Syryjska rodzina w Tarnowie

Gość w dom, Bóg w dom – napisał jeden z internautów. I to jest właściwe podejście.

Zbór Wolnych Chrześcijan w Tarnowie przyjął jedną z syryjskich rodzin, które uciekły przed niebezpieczeństwem śmierci z rąk wojowników Państwa Islamskiego.

Nie wszystkim to się podoba. Usłyszałem i przeczytałem opinie, że uciekinierzy „z piekła” zabiorą komuś pracę, że rząd zamiast pomagać Polakom, którzy muszą za robotą jechać za granicę, przygarnia kogoś, kto może z Syrii przywlec do nas jakieś niebezpieczne choroby, że dostaną wszystko za pieniądze polskich podatników, a „ty uczciwy podatniku zap…dalaj. Dziękuję pani Kopacz i pani wojewodo niech was szlak trafi” (pisownia oryginalna)…

Cytować dalej?

Wstyd tego wszystkiego słuchać lub czytać opinie zatroskanych, ale jeszcze większy wstyd takie rzeczy mówić lub pisać. Choć z drugiej strony człowiek przekonuje się, co w duszy niejednego „Polaka – katolika” gra. Zamiast jednak rwać szaty nad katolicyzmem powierzchownym, warto się zastanowić, jak odnawiać w sobie nie tylko przysłowiową polską gościnność, ale tę chrześcijańską, motywowaną miłością bliźniego.

Tarnowscy diecezjanie od dawna są znani jako ludzie wrażliwi na biedę innych, nawet z odległych zakątków świata. Ileż razy apele o pomoc prześladowanym chrześcijanom, ludziom dotkniętym głodem, wojną, trzęsieniami ziemi i innymi katastrofami spotykały się z żywym, serdecznym i hojnym odzewem! Mamy potencjał dobroci, spotęgowany ostatnią peregrynacją obrazu Jezusa Miłosiernego.

Tak, to prawda, że można i łatwiej jest kochać bliźniego na odległość. Trudniej, kiedy staje się sąsiadem. Przyszedł czas na sprawdzian takiej miłości i chwała tym, którzy nie wstydzą się jej wyrażać.
 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..