W ubiegłym roku wzięli ślub. Napisali opowiadanie o tym, jakie ich małżeństwo będzie za 25 lat, i nowy rok zaczęli z 12 tys. zł nagrody.
Dziś mija 25. rocznica naszego ślubu. Aż trudno uwierzyć, że tyle czasu minęło od naszego wesela. Przez te wszystkie lata tyle się zmieniło, a my nadal jesteśmy razem.
Dziś rano, jak zwykle obudziłam się z wielkim bólem głowy. Usiadłam na łóżku i próbowałam wcisnąć na moje stopy stare, wypłowiałe, różowe bamboszki. Pewnie się już rozsiadł król na swoim kanapowym tronie – pomyślałam, spoglądając na puste miejsce w łóżku. Na pewno zapomniał o naszej rocznicy ślubu...
Ani się ważę mu przypominać. Zdziwi się, jak przy następnej kłótni wyciągnę tego asa z rękawa. Szlafroczek, poranna toaleta, kremik na dzień, ściąganie poplątanych wałeczków z włosów i witamy wśród żywych! Gdy schodzę po schodach, towarzyszy mi lekki dreszczyk emocji - nigdy nie wiem, co zastanę na dole w salonie: męża z pilotem na kanapie, męża z nosem w lodówce czy męża z trzecim kubkiem kawy. Wydaje mi się, że jego kreatywność maleje z wiekiem.
Gdzie podziały się te czasy, kiedy demolował kuchnię, bo twierdził, że on też potrafi gotować. Innym razem podbił mi nogą oko, gdyż był przekonany, że joga dla par to bułka z masłem, a w szczególności tęsknię za strażą pożarną gaszącą zasłony, bo romantykowi zachciało się kolacji przy świecach. Nie mam pojęcia skąd on brał te wszystkie genialne pomysły.
Jest, siedzi mój wybranek, mój luby, ten, któremu ślubowałam dopóki nas śmierć nie rozłączy! - po tylu latach brzmi to jak cel, a nie wyznanie miłosne. Witaj, skarbie! Co oglądasz?... Rolnik się już ożenił? - pytam z ciekawością. No co ty, kotku, on dopiero szuka! - odpowiedział z nutką sarkazmu. Ha, ha, ha, taki mądry, taki zabawny, przyłysiały mistrz ciętej riposty z wywalonym brzuchem.
- Dzwoniła Marysia, przyjedzie jutro na obiad ze swoim nowym chłopakiem - burknął, nie odrywając wzroku od telewizora. Marysia, moja ukochana córeczka, owoc naszej nocy poślubnej. - Dzióbku, tylko pamiętaj, nie przynieś wstydu nam i Marysi, nie baw się w Rutkowskiego - proszę go, bo pamiętam, jak było ostatnim razem. Przy okazji obiadku, co dziś gotujemy? - zainteresował się wygłodniały hrabia. Gotujemy, gotujemy... on tylko gotuje z Makłowiczem na kanapie. Denerwuje mnie, kończąc wszytko na my. Ach, jak ten człowiek ciężko pracuje siłą umysłu, wiem tylko ja. Obiad, zmywanie, sprzątanie, telefon do wysłannika piekieł - teściowej i wspólny wieczorny spacer. Czekam na żółwia ubrana, poganiam, a on w kółko mówi, że już wstaje.
- Aaaaaaa, moje plecy! - krzyknął przeraźliwe.
- Odzywają się twoje powojenne rany co? – śmieję się z niego pod nosem. Tyle razy mówiłam mu, że sporty zimowe po 50-siątce to kalectwo na życzenie, ale gdzież tam, mój nieustraszony mąż nigdy by nie przepuścił okazji do zrobienia z siebie bałwana. Rozbieg, wybicie z progu, salto w tył i telemark na plecach - tak wyglądała jego pierwsza i ostatnia próba zjazdu na snowboardzie. Później pięć miesięcy rehabilitacji i mam na kanapie płaczącego złotomedalowca olimpiady zimowej.
Piżamka, wieczorna toaleta, kremik na noc, zakładanie wałeczków i witamy śpiocha! Cierpliwe czekanie na męża, aż zdobędzie szczyt, jakim jest nasza sypialnia na piętrze, jest praktycznie niemożliwe w tym wieku. Czasami wydaje mi się, że już chrapię, zanim moja głowa dotknie poduszki.
- Śpisz już? - nagle słyszę dochodzący z ciemności głos.
- Coś się stało? - pytam mojego męża wystraszona.
Zapalił światło, usiadł na rogu łóżka z wielkim bukietem róż i zadaje mi kolejne pytanie: - Kochanie, pamiętasz naszą pierwszą randkę? Z niedowierzaniem patrzę na niego i po chwili wspominam z uśmiechem na twarzy. Tak, chciałeś mi zaimponować, więc pożyczyłeś wypasioną brykę od znajomych i zabrałeś mnie do małej knajpki. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że masz tak dowcipnych znajomych, którzy dla kawału będą nas śledzić pół nocy tylko po to, żeby upozorować kradzież własnego auta. Ja ryczałam jak bóbr na krawężniku. Ty dzwoniłeś na policję, a oni wszystko nagrywali z ukrycia.
- Zakochałem się tego wieczoru w Tobie - wyznaje, całując mnie w policzek. - Choć czasem tego nie okazuję, dziś, po 25 latach, małżeństwa kocham cię tak samo, jak wtedy, kiedy tańczyliśmy nasz pierwszy taniec w Kasynie.