Szopkę w Mościcach, od 25 lat "reżyserowaną" przez państwa Koziołów, przyjeżdżają oglądać nawet obcokrajowcy.
- To nie jest zwykła szopka, jedna z wielu, jakie są w kościołach, budowane często misternie i pięknie, ale są czasem jedynie dekoracyjnym elementem bożonarodzeniowego wystroju świątyni - przekonuje ks. Jacek Nowak, proboszcz mościckiej parafii.
- Ta w Mościcach jest czymś więcej. Nazwę ją “opowieścią o Bożym Narodzeniu”. Bo to prawdziwa opowieść - z fabułą, scenografią, muzyką, z nastrojem, radością i powagą. Jak w teatrze. Tu wszystko jest na swoim miejscu, tu każda figurka gra swoją rolę, nieraz dosłownie - dodaje ks. Nowak.
Reżyserami tej opowieści są państwo Koziołowie. Pani Maria była dekoratorką w teatrze. Pan Kazimierz to złota rączka. Oboje sercem zawsze blisko Kościoła.
Szopkę w Mościcach przygotowują co roku od 25 lat. Kiedy zaczynali, najmłodszy syn miał 3 lata, a najstarszy 9. - Teraz nasze wnuczki będą ją oglądać - mówi pan Kazimierz. Co roku coś udoskonalają. Domki, kiedyś z kartonu, teraz są drewniane. Pan Kazimierz uruchamia kolejnych aktorów, przydzielając im role. Pani Maria dopracowuje scenografię. Dba o to, by w szopce wszystkie elementy do siebie pasowały.
Złożenie szopki to miesiąc codziennej, kilkugodzinnej pracy państwa Koziołów
Beata Malec-Suwara /Foto Gość
Na górze, w oddali, widać polski zimowy krajobraz. Jest kościół, plebania (tak pan Kazimierz nazywa budynek najbliżej kościoła) i domy. Kiedy bije kościelny dzwon, powoli gasną światła w domach. - Ludzie wychodzą na Pasterkę - wyjaśnia. Słychać kolędę, za każdym razem inną. Niżej pasterz pasie owce, które się poruszają po polu i beczą. - Nagrywałem je chyba z tydzień w pobliskiej Zawadzie - wyjaśnia pan Kazimierz. Słychać też ćwierkania i trele ptaków, te z kolei w dużej mierze z mościckich działek.
Dalej płynie górski strumień, woda wlewa się do rynienki, która się przechyla i napełnia wodopój. Obok drwale tną drzewo, jakaś kobieta pierze nad strumykiem. Z drugiej strony jest pałac Heroda, do którego przyszła śmierć. Na pierwszym planie z kolei stajenka i Nowonarodzony. Ulubione miejsce w szopce pani Marii, która zadbała o najmniejszy szczegół.
- Tu już wszystkie figurki się poruszają. Diabeł zagląda przez okno ciekaw, co się tu dzieje - wyjaśnia pan Kazimierz, który je uruchamia, zmuszony odciąć komuś rękę, by się podnosiła, czy głowę, żeby się obracała. Trudno zliczyć figurki, są ich dziesiątki. Niektóre Koziołowie przywieźli z Mediolanu.
Dzieci jeszcze długo po Mszy św. zostają, by szopkę obejrzeć
Beata Malec-Suwara /Foto Gość
Złożenie szopki to miesiąc codziennej kilkugodzinnej pracy. Efekt oglądają widzowie z zachwytem. - Sam widziałem pewnego tatusia, który równie jak jego trzyletni synek szeroko otwierał oczy i zachwycał się przepływającym strumykiem i drwalem, który ciosał drewno - mówi miejscowy proboszcz. Szopkę przychodzą oglądać nie tylko parafianie, ale nawet obcokrajowcy. Belgów i Niemców spotkaliśmy sami. Szopka cieszy się dużym zainteresowaniem, ma nawet swój profil na Facebooku.
- Spektakl, którzy stworzyli państwo Koziołowie, jest istotnie “atrium spraw niebieskich”, a przy tym mądrą katechezą dla dzieci i dorosłych - mówi ks. Jacek Nowak. - Zapraszam do kościoła w Mościcach! Opowieść o Bożym Narodzeniu rozpoczęła się 24 grudnia o północy - dodaje proboszcz.