W Ochotnicy Dolnej 12 sierpnia odbył się II Festiwal Czterech Kultur. To połączenie muzyki z historią.
– W tym roku z racji 75. rocznicy zagłady żydowskich mieszkańców Podhala i tej wioski postanowiliśmy, że skupimy się na czasach drugiej wojny światowej, a więc ofiarach Holokaustu i ofiarach pacyfikacji, tzw. Krwawej Wigilii, jednocześnie. Nie rozdzielamy tych dwóch spraw, ponieważ ludzie ci zginęły z tej samej ręki, w tym samym czasie i leżą w tej samej ziemi – wyjaśnia Tadeusz Królczyk, prezes Fundacji "Wolna Republika Ochotnicka".
Festiwal ten poprzez muzykę, w tym roku góralską, romską, etnofolk Łuku Karpat, żydowską i bałkańską, oraz miniwykłady opowiada historię Ochotnicy.
Festiwal Czterech Kultur "Wolna Republika Ochotnicka" łączy muzykę z historią Beata Malec-Suwara / Foto Gość Festiwal "Wolna Republika Ochotnicka" rozpoczął się Mszą św. w intencji ofiar II wojny światowej i o pokój na świecie, której przewodniczył ks. dr Jan Knutelski, a homilię wygłosił ks. Leon Królczyk, kapelan Światowego Związku Armii Krajowej.
– Nigdy więcej wojny. To pokój, pokój musi kierować losami narodów i całej ludzkości – tymi słowami św. Jana Pawła II ks. Leon Kurczyk rozpoczął swoje kazanie.
Właśnie w czasie II wojny światowej w 1942 roku podczas zbiorowej eksterminacji Żydów na Podhalu zginęło ponad 220 Żydów z Ochotnicy z 230, którzy tu mieszkali. W tym roku mija 75 lat od tamtej nieludzkiej zbrodni.
W Ochotnicy szczególnie tragiczne wydarzenia miały miejsce także przed świętami Bożego Narodzenia w 1944 roku nazwane później Krwawą Wigilią. 22 grudnia 1944 roku do Ochotnicy Dolnej przybyli Niemcy, którzy w ramach tzw. akcji aprowizacyjnej, rabowali wieś. Grupa sowieckich partyzantów zaatakowała niemieckich żołnierzy zabijając dwóch z nich, w tym podoficera SS Bruno Kocha.
Następnego dnia z Krościenka przyjechało 6 samochodami ok. 200 SS-manów. Niemcy wpadali do domów, w bestialski sposób mordując ludzi, i podpalali gospodarstwa. – To było straszne. Miałem wtedy 13 lat – opowiada jedyny żyjący dziś świadek tych wydarzeń Kazimierz Chlipała.
Kazimierz Chlipała, jedyny żyjący dziś świadek Krwawej Wigilii, miał wtedy 13 lat Beata Malec-Suwara / Foto Gość – Mój ojciec był na podwórku i usłyszał rozkazy Niemca: "Wszystko mordować i palić". Tato był w wojsku austriackim, więc rozumiał, co to znaczy. Kazał mnie i bratu uciekać do piwnicy oddalonej od domu jakieś 50 m. Brat miał 17 lat, był szybszy ode mnie, biegliśmy przez osiedle. Widzieliśmy, jak Niemcy wzięli dwóch sąsiadów, żeby pokazać im, gdzie leżą ciała pomordowanych. Ich także zastrzelili. Biegliśmy polną drogą. Kiedy nas spostrzegli, zaczęli do nas strzelać. Brat został ranny i się przewrócił – wspomina pan Kazimierz.
Przesiedział w piwnicy z rodzicami i siostrami 3 godziny, podczas których Niemcy zamordowali 56 osób, w tym 19 dzieci, niektóre żywcem wrzucając do ognia, i 21 kobiet. Spłonęły remiza strażacka, dom ludowy i 32 gospodarstwa.
W bestialski sposób SS-mani zamordowali także brata pana Kazimierza. – Poprowadzili go jakieś 100 m w kierunku cmentarza. Miał obie ręce przebite bagnetem, urwane przyrodzenie, a kolbą dostał tak mocno w głowę, że roztrzaskali mu czaszkę, mózg leżał 5 m od niego – mówi pan Kazimierz. – Kiedy sąsiad przyszedł nam powiedzieć, że Tadek leży zabity przy cmentarzu, moja mama zemdlała i przewróciła się na ziemię. Złożyliśmy go w prowizorycznym grobie urządzonym w spichlerzu, a w Szczepana cały kościół zastawiony był paczkami z ciałami – opowiada o dniu, którego zapomnieć się nie da, jedyny żyjący dziś świadek Krwawej Wigilii w Ochotnicy.
Pomnik upamiętniający Krwawą Wigilię w Ochotnicy Beata Malec-Suwara / Foto Gość Ofiary tej rzezi upamiętnia pomnik w Ochotnicy Dolnej przedstawiający 20-letnią Marię Kawalec, która tuli do piersi swoje dziecko. Po zastrzeleniu jej męża, Maria wyskoczyła przez okno z synkiem na rękach. Pierwsza kula trafiła dziecko w czoło, a druga przeszyła łopatkę i szczękę matki, która przykucnęła pod wierzbą, a dziecka nie wypuściła z rąk, i tak zamarzła.
Zdjęcia z Festiwalu "Wolna Republika Ochotnicka" zamieściliśmy TUTAJ.