publikacja 23.08.2018 00:00
O światowej sławy naukowcach, którzy przyjeżdżali do Pasierbca, George’u Coynie, którego miejscowy listonosz wziął za wariata, i o zderzeniu rzeczywistości zachodniej z naszą mówi ks. prof. Michał Heller.
– Kiedyś wieczorem lokalna młodzież przyniosła dla każdego uczestnika polne kwiaty. Byli wzruszeni. Przez lata nasi goście pamiętali tę konferencję – wspomina tarnowski kosmolog, filozof i teolog.
Beata Malec-Suwara /Foto Gość
Beata Malec-Suwara: Księże Profesorze, wspólnie z ks. prof. Józefem Życińskim stworzyliście w Pasierbcu swoiste Castel Gandolfo. Za Waszą sprawą do tego miejsca przyjeżdżali naukowcy z całego świata.
Ks. prof. Michał Heller: Wiele razy spotykaliśmy się w Pasierbcu. Odbyły się tam trzy duże konferencje międzynarodowe, a z każdej powstał tom wydany za granicą. Pierwsza miała miejsce w maju 1984 roku. Wtedy w Rzymie toczyła się sprawa Galileusza. Papież Jan Paweł II powołał komisję, która miała przebadać ją na nowo pod kątem historycznym, astronomicznym i prawa kanonicznego. Szefem od spraw astronomicznych został dyrektor Watykańskiego Obserwatorium Astronomicznego, a równocześnie nasz wielki przyjaciel George Coyne. W ramach prac tej komisji zorganizowana została konferencja, której część odbyła się w Krakowie, a druga w Pasierbcu. Dzisiaj wszyscy pamiętają nie Kraków, lecz Pasierbiec właśnie. Dla wielu gości, ze względu na nietypowe warunki, była to ogromna atrakcja, poczynając już od samego dotarcia na miejsce.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.