta perspektywa się oddalała, członkowie Wolności i Niezawisłości nie nastawiali się na walkę, tylko na samoobronę, zbieranie broni, informacji.

Jak liczni byli niezłomni na terenie powiatów tarnowskiego, dąbrowskiego i brzeskiego, które Pani badała?

Łącznie do różnego rodzaju organizacji należało w tym czasie na tym terenie niepełna 500 osób. Za działalność niepodległościową wykonano wyrok śmierci lub zamordowano w więzieniach bądź w akcji 34 osoby. 25 wyroków śmierci zamieniono na kary więzienia. Na karę śmierci skazany został m.in. sołtys z Jodłówki-Wałki za to, że powiedział komuś, ile osób liczy posterunek milicji.

Skąd ciągnąca się za niezłomnymi do dziś czarna legenda?

Bardzo dbano o to, żeby cywile nie cierpieli. Do tego stopnia, że pierwszy dowódca antykomunistycznej Armii Wyzwoleńczej z powiatu brzeskiego został zlikwidowany za to, że przywłaszczył sobie pieniądze. Chodziło o utrzymanie etyki. Owszem, wykonywali czasem wyroki. Owszem, cierpieli działacze partyjni PPR. Owszem, niezłomni, żeby przeżyć, prowadzili akcje rekwiracyjne w spółdzielniach, ale brali, co konieczne: żywność, odzież. Zostawiali podpisy. Ja zwróciłam w spisach uwagę na agrafki. Po co były agrafki? Żeby doraźnie łatać zniszczoną odzież.

Jednak było sporo grup kryminalnych…

Bieda była wielka, a broni pod dostatkiem, więc grupy kryminalne były dość liczne. Za taką uchodzi do dziś np. grupa Czarnobaja. Dokuczali komunistom, ale grupa nie miała charakteru politycznego. Komuniści zaś mieli zwyczaj obciążać WiN-owców napadami dokonywanymi przez grupy kryminalne. Były wypadki, że chłopcy z WiN-u na rozprawach płakali, zarzekając się, że nie są sprawcami przypisanych im przestępstw, poszkodowani zeznawali, że to nie oni, a i tak ich za to skazywano. Było to narzędzie zastraszenia, propagandy, by niezłomnych obrzydzić w oczach społeczeństwa, przypiąć im łatę bandytów.

Kiedy zakończyła się działalność żołnierzy niezłomnych na badanym przez Panią terenie?

Właściwie w 1948 r. aktywna działalność zakończyła się. Zaczęło się ukrywanie, odsiadywanie wyroków. Ostatnim niezłomnym, który odzyskał wolność, był Franciszek Kryzia z Woli Radłowskiej, który wyszedł w 1968 roku. Franciszek z młodszym bratem Tadeuszem ukrywali się od 1948 do 1958 roku. Napisali w końcu do Rady Państwa, że poddadzą się karze, ale chcieliby normalnie żyć. W prasie ukazała się notatka, że pod Radłowem służba bezpieczeństwa rozpracowała groźną grupę, której rozbicie pozwoli normalnym obywatelom spać spokojnie. Tymczasem oni sami się zgłosili. Młodszego skazano na 6 lat, wyszedł po 3. Franciszek skazany był na 10 lat i przesiedział 10. Wyszedł w 1968 roku. Dla mnie to jest chyba ostatni żołnierz wyklęty na naszym terenie. Obaj są szczególnymi bohaterami tamtych czasów. Młodszy Tadeusz był wrażliwym chłopakiem, poetą ludowym. Napisał piękny dwuwers: „Chylę czoła przed wami żołnierze wyklęci,/ ojczyźnie tym jesteście czym dla wiary święci”. Tadeusz Kryzia, gdy zaczynał się Okrągły Stół, wysłał do Henryka Wujca list, w którym prosił, żeby to wszystko się udało. Bardzo potem był rozczarowany tym, co w Polsce się działo, do tego stopnia, że w którąś kolejną rocznicę stanu wojennego, 13 grudnia, powiesił się. W jego osobie odbija się historia Polski ostatnich kilkudziesięciu lat.

grzegorz.brozek@gosc.pl

Dostępne jest 8% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.