W tym roku po raz drugi ulicami Szczawnicy przeszedł zorganizowany przez POAK Orszak Trzech Króli.
Poprzedzały go trzy wierzchowce (udostępnione przez pana Andrzeja Mosa z Jaworek), których dosiedli zacni Monarchowie. Za nimi jechało kilka dorożek (tu podziękowanie należy się szczawnickim dorożkarzom): w jednej z nich rozsiadła się kapela góralska Zbyszka Przychodzkiego.
Podobnie jak mieszkańcy wielu miast w Polsce również szczawniczanie i przebywający w uzdrowisku goście około dwustuosobową grupą (o wiele liczniejszą niż w ubiegłym roku) ruszyli na wzór Mędrców ze Wschodu na wędrówkę w poszukiwaniu nowo narodzonego Mesjasza.
Zgodnie z hasłem tegorocznego Orszaku: „Kolędujmy”, śpiewano bardzo wiele. Śpiewała i grała „Kapela ze Scownic”, a także schola dziecięca prowadzona przez ks. Grzegorza Gila akompaniującego jej na gitarze. Kolędowali też uczestnicy orszaku. Nikt nie posłuchał diabelskich wezwań do zaprzestania śpiewu i do zawrócenia z drogi. Diabły dokuczały nie tylko wędrowcom, ale też miały dużo pola do popisu w odgrywanych w plenerze przez uczniów gimnazjum przygotowanych przez panią Halinę Mastalską z AK, jasełkowych scenach, szczególnie zaś doskwierały Herodowi.
Po przemierzeniu trasy wiodącej z Parku Dolnego ulicą Główną i Zdrojową orszak dotarł do kościoła św. Wojciecha. Tam odnaleziono Tego, którego szukano. Trzej Królowie oddali hołd Jezusowi, nowo narodzonemu Królowi żydowskiemu, i złożyli Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę. Towarzyszyli im sercem i śpiewem wszyscy zebrani w świątyni, którzy też witali Jezusa i składali Mu niezwykle cenne dary chrześcijańskie: zamiast złota – wiarę, „czyniąc wyznanie, że to Bóg i człowiek prawy leży na sianie”. Zamiast kadzidła – nadzieję „że Go będziem widzieć w niebie”, a zamiast mirry – miłość „na dowód tego, że Go nad wszystko kochamy z serca całego”.