Zakład karny w Nowym Wiśniczu świętował w tym roku 230 lat istnienia, ale wcześniej przez 150 lat w tych celach mieszkali karmelici.
Przy wjeździe do Nowego Wiśnicza na jednym wzgórzu widać zamek, na drugim - wyżej - klasztor karmelitów bosych, choć obiekt ten od 230 lat funkcjonuje jako więzienie, które po pierwszym rozbiorze Polski, dokładnie w 1786 roku, założyli tu Austriacy.
- Miejsce, które kiedyś było przestrzenią modlitwy, uwielbienia Boga, dzisiaj zajęte jest przez tych, którzy od Boga odeszli, ale zawsze im powtarzam, że te mury są przesiąknięte duchem modlitwy - mówi ks. Krzysztof Wąchała, proboszcz Wiśnicza i kapelan tutejszego Zakładu Karnego.
Ok. 35% więźniów uczestniczy w niedzielnej i świątecznej Eucharystii. To nie tak mało, jeśli porównać tę liczbę z którąś z łódzkich parafii, gdzie na msze przychodzi niecałe 30%.
- Czas Eucharystii to dla nich przestrzeń wolności. Tylko wtedy więźniowie z różnych oddziałów mogą być razem. Wtedy są wolni, w wymiarze fizycznym, ale nade wszystko tym duchowym - zauważa kapelan więzienia.
Nie brakowało wśród więźniów takich, którzy się nawrócili. - Byłem zszokowany, kiedy od jednego ze skazanych kiedyś usłyszałem, że dziękuje Bogu, że się znalazł w więzieniu. Tu, w miejscu, które każdy uważa za przeklęte, on odnalazł to, co utracił, począwszy od chrześcijaństwa, a skończywszy na człowieczeństwie - opowiada ks. Wąchała. - Wielu z więźniów mówi, że tu są traktowani inaczej niż w innych więzieniach w Polsce. Funkcjonariusze są nie tylko pracownikami więzienia, ale także ludźmi wiary. Kilku z nich to szafarze Komunii św. To przenikanie jest istotne - dodaje kapłan.
- Kiedyś może będą środki na to, żeby odbudować bryłę kościoła, ale to są duże pieniądze - mówi ppłk Włodzimierz Więckowski, dyrektor Zakładu Karnego w Wiśniczu. Beata Malec-Suwara /Foto Gość Mimo że wiśnickie więzienie od wielu pokoleń zatrudnia dziesiątki ludzi, jest największym zakładem pracy w Wiśniczu, to jednak mieszkańcy podkreślają przede wszystkim fakt, że jest to tak naprawdę klasztor.
Obiekt, górując nad miastem, przypominał o tym, co najważniejsze - Bogu i modlitwie. Także i potem, kiedy już klasztorem nie był, ale jednak z daleka widoczne były wieże klasztornego kościoła również zza więziennych murów. Górowały nad miastem do czerwca 1940 roku, kiedy tu Hitlerowcy, urządzając pijacką burdę, kościół rozkradli, rękami więźniów rozebrali i podpalili.
Zamordowali wtedy także 10 polskich patriotów, m.in. ks. Ferdynanda Machaya młodszego z Kongregacji Księży Filipinów. Kiedy nie zgodził się z rozkazem hitlerowców podeptania krzyża, był tym krzyżem w okrutny sposób bity, aż do uszkodzenia kręgosłupa. W tym momencie toczy się jego proces beatyfikacyjny.
- Kiedyś może będą środki na to, żeby odbudować bryłę kościoła, bo takich marzycieli było w Wiśniczu wielu, ale to są duże pieniądze - zauważa ppłk Włodzimierz Więckowski, dyrektor Zakładu Karnego w Wiśniczu.
Dziś wiśnickie więzienie jest jednym z najstarszych działających nieprzerwanie zakładów karnych w Polsce. Przez ostatnie dwa lata w przeprowadzone w tym obiekcie prace remontowe i termomodernizacyjne zainwestowano blisko 10 mln złotych. Obecnie trwają tam prace związane z zabezpieczeniem ruin murów kościoła klasztornego.