Trzy pokolenia pamięci

Beata Malec-Suwara Beata Malec-Suwara

publikacja 13.04.2018 14:00

Za prawdę o Katyniu rodzinom ofiar groziło niebezpieczeństwo przez niemal 50 lat.

Trzy pokolenia pamięci 13 kwietnia w tarnowskiej Alei Dębów Katyńskich odbyła się uroczystość upamiętniająca ofiary zbrodni katyńskiej Beata Malec-Suwara /Foto Gość

Choć 13 kwietnia 1943 roku Radio Berlin ujawniło informację o odkryciu w ZSRR masowych grobów oficerów Wojska Polskiego pomordowanych przez Sowietów w 1940 roku, to jednak prawdę o Katyniu skrywano przez 50 lat. Rodzina mjr. Henryka Narożańskiego, który został rozstrzelany w Katyniu w 1940 roku, pamięć o swoim przodku skrzętnie przechowała w pudełku po kapeluszach. Przez 50 lat nie wolno było do niego zaglądać. Dziś pamięć o nim pielęgnują trzy pokolenia – córka, wnuczka i prawnuczka.

- Była noc. Mieszkaliśmy w Brzeżanach, to jakieś 70 km od Lwowa. Ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Dwóch oficerów powiedziało tacie, że ma się ubierać i iść z nimi. Miał 15 minut na spakowanie. Zabrał najpotrzebniejsze rzeczy. Zasugerowali, że już do domu nie wróci - wspomina pani Jadwiga Krzyształowicz, córka mjr. Henryka Narożańskiego, która wzięła udział w dzisiejszych uroczystościach w Alei Dębów Katyńskich upamiętniającej ofiary zbrodni katyńskiej.

- Niedługo później ktoś ostrzegł mamę, że i nam grozi niebezpieczeństwo. Żony i dzieci oficerów wywożono na Syberię. Musiałyśmy się ukrywać. Pojechałyśmy do siostry mojej mamy, cioci Feli. Mama musiała rozdzielić mnie i siostrę. Trafiłam do rodziny, która mieszkała na wsi, ale nie zabrali mnie do domu, tylko dali do komórki - opowiada pani Jadwiga.

Miała cztery lata. Posłanie urządzono jej nad świniami. W nocy nie zmrużyła oka, ale głośno płakała. Tak głośno, że i sąsiedzi zaczęli się bać, że przyjdą Rosjanie i wszystkich wymordują. Kazali ją stamtąd zabrać. - Każdy się bał. Rosjanie byli bezwzględni. Do dzisiaj pamiętam, jak mordowali ludzi i z tym strachem się budzę. Moim dziadkom, rodzicom mojego ojca, porozcinali brzuchy aż do gardła, wyciągając wnętrzności po to, by dłużej trwała ich męka. Taki widok zastałyśmy z siostrą i mamą, kiedy do nich przyjechałyśmy - mówi pani Jadwiga.

Jej mama wiedziała, że muszą uciekać. Nie ważne gdzie. Za szklankę złota przekupiła kolejarza, by zabrał je do pociągu. Dał im miejsce w wagonie bydlęcym. Cała podróż trwała tydzień. Za złoto dostawały wodę czy kilka łyżek zupy. – Kiedy dotarłyśmy do Tarnowa, nie miałyśmy już nic. Gdyby nie Kościół, umarlibyśmy z głodu. Mnie mama dała do sióstr na dawnej ulicy Dzierżyńskiego, bo nie mogła nas wyżywić - dodaje pani Jadwiga.

O tym, że jej ojciec był oficerem i zginął w Katyniu, nie wolno im było pamiętać. Pamiątki - zdjęcia, listy i kartki, broszka ze zdjęciem ojca, którą mama przed wojną nosiła - schowały do pudełka po kapeluszach głęboko w pawlaczu. - Mówiło się, że tato był szewcem - wspomina pani Jadwiga.

Trzy pokolenia pamięci   Córka kpt. Narożańskiego – Jadwiga Krzyształowicz, wnuczka Marta i prawnuczka Antosia Beata Malec-Suwara /Foto Gość Jej mama Antonina nie dożyła czasów wolności, kiedy o mężu mogłaby mówić. Pamięć o nim pielęgnują trzy kolejne pokolenia. Wszystkie trzy panie - córka Jadwiga, wnuczka Marta i prawnuczka Antosia - należą do Stowarzyszenia Rodzin Katyńskich, które 25 lat temu zawiązało się w Tarnowie.

Pani Jadwiga jest jego kronikarzem. Skończyła Akademię Sztuk Pięknych, więc z wielkim oddaniem, sercem, ale i maestrią prowadziła jej kroniki. Przygotowała również album, w którym każda z rodzin oficera, który zginął w Katyniu i należy do Stowarzyszenia, ma swoje karty, ozdobnie wykończone, opatrzone zdjęciami, dokumentami i pamiątkami.

Przed katastrofą smoleńską jeździły do Katynia. Wtedy wyjazdy tam były organizowane, dziś trudno tam wybrać się samemu, strach. Co roku cieszą się na uroczystości organizowane przez stowarzyszenie w Alei Dębów Katyńskich w Tarnowie, które odbyły się tu także i dzisiaj.

Wzięło w nich udział ponad 20 pocztów sztandarowych, w większości tarnowskich szkół. - Serce rośnie, kiedy widzi się tu tyle młodych osób - mówił Henryk Słomka-Narożański, prezes Stowarzyszenia Rodzin Ofiar Katynia w Tarnowie, a zarazem wnuk mjr. Henryka Narożańskiego.

Opowiadał o tych Polakach - oficerach, policjantach, funkcjonariuszach, lekarzach, prawnikach, nauczycielach czy urzędnikach, których Sowieci przez 6 tygodni 1940 roku "zlikwidowali" na terenie byłego ZSRR. Mówił też o ich rodzinach, niebezpieczeństwie, które im groziło, i skrywanej przez nich przez dziesięciolecia pamięci.

W Alei Dębów Katyńskich ogłoszono także wyniki dorocznego konkursu "Ofiary Katynia z Ziemi Tarnowskiej".