Czy żyjemy w wolnej ojczyźnie?
Tarnowskie obchody Święta Niepodległości poprzedził niezwykły wieczór w Mościckim Centrum Kultury. Tradycją był tak zwany raut niepodległościowy organizowany przez prezydenta miasta.
W tym roku było jednak inaczej, być może ze względu na aferę okołoautostradową, która zmiotła z samorządowej sceny prezydenta Ryszarda Ścigałę.
Rautu więc nie było, za to wicemarszałek Roman Ciepiela zaprosił do udziału w gali muzyki poważnej. Zanim przed publicznością zaprezentowała się Polska Orkiestra Sinfonia Iuventus, zostały rozdane Złote Krzyże Małopolski oraz tarnowskie Orły Niepodległości. Było też podsumowanie konkursu plastycznego dla uczniów tarnowskich szkół.
Rozglądałem się dość poważnie za innymi księżmi, lecz okazało się, że byłem jedynym duchownym, który pokazał się na uroczystości. Bardzo zastanawiające. Później, widząc tarnowskich posłów z PO, byłego ministra skarbu Aleksandra Grada, który szukał zbawiciela polskich stoczni w Katarze, i wielu innych kojarzonych z partią miłości, zauważyłem, że brakuje przedstawicieli z partii opozycyjnej. Zapaliła się kolejna czerwona lampka.
Przestałem jednak myśleć o tych „partyjnych” skojarzeniach, kiedy usłyszałem Poloneza As-dur, później II Koncert fortepianowy Chopina f-moll i wreszcie Symfonię „Londyńską” Antonina Dworzaka. Muzyka łagodziła dziwny nastrój tego wyjątkowego wieczoru.
Co uderzało? Słuchaliśmy muzyki, która powstała w czasach niewoli. Tak Polska, jak i Czechy pozostawały wszak za czasów Chopina i Dworzaka pod obcym panowaniem. Zadziwiające, że rzeczy tak piękne mogły powstać w cieniu obcych panów i w ojczyznach bez wolnego państwa. To zarazem pocieszające, że nawet wówczas ludzie zdobywali się na wolność ducha, która w muzycznych taktach przekraczała wszelkie granice i czyniła je nieważnymi.
Przed symfonią Dworzaka przypomniano, że nigdy nie zgodził się zostać kompozytorem „niemieckim”, ale twardo obstawał przy tworzeniu czeskiej muzyki narodowej. Przypomniano też obrazek, który zaważył na jego twórczości. Razu pewnego widział w Pradze robotników z Budapesztu, którzy przyjechali nad Wełtawę w poszukiwaniu pracy. Jego VIII Symfonia też została wykonana po raz pierwszy za granicą, w Londynie, stąd nazwa. Sam stał się więc poniekąd „robotnikiem” tworzącym dla obcych.
Kiedy wicemarszałek Ciepiela przypominał polską drogę do wolności, także tę, która właśnie obchodzi swój srebrny jubileusz, i kiedy słuchałem muzyki z czasów niewoli, odniosłem dziwne wrażenie, jakbyśmy wciąż trwali w tym samym czasie, co Chopin i Dworzak. A już sam tytuł symfonii Czecha – „Londyńska” – aż nadto przypomniał, ilu moich współdiecezjan, ponoć ¼ (czyli z 250 tysięcy!), pracuje za granicą budując dobrobyt Niemiec, Anglii, Norwegii i innych nie swoich ojczyzn. Drodzy Rodacy, Chopin i Dworzak wciąż dla was tworzą…, niestety, nie mogliście być na koncercie.