W Borowej odbyło się dekanalne czuwanie młodzieży, na którym był ks. Paweł Górski i klerycki zespół Genezareth.
Dla niewielkiej Borowej w dekanacie Dębica Zachód to było "megawydarzenie", jak mówią młodzi. Proboszcz parafii liczącej zaledwie 650 wiernych jest z nich dumny. Jest ich niewielu, ale działają prężnie. - Dzisiejsze czuwanie sami przygotowali. Przynieśli tylko teksty do cenzury, uprosili mnie, żebym zaprosił zespół z seminarium i ks. Pawła Górskiego kazali zwerbować - opowiada ks. Jan Wierzba, miejscowy proboszcz. - Dzięki Światowym Dniom Młodzieży kilku młodych z naszej parafii się zmobilizowało i mam nadzieję, że na tej bazie zbudujemy coś trwałego.
Na czuwanie do Borowej przyjechało wielu młodych z księżmi z okolicznych parafii. Wypełnili niewielki kościółek. To na miejscowych młodych zrobiło największe wrażenie, że odpowiedzieli na ich zaproszenie. - Wiemy, że i oni zachęcali swoich znajomych do przyjazdu do nas, za co im jesteśmy wdzięczni - mówi Mirosław Kleszcz, animator parafialny w Borowej.
Ks. Pawłowi Górskiemu, odpowiadającemu za Światowe Dni Młodzieży diecezji tarnowskiej, zależy, by młodzi doświadczyli jeszcze większej wspólnoty Kościoła. Najpierw podczas peregrynacji znaków ŚDM, która w tym okręgu odbędzie się 10 i 11 maja, a potem podczas Tygodnia Misyjnego i koniecznie w Krakowie. - Jest to dla nas, dla całego Kościoła, ogromny prezent, jaki daje nam Bóg - przekonywał młodych w Borowej.
Ks. Paweł Górski zachęcał młodych, by nie skapitulowali i zawalczyli o wyjazd na ŚDM do Krakowa Beata Malec-Suwara /Foto Gość - To jest moment, kiedy można doświadczyć Chrystusa, żywego Chrystusa. Można doświadczyć żywej wspólnoty Kościoła. Radość, miłość, entuzjazm, który jest w młodych, udzielają się wszystkim. Na każdej ulicy widać ludzi, którzy przyznają się do Pana Boga, w różnych językach chwalą Jezusa, razem tańczą i się bawią. To jest coś wyjątkowego - mówił.
Zauważył, że komuś bardzo zależy na tym, by zrobić zły PR temu wydarzeniu. Wiele się słyszy o tym, że w Krakowie będzie niebezpiecznie, ludzie boją się tam pojechać. Wiele z tych obaw wyrażają podczas potwierdzenia zgłoszenia przyjazdu. Z 17 tys. ludzi, które podczas wstępnej rejestracji zapowiadało swój przyjazd do naszej diecezji na Tydzień Misyjny, tylko 7 tys. go potwierdziło.
- Podsycanie tego lęku jest tylko potwierdzeniem dla mnie, że gra jest warta świeczki, że jest to wydarzenie, na którym muszę być - mówił ks. Górski. - I wy zróbcie wszystko, co w waszej mocy, by się tam znaleźć. Nie dajcie się zastraszyć. Potrzebujecie doświadczenia Chrystusa, takiego momentu, który sprawi, że będziecie mogli się otworzyć na Niego, rozłożyć ręce i powiedzieć do Niego: "Tato" - przekonywał.
Namawiał młodych, by zawalczyli o wyjazd do Krakowa i zawalczyli o siebie. - Myślę, że to wydarzenie będzie bezpieczne, wiele osób nad tym pracuje. Teraz chodzi o to, żebyśmy my nie skapitulowali - mówił.
Na spotkaniu wystąpił zespół "Genezareth" z Wyższego Seminarium Duchownego w Tarnowie Beata Malec-Suwara /Foto Gość Młodzi już widzą, jak wiele za sprawą Światowych Dni Młodzieży w ich życiu się zmieniło. - ŚDM to rzeczywiście był dla nas impuls. Wcale nie miałem być animatorem. To wyszło przypadkiem. Nawet nie wiedziałem, kto to jest animator i co robi, ale nie żałuję - mówi Mirosław Kleszcz z Borowej.
I dla Martyny Brzeskiej zostanie animatorem to duża radość. Mówi, że choć są małą parafią, działają bez kompleksów. - To, co nam siedzi w głowie, staramy się wcielać w życie - uważa. - Jestem związana z muzyką, więc postanowiliśmy zorganizować koncert. Zmotywowałam kolegę, zebraliśmy ludzi, od małych dzieci po licealistów i studentów, trzy miesiące pracy, nieraz i pełnej musztry, ale powstał koncert na święta, który podobał się ludziom - dodaje.
Organizując czuwanie, też chcieli, żeby to było ich, nie odklepane czy ściągnięte z internetu, ale "nasze głębokie przeżycie" - mówią. Jedna z dziewczyn odczytała podczas adoracji, klęcząc przez Jezusem, list. - Napisała go sama. Ale kiedy go zobaczyliśmy, zgodnie stwierdziliśmy, że każdy z nas by się pod nim podpisał. To było prosto z serca - mówi Martyna.