Jesteśmy ostatnią Ewangelią, którą ludzie jeszcze czytają.
Po niedzielnej Mszy św. do zakrystii w B. przyszło dwoje dzieci. Podały proboszczowi specjalne książeczki, żeby złożył w nich swój podpis. – Mają indeksy? – zapytałem proboszcza? – Tak, są przed Pierwszą Komunią i zbierają podpisy księży, że były w niedzielę na Mszy św. Te dzieci są z innej parafii – potwierdził. Ach, więc i takie maluchy muszą wykazać, że zachowują przykazanie Boże i kościelne! A myślałem, że muszą to robić tylko gimnazjaliści przygotowujący się do sakramentu bierzmowania.
Widok dzieci z indeksami uczestnictwa w niedzielnej Mszy św. zdziwił mnie. Wydawało mi się, że to oczywista oczywistość być w dzień Pański na Eucharystii, w przypadku dzieci razem ze swoimi rodzicami. Ale chyba się myliłem. Szukając odpowiedzi na zdziwienie pomyślałem, że – dzieci były z pobliskiego miasta T. – że ich proboszcz nie zna ani dzieci, ani rodziców. Albo zna, ale wie, że miastowi w niedzielę czasem lub zawsze gdzieś jadą i gdzieś właśnie idą do kościoła. Więc chce sprawdzić, czy dzieci przygotowujące się do Pierwszej Komunii uczestniczą w niedzielnej Eucharystii. Stąd indeksy.
Z jednej strony brak wiedzy, znajomości swoich parafian. Z drugiej brak zaufania do rodziców. Słyszy się przecież, że dzieci jawnie przyznają się katechetom w szkole, że w kościele nie były, bo pojechały na wycieczkę, do galerii, bo tatusiowi i mamusi się nie chciało albo mieli inne plany na spędzenie wolnego czasu.
Myślę, że powodem indeksów dla pierwszokomunistów jest najbardziej brak zaufania… do rodziców. To zły znak. Okazuje się bowiem, że najważniejsi nauczyciele wiary – rodzice – zwyczajnie zawodzą. Jak pierwszokomunista ma iść do kościoła i uczestniczyć we Mszy św., skoro nie robią tego jego rodzice? A jeśli przekaz wiary ustaje już w domu, czy jakikolwiek katecheta będzie w stanie nadrobić stracony czas i szanse na ewangelizację dzieci i młodzieży? Owszem, mówi się rodzicom pierwszokoministów, że powinni dawać przykład, że bez niego wszystko w łeb bierze w wychowaniu religijnym potomstwa. I cóż, trzeba mimo wszystko dawać dzieciom indeksy. Ale w zasadzie powinni je otrzymywać rodzice i to oni powinni przychodzić do księdza, żeby otrzymać podpis stwierdzający, że wypełnili swój obowiązek. Dokąd to wszystko zmierza?
Na szczęście – choć niektórzy uważają, że nie powinniśmy się tak do końca pocieszać – jest nad nami Pan Bóg, który zawsze znajdzie drogę do ludzkiego serca. Tylko, że my jesteśmy tą drogą! My jesteśmy ostatnią Ewangelią, którą ludzie jeszcze czytają. Dopóki będą nią rodzice, księża, siostry zakonne, dopóki będzie nią żywy Kościół, dopóty Ewangelia będzie głoszona i przeżywana, a dzieci i młodzież nie będą musieli zbierać podpisów, że wypełnili to, co powinni. Chyba, że kamienie wołać będą…