Tacy są stypendyści Fundacji abp. Jerzego Ablewicza. Można wśród nich znaleźć także bohaterów, choć nigdy by tak o sobie nie powiedzieli…
Do 2011 roku życie państwa Ewy i Jana Gryglewskich z Woli Otałęskiej wydaje się rajem skrojonym na miarę ich miłości. Ciepło, bezpieczeństwo, pokój znajdują w tej przestrzeni dwie dziewczynki, Anna i Agnieszka, choć ta ostatnia od dzieciństwa musi się zmagać z problemem niepełnosprawności. Rodzice Ani i Agnieszki prowadzą kilkuhektarowe gospodarstwo. Są więc krowy, świnie, drób i króliki. W 2011 roku mama dziewczynek dowiaduje się, że ma raka. Po trzech latach walki odchodzi… – Miałam trzy lata, kiedy mama umarła – przypomina sobie Agnieszka.
Jej tata opowiada: – Ja do końca nie wierzyłem, że żona umrze. Kiedy to się stało, świat się zawalił. Nie miałem pojęcia, jak sobie dam radę z wychowywaniem dziewczynek, z prowadzeniem gospodarstwa. Na szczęście znaleźli się dobrzy ludzie, którzy przyszli mi z pomocą. Wielką radość sprawia mi Ania, która musiała bardzo szybko dorosnąć – cieszy się pan Jan. Kolejnym strapieniem okazała się choroba Parkinsona, która dopadła ojca dziewczynek. – Staram się żyć normalnie, wywiązywać z obowiązków. Dopóki będę mógł… – mówi pan Jan.
Wczesnym rankiem
Ania wstaje około 5.30. – To dosyć wcześnie, ale da się przyzwyczaić. Po pierwsze, muszę wyprawić Agę do szkoły, bo o 6.20 przyjeżdża po nią bus – mówi Ania. Dziewczyna pomaga siostrze się umyć, ubrać, uczesać. Potem sama przygotowuje się do szkoły. Kiedy chodziła do miejscowej podstawówki, droga zajmowała jej najwyżej pięć minut rowerem. Teraz dojeżdża do gimnazjum w Czerminie, więc na przystanku musi się stawić o 7.00. Lekcje trwają do 15.00. – Po powrocie ze szkoły muszę trochę ogarnąć dom, potem czekam na siostrę, która przyjeżdża około 15.30. Więc najpierw zajęcia z Agą, pomaganie jej w nauce, a potem moja robota przy lekcjach, zadaniach – dodaje Ania.
Umysł ścisły
Ania ma zaledwie 13 lat, ale zajmuje się domem jak prawdziwa gospodyni. – Córka sprząta, pierze, prasuje. Czasem coś ugotuje – mówi pan Jan, ojciec Ani i Agnieszki. – Lubi też piec ciasto, a ja najbardziej uwielbiam piernik, który Ania piecze – śmieje się młodsza siostra. Na szczęście dziewczyna nie musi gotować codziennie, bo od trzech lat przychodzi pani z pomocy społecznej, żeby co dwa dni ugotować rodzinie ciepły posiłek. – Ale lubię piec i prasować, bo praniem zajmuje się pralka, ja tylko wieszam – uśmiecha się Ania. Najwięcej czasu zajmuje jej nauka. Lubi przedmioty ścisłe, matematykę, biologię, chemię i fizykę. Zdarzyło się jej startować w konkursie historycznym. – Zdecydowanie jednak wolę przedmioty ścisłe – podkreśla Ania.
Lekarstwo na raka
Odskocznią od nauki i pracy w domu jest dla dziewczyny grupa apostolska, działająca przy parafii w Górkach. – Lubię chodzić na spotkania, bo jest czas na modlitwę, na bycie razem, cieszenie się sobą. Co miesiąc przygotowujemy adorację, w najbliższym czasie planujemy przygotowanie specjalnej pantomimy o tym, jak ludzie wybierają lub odrzucają Jezusa – opowiada Ania. – Dziewczyna jest bardzo życzliwa, przyjazna, chętnie angażuje się w grupie. Jest bardzo dobrym człowiekiem, dzieckiem, które musiało szybko dorosnąć, można tylko podziwiać i naśladować jej upór, ambicję, chęć pracy, nauki – mówi ks. Artur Bieniasz, katecheta w parafii w Górkach. Mimo wielu obowiązków w domu, dziewczyna ma bardzo dobre oceny. – Moim marzeniem jest dostać się kiedyś na medycynę. Chciałabym wynaleźć lekarstwo na raka – zwierza się Ania. I ociera łzy…
Nie są sami
– Czasami mam dość wszystkiego, ale jakoś powstaję. Muszę być dzielna, radzić sobie, chociaż nie wszystko się udaje – mówi Ania. – Ratunkiem dla nas jest wiara w Boga i w to, że cierpienie jest jakoś wpisane w życie, stanowi jego część. Jeśli się je akceptuje w ten sposób, jest łatwiej – dodaje ojciec. O problemach rodziny dowiedziało się dzięki mediom bardzo wielu ludzi. – Jesteśmy bardzo wdzięczni wszystkim sponsorom i ludziom dobrej woli, którzy nam bezinteresownie pomogli. Dziękujemy! – mówi pan Jan. Ostatnio Ania została stypendystką Fundacji im. abp. Jerzego Ablewicza. – Chciałabym za pieniądze ze stypendium podciągnąć się z angielskiego – mówi dziewczyna. Dzielna gimnazjalistka z Woli Otałęskiej znalazła się w grupie 45 osób, które w tym roku dołączyły do podopiecznych fundacji. – Łącznie z ubiegłorocznymi stypendystami, którzy nadal są objęci pomocą, fundacja będzie się opiekować w sumie 90 osobami – mówi ks. dr Tomasz Lelito z wydziału katechetycznego kurii diecezjalnej w Tarnowie.
Wyrazy wdzięczności
Uroczyste wręczenie certyfikatów stypendialnych odbyło się w tarnowskiej katedrze. Mszy św. przewodniczył bp Stanisław Salaterski. – Sami dobrze wiecie, że sukces, efekt nauki kosztuje, że trzeba nań nieraz ciężko pracować, godząc z tym także obowiązki domowe, zaangażowanie w życie parafialne, społeczne. Ale – jak widać – można to dobrze łączyć. W ten sposób – mówiąc za papieżem Franciszkiem – nie idziecie za sprzedawcami dymu, ale budujecie na trwałym, solidnym fundamencie wiary w Boga, na rzetelnej pracy własnej. Nie oczekujemy waszej wdzięczności, ale aktywności, zaangażowania w życie parafii, wspólnot, w wolontariat, w naukę, w bycie dobrym człowiekiem. To będzie najlepszy wyraz wdzięczności za pomoc, którą otrzymujecie dzięki fundacji i jej darczyńcom – mówił pod adresem młodych biskup.
Rób coś więcej
Aby zostać stypendystą, należy spełnić określone warunki. Może nim zostać uczeń szkoły gimnazjalnej i ponadgimnazjalnej, pochodzący z niezamożnej, wielodzietnej rodziny, zdolny (wymagana średnia ocen dla uczniów gimnazjum to 4,7, natomiast dla uczniów szkół ponadgimnazjalnych to 4,5 w każdym semestrze), zaangażowany w życie parafialne, w ruchy, grupy i stowarzyszenia działające przy parafii oraz różne formy wolontariatu. – Dobre wyniki w nauce to nie wszystko, trzeba mieć jakąś pasję, hobby, w moim przypadku to m.in. gra na akordeonie, skrzypcach. Ostatnio kupiłem aparat, laptop, prowadzę naszą szkolną gazetkę. Ponadto pomagam we wszystkich pracach związanych z przygotowaniami do uroczystości religijnych w Miejscu Piastowym – mówi Kuba Gałysa z parafii Miłosierdzia Bożego w Starym Sączu, uczeń II klasy liceum michaelitów.
Dar wielu
– W sumie 71 stypendystów uczy się w liceach i technikach, 19 w gimnazjach. Z miast pochodzi 21 osób, zaś ze wsi 69. Z rodzin wielodzietnych 5+ jest ok. 20 procent stypendystów. Dwoje stypendystów ma więcej niż dziesięcioro rodzeństwa. Około 20 stypendystów pochodzi z rodzin bez ojca lub matki, natomiast jedna stypendystka, uczennica gimnazjum, po śmierci mamy jest ze względu na chorobę siostry i ojca faktyczną opiekunką rodziny i gospodynią domową, a przy tym osiąga bardzo dobre wyniki w szkole. Spotkania stypendystów fundacji odbywają się zazwyczaj dwa razy do roku – mówi ks. Lelito. Fundacja nie zatrudnia żadnych pracowników, pozyskuje pieniądze ze składek w czasie udzielania sakramentu bierzmowania, ofiar przekazywanych przez osoby świeckie i duchowne, m.in. od pątników wędrujących w Pieszej Pielgrzymce Tarnowskiej na Jasną Górę. Więcej informacji można znaleźć na stronie www.fundacja.diecezja.tarnow.pl.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się