Nowy numer 13/2024 Archiwum
  • Opuszczona
    08.04.2016 15:32
    a o mnie jedno zdanie :(
    doceń 17
  • Marek
    08.04.2016 20:19
    Droga Reniu, a skąd ty wiesz czy oni są wierzący czy nie? Już ich osądziłaś?
    • Edek Zapiekłys
      09.04.2016 01:09
      Pan Jezus zostawił nam naukę, że wrogów Kościoła Katolickiego można SAMEMU poznać po ICH owocach.
      Ale Ty się nie stresuj, nie osądzaj, nie zadawaj sobie trudu żadnego rozpoznawania, wszystko jest OK, stay cool and relax, wszyscy idą do nieba (no może oprócz sedeków)
      doceń 15
  • ann
    08.04.2016 23:13
    >Z drugiej strony wielu Ojców „podkreśliło potrzebę uczynienia jeszcze bardziej dostępnymi i sprawnymi, być może całkowicie darmowymi, procedur stwierdzenia przypadków nieważności [małżeństwa]” . Opieszałość procesu irytuje i nuży ludzi.<
    Mnie zdumiewa natomiast jek to do tej pory potrafiło być proste. Teraz ma być jeszcze łatwiej? Nie wiem skąd w komentarzach Gościa dotyczących adhortacji tyle optynizmu. Dla mnie pełno tu wielznaczności i wielkie pole do dowelnej interpretacji. Czuję się zagubiona. Otrzymałam wskazówkę, że mogę znacznie mniej, niż sądziłam od siebie wymagać.
    doceń 11
  • j. s
    09.04.2016 01:17
    Na lifesitenews jest dobry komentarz do kłopotliwych stwierdzeń tego niejasnego i wieloznacznego dokumentu. https://www.lifesitenews.com/opinion/catholics-cannot-accept-elements-of-popes-exhortation-that-threaten-faith-a
    doceń 9
  • M.
    09.04.2016 08:26
    Przeczytałam w całości. Adhortacja jest przepiękna! Jestem pod ogromnym wrażeniem. Jetem mamą i żoną, Papież poruszył tyle ważnych spraw rodziny, naprawdę super!
    • j. s.
      09.04.2016 12:44
      Albo się oszukujesz, albo jest to wyraz naiwności, albo małej orientacji, albo powierzchownej lektury. Przykro mi, ale taka jest prawda.
      doceń 14
      • M.
        09.04.2016 16:29
        @j.s.
        Czytałam bardzo dokładnie. Poza rzeczywiście mało konkretnym tekstem na temat rozwodników w ponownych związkach (jest tu niejednoznaczność, jest brak konkretów w tym punkcie na temat grzechu ciężkiego, co powinno być wyraźnie podkreślone), to Adhortacja jest jednak bardzo mądrym i przepięknym dokumentem na temat rodziny. Mam męża, dzieci i Papież dokładnie odczuł wszystkie moje problemy rodzinne z jakimi się stykamy z mężem w codziennym życiu, w wychowaniu dzieci.
        doceń 7
        0
  • KGDAP
    09.04.2016 12:33
    Znakomity tekst i rozprawa podyktowana sercem. Jednak, z przykrością muszę stwierdzić nie dla polskich pseudokatolików z obu stron.
    doceń 10
  • czytelnik_wierny
    09.04.2016 13:26
    Kiedy brak dobrej woli, każdy tekst można odczytać jak wezwanie do grzechu. Np. „W odniesieniu do rodzin, należy […] zapewnić im pełne szacunku towarzyszenie, aby osoby o skłonności homoseksualnej miały konieczną pomoc w zrozumieniu i pełnej realizacji woli Bożej w ich życiu .” można zrozumieć jako zachętę do marginalizacji, stygmatyzacji i wykluczenia osób wymagających pilnie skutecznej pomocy w prawidłowej integracji do życia rodzinnego, zawodowego i wspólnotowego, insynuując, jakoby właśnie to wykluczenie było „realizacją woli Bożej w ich życiu”, jak to zatwardziale czyni od lat „Gość Niedzielny - Tygodnik Katolicki(?!!!!)”
    • j. s.
      10.04.2016 06:38
      Pełną realizacją woli Bożej dla tych osób jest życie w czystości i Gość nic innego na ten temat nie pisze. Jeszcze tylko przytacza te punkty Katechizmu, które o tym mówią.
      doceń 7
  • moja opinia
    09.04.2016 15:26
    Hulaj dusza, piekła nie ma!
    Róbta co chceta...
    doceń 17
  • Andrzej
    09.04.2016 16:45
    Warto zauważyć, że w adhortacji Franciszka pomija się bardzo istotny fragment adhortacji Jana Pawła II „Familiaris Consortio” dot. moralnego zakazu przystępowania do Komunii św. osobom współżyjącym w drugich związkach (FC 84), natomiast z drugiej strony w p. 298 pojawia się zachęta do utrzymania intymnego współżycia w nieregularnym (cudzołożnym) związku w celu dochowania wierności partnerowi i dla dobra dzieci. Świadczy o tym poniższy fragment adhortacji, gdzie jest odwołanie [19] do "Gaudium et spes":

    "Czym innym jest drugi związek, który umocnił się z czasem, z nowymi dziećmi, ze sprawdzoną wiernością, wielkodusznym poświęceniem, zaangażowaniem chrześcijańskim, świadomością nieprawidłowości swojej sytuacji i wielką trudnością, by cofnąć się wstecz bez poczucia w sumieniu, że popadłoby się w nowe winy. Kościół uznaje sytuacje „gdy mężczyzna i kobieta, którzy dla ważnych powodów – jak na przykład wychowanie dzieci – nie mogą uczynić zadość obowiązkowi rozstania się”[19]".

    [19] JAN PAWEŁ II, Adhort. apost. Familiaris consortio (22 listopada 1981), 84: AAS 74 (1982), 186. W tych sytuacjach wielu, znając i przyjmując możliwość pozostawania w związku “jak brat i siostra”, którą oferuje im Kościół, odkrywają, że jeśli brak pewnych wyrazów intymności “nierzadko wierność może być wystawiona na próbę, a dobro potomstwa zagrożone” (Sobór Wat. II, Konst. duszpast. Gaudium et spes, 51).

    Ten 51 punkt „Gaudium et spes” mówi bowiem: "Gdzie zrywa się intymne pożycie małżeńskie, tam nierzadko wierność może być nastawiona na próbę a dobro potomstwa zagrożone. Wtedy bowiem grozi niebezpieczeństwo zarówno wychowaniu dzieci, jak i zdecydowanej woli przyjęcia dalszego potomstwa".
    Źródło: http://www.duszpasterstworodzin.gniezno.opoka.org.pl/upload/files/dokumenty_kosciola/gaudium_et_spes.pdf

    doceń 13
  • frog
    10.04.2016 17:32
    Dlaczego nie ma przypisów?
    doceń 5
  • TomMartin
    10.04.2016 21:29
    Jak widać prawowierne sakramentalne małżeństwo - ale z niewiernością - przegrywa ze związkiem cudzołożnym "ze sprawdzoną wiernością" (wiernością... nie temu, komu się PRZYSIĘGAŁO). Zaś powrót do małżeństwa prawowitego miałby się wiązać z popadnięciem "w nowe winy"...

    Aż ciarki przechodzą po plecach przy tak szatańskiej "logice"!!!
    doceń 17
  • jan
    11.04.2016 20:39
    Moim zdaniem należy iść w kierunku reinterpretacji Ewangelicznego: „Co Bóg złączył... itd.”. Jeśli tego nie będzie, to np. ewentualne dopuszczanie nie żyjących w celibacie rozwodników do Komunii jest tematem zastępczym i nawet pewną niekonsekwencją. Przecież niezwykle ważna jest interpretacja, a jej dokonali celibatariusze i to w warunkach zgoła odmiennych stosunków społecznych (np. ustrój feudalny) i przy braku obecnej wiedzy psychologicznej, seksuologicznej itp. Napisane jest np. również: „Rozdaj wszystko co masz!”, ale przecież Kościół nie nakazuje bogatym rozdać majątku biednym, a gdyby rzeczywiście bogacze rozdali swój majątek, to tylko przez chwilę biednym poprawiłby się los, bo zaraz potem wszyscy byliby biedni! Powiedziane jest: „Jeśli Twoje ręka jest przyczyną grzechu, to odrąb ją!”, ale przecież Kościół nie każe ucinać kończyny, która posłużyła nam do czegoś niegodziwego. Itp. itd... (Symptomatyczne jest też, że ingerencja Kościoła np. w sferę biznesu jest o całe niebo mniejsza, aniżeli w sferę "damsko-męską". Ciekawe, że gdybym miał - tak jak nie mam - umiejętność i ochotę zostać bogaczem i np. wybudowałbym sobie złoty pałac, to Kościół tego akurat nie miałby mi za złe; mieszkanie w tymże pałacu nie byłoby „życiem w grzechu”, oczywiście, jeśli zamieszkałbym tam sam.) Wiemy o tym i nie rozumiemy wezwania: „Rozdaj wszystko co masz!” ani "Odrąb rękę!" dosłownie. Ale przecież dziś równie dobrze wiemy, że choć byśmy nawet do kilku lat obowiązkowo przedłużali stan narzeczeństwa i w tym czasie poddawali narzeczonych niezliczonym terapią, katechezom, poradom rodzinnym i przestrzegali przed pochopną decyzją, nie wyeliminujemy przypadków, kiedy to dopiero po ślubie okazuje się, że ci dwoje na pewno nie stworzą udanej rodziny. Gdyby kapłanów nie obowiązywał celibat, być może łatwiej byłoby nawiązać z nimi kontakt w takich tematach, gdyż sami mogliby być w podobnych, jak wielu wiernych, tarapatach, tzn. w sytuacjach, w których bardzo trudno się odnaleźć, ściśle stosując się do nauczania Kościoła... (No, choćby w sytuacji kiedy bardzo atrakcyjna i odgrywająca przed ślubem rolę chodzącego anioła kobieta, później okazuje się być Ksantypą, a zaręczam, że nic by wtedy nie zrozumieli z płomiennych kazań o „rodzinie Bogiem silnej”!) Nie przypadkiem w Kościele Prawosławnym, w którym celibat księży nie jest obowiązkowy, poglądy na trwanie małżeństwa za każdą cenę są nieco inne. Czy można upierać się przy twierdzeniu, że to "Bóg złączył", jeśli związek dwojga ludzi stał się koszmarem i nie ma sposobu jego kontynuacji bez poważnych negatywnych konsekwencji dla psychiki, a może także zdrowia fizycznego małżonków? Czy wtedy rzeczywiście "Bóg złączył", jeśli uważamy, że "nie złączył" w wielu enumeratywnie w Prawie Kanonicznym określonych przypadkach i ludzie uznają siebie za władnych orzekać w tej sprawie? Przewrotnie mam ochotę skonstatować, że Bóg raczy wiedzieć, czy moich rodziców rzeczywiście "Bóg złączył", ale ponieważ moja mama doskonale wiedziała, że po odejściu ojca nie wolno jej złączyć się z innym mężczyzną i choć przez dziesięciolecie podsycała w sobie nienawiść do taty (którą zresztą za wszelką cenę chciała mi zaszczepić) pozostała sama... (No... nie zupełnie sama, bo miała przecież SYNA, który rzekomo miał święty obowiązek w pewnym stopniu zastąpić jej nieobecnego męża, a każdą kobietę, która się do mnie zbliżyła obdarzała nienawiścią! O ile jednak o konieczności trwania w celibacie, uczenie zwanym separacją, ambony grzmiały nie raz, o tyle milczały jak zaklęte o tym, że po odejściu męża kobieta nie ma prawa traktować syna jak swoją własność...) Trudno mi z tej pozycji wyrzec się kontestacji, bo pod prorodzinnymi sztandarami zostałem starym kawalerem, czyli nie mam rodziny i Kościół mi w tej biedzie nijak nie pomógł. Może warto wreszcie zadać sobie więc pytanie: Kiedy naprawdę „Bóg łączy?” Czy rzeczywiście w chwili ślubu, czy może dopiero po latach udanego pożycia? Może należałby owo „Co Bóg złączył” odnieść do tych stanów faktycznych, kiedy to dwoje kochających się ludzi nie wyobraża sobie życia bez siebie i uznać, że żadna ludzka siła nie jest władna ich rozłączać, a nie do wszystkich par mających za sobą sakramentalne „Tak!” ( z Boryną i Jagną włącznie)? Jeśli uważamy, że zawsze ma to następować w momencie sakramentalnego: „Tak!” i w żadnym innym razie, to zastosowanie takiego kryterium widać gołym okiem: Każda nie-miłość, bez-miłość, czy wręcz anty-miłość, a nawet jakieś obrzydliwe łajdactwo, czy zwykła prostytucja, jeśli z jakiś powodów zostały obleczone w ów sakrament, stają się według tej koncepcji nienaruszalną świętością, a z drugiej strony miliony super szczęśliwych par na tym padole, zdaniem Kościoła, „żyje w grzechu”... Chyba zdajemy sobie sprawę, jaka jest wykonalność przekonania ludzi do takiej interpretacji we współczesnym świecie... A więc będzie się tylko powiększać rozdźwięk pomiędzy faktycznymi poglądami katolików na istotę rodziny, a deklarowaną wiernością nauczaniu. Ludzie chcą być we dwoje dlatego, że jest im ze sobą dobrze, a nie dlatego, że łączy ich jakaś przysięga. Nikt przy zdrowych zmysłach nie traktuje małżeństwa, jako narzędzia do cierpienia, bo gdyby chciał cierpieć, wtedy raczej uszyłby sobie włosiennicę. Czy gdzieś tu nie gubimy tego, co być może jest najbardziej ludzkim przejawem naszej egzystencji, czyli po prostu UCZUĆ?... Mamy nauczanie, encykliki, adhortacje i „teologię ciała”, ale zdecydowanie za mało w naszym Kościele pochylenia się nad człowiekiem i wsłuchania w to, co on naprawdę czuje i myśli! Kościół mógłby zrobić dla rodziny bardzo dużo, gdyby zajął się szerzej zjawiskami, które rzeczywiście działają antyrodzinnie, np. z tymi, których dane mi było tak boleśnie doświadczyć. Postawił jednak na regulację bezpośrednią opartą na założeniu, że tylko On może i powinien jako monopolista zawiadywać rodziną, że tylko On ma prawo w imieniu Boga łączyć ludzi w pary i ewentualnie orzekać o nieważności tego połączenia. Czy chcemy dalej w to brnąć?... Jeśli nie to, pora na odważną reinterpretację z uwzględnieniem dzisiejszych realiów i stanu współczesnej wiedzy. Może też w ten sposób zbliżylibyśmy się do Ewangelii, której istotę oddaje zdanie: „Przykazanie nowe daję wam!... itd.”, a więc wszystko, co ukrzywdza człowieka, może i powinno być uznane za sprzeczne z Nią, być może także toksyczny związek, który nie rokuje nadziei na uzdrowienie. Jezus Chrystus był przeciwny bezdusznemu stosowania Prawa (uzdrawianie w szabat, sprzeciw wobec kamienowania cudzołożnicy) i zawsze jako zasadę nadrzędną wskazywał miłość do człowieka. Jeśli natomiast sprzeciwiał się wręczaniu żonie „listu rozwodowego”, to czynił tak zapewne w trosce o los kobiet oddalanych przez mężów, które w tamtych czasach były pozbawione źródeł utrzymania, a nie po to, żeby sztucznie utrzymywać przy życiu małżeństwa, które stały się niedolą dla obojga małżonków. Pora więc na zmiany odważne. Niestety na ostatnim Synodzie... ani drgnęło!...
    • j. s.
      12.04.2016 12:24
      Panie Janie, rozumiem Pańskie rozgoryczenie i próbę sksonstruowania takiej interpretacji Ewangelii, która miałaby zapobiec jej. Jednak myli się Pan w tym. Chrześcijaństwo nie polega bowiem na konstruowaniu utopi w której się nie cierpi, ale mówi o tym, że wierząc możemy znaleźć szczęście dźwigając nasz krzyż. Tak, to umieranie na różne sposoby jest ożywiające dzięki wierze, dzięki spotkaniu z Jezusem. Gdyby mieszkał Pan w domu ze złota, mogąc być świadomym, że na świecie ludzie umierają z głodu i wiele rodzin nawet w Polsce nie ma czego włożyć do garnka, oczywiście, że byłoby to zachowanie sprzeczne z miłością bliźniego i mógłby Pan skończyć jak bogacz z Ewangelii o Łazarzu. A w Kościele czyta się tę Ewangelię, nie mógłby Pan zatem usprawiedliwiać się, że w Kościele nikt Panu nie powiedział.

      Małżeństwo jest obrazem miłości Chrystusa do Kościoła. Jeśli tak, to nie może ono być przez ludzi rozdzielone. Bóg sam zastrzega sobie decydowanie o tym, podobnie jak decydowanie o końcu ludzkiego życia, gdzie każda ingerencja w to jest ciężkim grzechem.

      Skoro podzielił się Pan rodzinnymi nieprawidłowościami, to odniosę się też do tego. Po pierwsze Pańska mama zachowała się rzeczywiście niedojrzale. Gdyby jej wiara była pogłębioną i Ona znajdowałaby przez nią oparcie w Jezusie, i miała tego ducha odcinania ręki czy nogi, to znalazłaby w sobie moc do rozstania się z Panem i pozwolenia by Pan szedł drogą, którą Bóg Panu wskazywał. Podobnie byłoby z Panem, bo znalazłby Pan w sobie odwagę, mając oparcie w Zmartwychwstałym Chrystusie, by opuścić ją, by złączyć się z żoną.

      To, co Pan proponuje nie bierze wcale pod uwagę mocy wiary. Jest próba budowania ludzkiego szczęścia po ludzku. Kościół ma coś więcej do dania. Jest szafarzem radości niebiańskich, nadprzyrodzonych, które są możliwe bez współżycia, jeśli ono nie jest z różnych przyczyn możliwe, pośród chorób i bólu. Nawet samotność przestaje być samotnością, gdy się wierzy. Rozjaśnia ją bowiem obecność Zmartwychwstałego i wielu świetnych. Zresztą przykład, że można być szczęśliwym będąc ubogim, nie mając męża/żony, będąc posłusznym znajdujemy w Jezusie, jak i u wielu bezżennych ze względu na Chrystusa, którzy żyją radośnie i w całej pełni wiarą.

      Dla Boga i tego, kto w Niego wierzy, nie ma rzeczy niemożliwych, ani bez nadziei na uzdrowienie. To kłamstwo! Po ludzku może tak, ale nie po Bożemu. Jezus nawet cuchnącego trupa może przywrócić do życia!

      Wszystkie te próby łagodzenia, przeinaczania, obniżania wymagań wiary, dostosowywania łaski do grzechów, słabości i niemocy człowieka biorą się z głębokiego kryzysu. Kryzysu wiary, który każe polegać na ludzkich środkach i w ludzkich wysiłkach lokuje wszelkie nadzieje. Rok Miłosierdzia bez przeżycia najpierw Roku Wiary będzie zawsze tylko aberracją, nieporozumieniem. Doprowadzi do rozmywania jej, ludzkiego majstrowania przy niej.

      Chrystus nie przyszedł po to, by usunąć jakieś Przykazanie. Co za kłamstwo. Ani nie przyszedł po to, by człowiek tkwił w obiektywnie grzesznych sytuacjach uspokojony i poklepany po ramieniu fałszywym współczuciem i "wyrozumiałością". Nie, Chrystus przyniósł nędznemu i słabemu człowiekowi łaskę, by, jeśli on uwierzy i wszystko co ma i całe swoje życie i wszystkie jego bogactwa przekreśli ze względu na wiarę w Chrystusa, i straci i zaparze się wszystkiego i wszystkich, będąc gotowym opuścić cokolwiek ze względu na Pana, Ten dał mu moc do stania się dzieckiem Bożym i życie wieczne.

      Nie znaczy to, że wszyscy mają być zakonnikami. Niektórych Pan pośle, by zakładali rodziny, mieli dzieci, pracowali. Odda im to, co oni wpierw Mu oddali, a nawet pomnoży i na pewno wszystkie te rzeczy przemieni, zanim na nowo odda je. Jednak ten kto tak uwierzy jak Abraham, podnosząc rękę na swojego Izaaka, choćby to miało oznaczać bycie po ludzku nieszczęśliwym aż do śmierci, nie pozostanie bez tego najwyższego szczęścia, deklasującego wszystkie inne ziemskie szczęścia, nie pozostanie bez Boga teraz i na wieczność. A cóż Panu po współżyciu cielesnym, rodzinie, dzieciach, powodzeniu zawodowym, bogactwach i pozyskaniu całego świata, gdyby poniósł Pan szkodę czy stratę na duszy? To wszystko obiektywnie należałoby mieć w nienawiści, gdyby prowadziło choć do grzechu powszedniego, a co dopiero ciężkiego. I jakikolwiek wydaje się to trudne czy niemożliwe, jest możliwe i łatwe dla wierzącego, który ma Boga u swego boku, na tronie swojego życia.

      A Kościół to Jezus żyjący na ziemi, dlatego ma prawo do tego wszystkiego, co Pan napisał i jeszcze więcej. Nie ma jedynie prawa do zmieniania niczego w Objawieniu i jego rozumieniu, i majstrowania przy Ewangelii i nie może głosić czegoś innego niż zawsze i wszędzie głosił, pod jakimkolwiek pozorem.

      Uczucia, są ważne, jednak często zagłuszają rozum i robi się źle i głupoty, pod wpływem uczuć, których często później, gdy zacznie się reflektować, żałuje się. My mamy kierować się rozumem oświeconym wiarą. Bez tego zawsze będziemy żyć od pierwszego do pierwszego, a nigdy nie poznamy smaku tej przygody, którą jest życie wiarą, jak chodzenie po wodzie. Z wiara bowiem im gorzej po ludzku, im bardziej jest się ukrzyżowanym, tym lepiej. Uczucia... Gdy nie ma rozeznania i czujności współczucie może kogoś doprowadzić do twierdzenia, że dla usunięcia cierpienia trzeba usunąć też osobę która cierpi, bądź zabić dziecko, by rodzice nie musieli zrezygnować z niepowtarzalnych perspektyw zawodowych czy pracy, która daje satysfakcję.

      Tyle rzeczy obecnie nazywa się miłością, które miłością nie są. I żadne odczucie szczęścia nie może być tu usprawiedliwieniem. Narkotyki też dają chwilowe odczucie szczęścia, i inne rzeczy, których robienie jest złe, niemoralne i prowadzi do piekła. Wiele trucizn może mieć dobry smak, a skutki ich działania odczuwa się po czasie. Gdyby tak nie było szatan nie miałby co robić, gdyż wszystkie jego pokusy nie miałyby żadnej siły atrakcji, a on pasożytuje na tych nadużyciach i czynieniu ze stworzonych dóbr ostatecznych celów.

      Z modlitwą w Pana intencji, by spotkał Pan Jezusa Zmartwychwstałego, który ma moc nawet w starości otworzyć nowe drogi i perspektywy dla tych, którzy na Niego czekają i zawierzą Mu siebie, gdy przyjdzie, jak u Abrahama i Sary.
      doceń 8
  • Gość krakow
    11.04.2016 21:04
    Niech powie wprost co z seksem po rozwodzie? Można czy nie? Bo to Już jest gadanina która do nikąd nie prowadzi.
    doceń 9
  • żona
    12.04.2016 09:42
    Papież w Adhortacji miał skonkretyzować postanowienia Synodu. Wszyscy czekali, długo.
    O ile cała Adhortacja jest piękna w temacie rodziny, mażeństwa, wychowania dzieci,tekst o homoseksualistach też konkretny, to ten tekst o rozwodnikach w ponownych związkach jest bardzo, naprawdę bardzo zaskakujący i niepokojący. Są tam wskazówki, że można udzielać rozgrzeszenia i Komunii ludziom żyjącym w grzechu ciężkim. To NIESTETY NIE JEST NAUKA CHRYSTUSA, Chrystus inaczej mówił.
    Przykro mi ale Papież namieszał w głowach katolikom i to bardzo. W tym kontekście używanie prezerwatyw też nie jest grzechem ciężkim, no bo "po osobistym rozeznaniu w sumieniu" i takie tam. Kradzież może tez nie? - bo z głodu na przykład. A wogóle to po co wszystkie normy i przykazania. Czyżby po 2000 lat Papież zniósł cudzołóstwo? Podejrzewam, ze wszyscy duchowni tłumaczą, że to nieprawda, bo sami nie wierzą, że Papież mógł coś takiego napisać.
    doceń 15
  • tereska
    13.04.2016 10:21
    Całą sytuację mógłby skomentować taki rysunek.

    Na na środku stoi trumna z napisem: Małżeństwo Sakramentalne po rozwodzie" , a wokół stoją ludzie. Między nimi małżonek sakramentalny z partnerką, który się rozwiódł i związał się z kimś innym, bo uznał że jego małżeństwo sakramentalne umarło. Wszyscy dyskutują o tym czy wolno małżonkowi sakramentalnemu , który jest w związku niesakramenetalnym przystępować do komunii czy nie. Jedna z osób trzyma w ręku adhortację "Amoris laetitia" Dyskusja trwa.
    Jednak widać, że z trumny wychyla się małżonka sakramentalna razem z Jezusem i mówi: ALE TRUP ŻYJE proszę Państwa!


    Nie byłoby całej tej dyskusji, gdyby uważano, że małżeństwo sakramentalne mimo kryzysu(zdrady, rozwodu) żyje nadal.
    doceń 7
  • krytycznie
    15.04.2016 09:52
    Weźmy zdanie z adhortacji z ustępu 52 mówiące o "rodzinie":
    "Musimy uznać wiele różnych sytuacji rodzinnych, które mogą zapewnić jakąś regułę życia, ale związków nieformalnych lub na przykład między osobami tej samej płci, nie można zwyczajnie zrównywać z małżeństwem."

    Zauważmy, że zdanie dotyczy tego, co Franciszek Bergoglio uważa za "sytuację rodzinną", czyli sytuacje dotyczącą rodziny. Mowa jest o wielości tych sytuacji. Zdanie jest niby poprawne, bo przeczy zrównywaniu małżeństwa z związkiem osób tej samej płci. Ale ten związek jest potraktowany jako "sytuacja rodzinna", czyli sytuacja rodziny, a więc związki homoseksualne zostały potraktowane w sposób pośredni jako rodzaj "rodziny". Co więcej, samo odrzucenie zrównywania jest względne, bo dotyczy tylko "zwyczajnego zrównywania".

    Na synodzie była wielka batalia ludzi bliskich Bergoglio o uznanie homoseksualizmu za akceptowalny dla chrześcijan sposób życia. Obrońcy wiary i moralności zdecydowanie się temu sprzeciwiali. W końcu dzięki większości zmienili zapisy proponowanego dokumentu końcowego. Ale walczono o każde zdanie.

    Np. zdanie projektu rezolucji końcowej synodu relatywizujące różnicę pomiędzy związkami homo a małżeństwami:

    "związki między osobami tej samej płci nie mogą być stawiane na równi z małżeństwem pomiędzy kobietą a mężczyzną".

    zastąpiono w dokumencie końcowym zdaniem jasnym i kategorycznym:
    "absolutnie nie ma powodów żeby uważać związki homoseksualne w jakikolwiek sposób podobne albo nawet odlegle analogiczne do planu Bożego dotyczącego małżeństwa i rodziny".

    Więc jeśli chodzi o sformułowanie wspomnianego zdania adhortacji raczej nie może być mowy o przypadku, ale o intencji.
    doceń 0
  • Ezechiel2
    06.05.2016 16:31
    Ezechiel2
    I znowu o adhortacji „Amoris leatitia.” W pkt.168 papież Franciszek robi z ludzi durniów. Przywołuje takie dwa cytaty z Pisma Świętego – dwa zdania: „Ty utkałeś mnie w łonie matki,” i drugie zdanie: „Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię, nim przyszedłeś na świat, poświęciłem cię.” I komentuje te dwa zdania tak: „Każde dziecko jest w sercu Boga od zawsze, a w chwili gdy jest ono poczęte, wypełnia się odwieczne marzenie Stwórcy. Pomyślmy, jak wiele znaczy embrion od chwili swego poczęcia. Trzeba na niego patrzeć z tym samym spojrzeniem Boga, które widzi dalej, niż tylko to, co widoczne dla oczu.” Tyle papież. I zobaczmy, jak papież z ludzi robi durniów, bo mówi, że jak rozumiem, byliśmy w planie Boga od zawsze, i dlatego przysłał nas na naszą ziemię. To niby po co nas Bóg tu przysłał? Bo takie miał odwieczne marzenie jak mówi papież? Żeby na przykład ktoś popadł w biedę i został wrzucony, jak będzie wrzucony do jeziora ognia papież Franciszek? Bóg chciałby dla swoich dzieci źle? Ale ludzie nie są durniami, i przeczytali jedno zdanie dalej, a tam jest napisane: „Ty dobrze znasz moją duszę, nie tajna Ci moja istota, kiedy w ukryciu powstawałem, utkany w głębi ziemi. Oczy Twoje widziały me czyny i wszystkie są zapisane w Twej księdze; dni określone zostały, chociaż żaden z nich jeszcze nie nastał.” Koniec cytatu. A w innym miejscu jest wyraźnie i jednoznacznie napisane, skąd przyszliśmy na naszą ziemię. Psalmista mówi: „Bo wielkie było dla mnie Twe miłosierdzie i życie moje wyrwałeś z głębin Szeolu.” Koniec cytatu. Przyszliśmy Franciszku z głębin Szeolu!! A nie przyszliśmy na tę naszą ziemię, bo Bóg miał takie widzimisię. Przyszliśmy tu, bo błagaliśmy, prosiliśmy, płakaliśmy. Przyszliśmy tu Franciszku z ułożoną drogą życia: „dni określone zostały, chociaż żaden z nich jeszcze nie nastał”- i z wielką radością się na to zgodziliśmy. Bóg znał nas, bo widział nasze czyny w poprzednim życiu. I po śmierci cielesnej, po Sądzie Bożym, w głębi ziemi, w Szeolu, zostaliśmy utkani - czytaj: dostaliśmy stosowne cechy charakteru, talenty, zdrowie, płeć, narzucono nam żonę, dzieci; ale nadal mamy wybór, bo możemy na przykład żonę oddalić, dziecko usunąć, albo zmienić płeć. I narzucony został nam dzień i godzina – niestety: tu już zmienić nic nie możemy. Ciekawe, czy papież myślał, że ludzie są tak durni, że nie otworzą Pisma Świętego, i nie przeczytają następnego zdania? Przeczytali. I tym sposobem to papież wyszedł na durnia. Jak można tak ludzi robić w trąbę? Papież stoi w tym oknie i bezczelnie patrzy na te tysiące ludzi z góry - z wysoka - dobrze, że z wysoka, bo prosto w oczy myślę, tym tysiącom ludzi kłamiąc; spojrzeć w oczy by nie mógł. I kończąc pkt.168 adhortacji, papież powinien powiedzieć: Pomyślmy, jak wiele znaczy embrion, bo moglibyśmy nie być na tym świecie i wrócić do Szeolu. Niech każdy podziękuje swojej matce, że go nie wyskrobała. Że żyjąc na naszej ziemi, otrzymał szansę powrotu do raju z którego zostaliśmy wyrzuceni. Polacy!! Narodzie wybrany!! Nie słuchajcie papieża. Czytajcie Pismo Święte.
    • Mały
      22.02.2018 01:09
      Ezechiel2 piszesz głupoty o których nie masz pojęcia nie pojmujesz wartości cierpienia w oczach BOGA, który sam wydał się na śmierć dźwigając nasze grzechy posiadające źródło w egoiźmie zaszczepionym przez szatana. Wiedzieć to nie znaczy jeszcze jak mówi św. Paweł jak wiedzieć należy. Piszesz same bzdety bo nawet nie wiesz jak odczytuje się psalmy, które są trudne bo poruszają się w obrębie semickiego pojmowania człowieka i jego koncepcji egzystencjalnej, twoje emocje przesłaniają Ci właściwy obraz widzenia rzeczy.
      doceń 0
  • Rozwiedziona
    16.11.2016 21:27
    Co mam zrobić jeśli mąż sakramentalny przed ślubem był "aniołem" (zwiądł mnie tym), a po ślubie okazał się tyranem, moberem, nikczemnym człowiekiem, który znęcał się nade mną i dziećmi do tego stopnia, że ja i córa byłyśmy sparaliżowane neurologicznie i kilka razy na przemian z córką musiałam zaliczyć leczenie szpitalne. Na co dzień gehenna. Czy mam trwać przy tym złym człowieku? Nie nazywam go mężem bo na to nie zasługuje. Nie kocham go, czuje do niego wstręt, boje sie go. W naszym związku już dawno nie ma Miłości. Bóg jest Miłością i myślę, że tam, gdzie nie ma Miłości nie ma też Boga. Czy mam trwać w takim związku sakramentalnym, czy z mocy Bożej na skutek wszystkich działań przeciwko Miłości - przeciwko rodzinie, przeciwko Bogu nasz związek jest nieważny?
    • Mały
      22.02.2018 02:29
      Przed Ołtarzem przyrzekałaś że wiążesz się z tym człowiekiem na dobre i na złe. Jak dobre to wszyscy heja a jak złe to uciekają od Krzyża życiowego. Twój mąż jest poraniony grzechami a Ty przez Niego. Jezus nie obiecywał nam łatwego życia ale mówił że będziemy prześladowani z Jego powodu przez wszystkich. Teraz w życiu swoim dopiero widzisz czym jest Krzyż a prawie wszyscy przed nim uciekają. Jaka będzie wartość Twojego życia w oczach Jezusa gdy zdezerterujesz bo Pan wchodzi do swojej chwały przez mękę i cierpienie i wszystkie jego dzieci podobnie. Kto nie ma życiowego znaku Krzyża ten nie wejdzie do chwały Pana. Módl się głęboko sercem za swojego męża bo on nawet nie rozumie co się z nim dzieje i oskarża wszystkich dookoła za swoją krzywdę a może nawet się upija. Mężem jest on na mocy sakramentu z Tobą to nie jest sprawa zasługi, tylko przysięgi jaką składaliście przed Ołtarzem względem siebie, Jezusa braliście za świadka przysięgi dla tego przed nim będziesz odpowiadać również za swoje czyny wobec męża a On za swoje. Jeśli możesz to kup Mszę za wasze małżeństwo aby je ratować, bo na sądzie staniesz związana Świętym węzłem małżeństwa. I dla tego na mocy tego sakramentu możesz uratować Siebie, Męża i wasz związek jest tylko jedno pytanie..............czy chcesz?. Jezus często namawiał: zechciejcie...........ale prawie nikt nie chciał. Odwołaj się do Bożego Miłosierdzia bo jak wezwiesz sprawiedliwości to.........zginiesz TY i twój Mąż.
      doceń 1
  • Rozwiedziona
    16.11.2016 21:51
    Wypowiedź Jana z dn. 11.04.2016 20:39 jest kluczowa i zachęcam Chrześcijan do czytania takich wniosków, są zdroworozsądkowe. Pan Jezus, syn Boży niech działa w nas chrześcijanach Duchem zdrowego rozsądku namaszczonego wszechstronną Miłością, a więc duchem Bożym. Bóg jest Miłością - tam, gdzie człowiek działa, z zacięciem, bez opanowania, wręcz z dewjacją przeciwko Miłości, tam Boga poprostu nie ma. Ewangelia mówi, że mamy się trzymać od takich ludzi z daleka. Czy związek sakramentalny w takich stanie ducha ( ducha złego ) może być uznany za trwały i nierozerwalny. Ja się tego człowieka boje a Kościół nie chcę dać mi rozwodu. Czekam już 7 lat. Jestem na banicji Kościoła.
    doceń 0
  • Gość
    19.11.2016 22:19
    Posłuchaj ks. Dziewieckiego - "Małżeństwo" z cyklu Po owocach poznacie.
    doceń 0
  • Marcin
    21.11.2016 14:21
    AL-297: "Nikt nie może być potępiony na zawsze, bo to nie jest logika Ewangelii!". Czy to już nie jest przypadkiem herezja?
    • Gość
      28.06.2017 02:26
      Gdyby to wyjąć z kontekstu, to tak, ale w AL jest to , moim zdaniem, wyraźnie osadzone w kontekście roli Koścoła, jako niosącego miłosierdzie, "tu i teraz", czyli chodzi o takie nie stygmatyzowanie definitywnością czyjejś aktualnie trudnej sytuacji - nie wolno nam nikogo przekreślać, a jak sam się zachowa człowiek i co ostatecznie zrobi z darem wolności, to zobaczymy w wieczności...
      doceń 0
  • Gość
    21.11.2016 23:12
    Jak wstawiecie coś tak długiego to zróbcie to chociaż tak żeby można było wybrać kilka stron do przodu z opcja idz na sam koniec albo początek. Szukam konkretnego punktu a musze się przeklikac żeby przejść do tego czego szukam. Dziękuję bardzo gosciu.pl juz mi się odechcialo. Zniecheciliscie mnie do nabycia nowej wiedzy
  • Rozwiedziona
    08.12.2016 08:55
    Małżeństwo jest nierozerwalne tylko w tedy jeżeli mężczyzna i kobieta miłują się, tj. kierują się Miłością względem Boga, żyją dla Niego i Miłują się nawzajem. Gdy w związku nie ma Miłości, jest wszystko inne sprzeciwiające się Bogu, nie ma też Boga a związek taki jest niczym. Jednak, gdy jest Miłość - to jest Bóg i co Bóg złączył, niech człowiek nie waży się rozdzielać. Taka winna być definicja nierozerwalności związku małżeńskiego. Ktoś źle zinterpretował Ewangelię Pana Jezusa i terez mamy to co mamy, nie wspomnę o pieniądzach za sakrament małżeństwa, który jest bo jest, lub bardziej nie jest.
    • Malmo
      22.02.2017 00:37
      Małżeństwo jest nierozerwalne zawsze, jeżeli tylko zostało ważnie zawarte.
      Dostosowywanie nauczania Kościoła do swoich słabości nie wydaje się byś najlepszą drogą do zbawienia.
      Osoba, która przestaje kochać współmałżonka łamie przysięgę małżeńską, ale jej nie unieważnia. Co więcej nie zwalnia to drugiej strony z wywiązywania się ze swojej przysięgi.
      doceń 6
    • JP z Wr
      30.06.2017 09:03
      Szanowna ROZWIEDZIONA stosuje Pani logikę sytuacyjną - usiłuje Pani dopasować treść i ducha Ewangelii do swojego konkretu, tak nie można rozumować, ubolewam nad Pani rozwodem, ale niech Pani zauważy, że rozumując w taki sposób tracimy wszelkie drogowskazy życiowe, nic nie jest pewne, pewna jest tylko względność. Powiem Pani tak, kiedy pewna wnuczka przyszła do Babci z radosną wiadomością, "Babciu mam chłopaka, który mnie kocha" a na to Babcia "wnusiu a czy on kocha Boga?, bo jeżeli on kocha Boga to i ciebie będzie zawsze kochał, a jeżeli Boga nie kocha to znaczy tylko, że wydaje mu się, że cię kocha". Kiedyś ludzie korzystali z usług swatów, ludzi o bogatym doświadczeniu, którzy potrafili ocenić czy narzeczeni do siebie pasują po wieloma względami, teraz zadufani młodzi patrzą tylko na dopasowania w łóżku najpierw sprawdzają "czy nie kupują kota w worku" owszem po takim sprawdzeniu najczęściej kupują nie jakiegoś kota tylko potwora i potem chcą interpretować Ewangelię na swoją korzyść, nie tędy droga, jak się popsuje samochód to idziemy do mechanika, a dlaczego kiedy psuje się małżeństwo nie idziemy do mechanika od małżeństw, tylko się rozwodzimy?
      doceń 7
    • Rafał
      13.02.2020 10:53
      To nie my decydujemy o ważności sakramentu tylko Bóg. Kościół jedynie może to zweryfikować, nie nasze subiektywne przemyślenia czy odczucia. Jeśli chodzi o "pieniądzach za sakrament małżeństwa". Sakrament jest darmowy i kapłan nie powinien żądać opłaty za niego. Jednak oczywistym jest, że utrzymanie kościołów nie jest darmowe i wypada dać ofiarę na ten cel. Czemu też nie przy okazji ślubu?
      doceń 0
    • Rafał
      13.02.2020 10:55
      Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela...
      doceń 0
  • bswieczorek
    06.05.2017 10:28
    Reasumując : o małżeństwach bezdzietnych - niepłodnych i starających się o potomstwo bardzo mało się mówi lub w ogóle się nic nie mówi w Kościele Katolickim . Odnosimy takie wrażenie , że te małżeństwa są pomijane i nikt nie zwraca na nich swojej uwagi . A szkoda . Bo te małżeństwa pomimo braku posiadania dzieci nie są sobie niczego winne . Z kolei są równie ważne i w pełni wartościowe . Dlatego warto o nich mówić , warto je dostrzegać , warto zwracać na nie swoją uwagę , pomimo tego że są w zdecydowanej mniejszości !!! . Zauważamy , że małżeństwa wielodzietne są znacznie lepiej lansowane i promowane oraz akcentowane w Kościele i świecie .
    • Kamil
      27.04.2018 07:30
      To mają być lansowane bezdzietne? Kościół nie musi ich lansować. Lansują je wszystkie inne wrogie Kościołowi środowiska. O ile te małżeństwa nie są sobie winne to niestety nie zapewnią przyszłości Kościołowi. Postawa istnienia Kościoła to wychowanie prawdziwie wierzących dzieci w prawdziwie wierzącej rodzinie.
      doceń 0
  • Lusia
    06.09.2017 18:39
    Największym błędem jest To,że kler powołany do nauczani NAS Maluczkich nie czyni nic w tym kierunku! Kazania beznadziejne i o "niczym" , nauka religii na najgorszym poziomie od 70 lat! NIC nie tłumaczą , niczego nie uczą!
    doceń 1
  • yannusz
    20.03.2018 00:29
    A dla tchórzów, niewiernych, obmierzłych, zabójców, rozpustników,
    guślarzy, bałwochwalców i wszelkich kłamców:
    udział w jeziorze gorejącym ogniem i siarką. To jest śmierć druga."
    Ap 21,8
    doceń 2
Dyskusja zakończona.

Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.

Zapisane na później

Pobieranie listy