Do 6 stycznia „Jasełka” wg „Betlejem polskiego” Lucjana Rydla miały kilka przedstawień. Przy pełnej sali.
Oprócz tego, że przedstawienie znakomicie wpisuje się w klimat przezywanego okresu liturgicznego, jest zatem nie tylko sceniczną opowieścią o wydarzeniach sprzed trzech tysięcy lat, ale też po prostu katechezą, to spektakl ma inne zalety. – Nawiązujemy w tej realizacji do mających już kilkadziesiąt lat tradycji niezależnego teatru amatorskiego w Wojniczu. Początek tej tradycji to okres międzywojenny XX wieku – przypomina Janusz Partyka, jeden z realizatorów przedstawienia. Grupa teatralna „Ad hoc” składa się zupełnie z amatorów, w sensie dosłownym, czyli miłośników sceny, teatru. To grono znajomych, przyjaciół i uczniów. – W spektakle jasełkowe w Wojniczu angażowało się wiele pokoleń mieszkańców tworząc żywą materię teatru amatorskiego. Choć trudno dzisiaj odtworzyć wiele faktów, trudno przywołać imiona wielu osób, pewne jest to, że ta tradycja jest żywa do dzisiaj – mówi Piotr Sygnarowicz, który wraz z Anną Partyką reżyserował tegoroczne przedstawienie.
Spektakl, klasycznie w 3 aktach przenosi nas najpierw na pole pasterzy, później do pałacu Heroda, a na koniec do betlejemskiej stajenki. Uwagę zwraca dobre aktorstwo wojnickich twórców, którzy są amatorami. Ich zaangażowanie, a także fakt, że na scenie nie tylko podają tekst, ale wcielają się w swoje role, próbując zupełnie udanie oddać emocje i stan ducha granych postaci. Wyróżnić trzeba wszystkich, ale szczególnie zapadają w pamięć role starego pasterza Bartosa (Piotr Sygnarowicz) i opętanego króla Heroda (Michał Partyka).
Tym, którzy w tym roku nie mieli okazji zobaczyć spektaklu pozostaje tylko czekać na rok następny, w którym może zobaczymy (mimo, że przedstawienia wojnickie pojawiają się „ad hoc”, kiedy skrzyknie się grupa zapaleńców, zwykle co trzy lata) inną, ale zapewne równie udaną realizację, bo autorzy spektaklu, trzeba mieć nadzieję, raz osiągniętego poziomu już nie zechcą obniżyć.