W Jamnicy koło Nowego Sącza odbyła się Droga Krzyżowa w intencji trzeźwości.
Ponad 100 osób przeszło szlakiem męki Pańskiej, modląc się w intencji trzeźwości: za tych, którzy walczą z uzależnieniem, za ich rodziny, tych, którzy cierpią z powodu alkoholu, i wreszcie za tych, którzy jako abstynenci dają innym przykład relacji.
- To jest trzeci raz, trzeci rok z rzędu, kiedy w ostatnią niedzielę sierpnia odprawiamy nabożeństwo Drogi Krzyżowej tu, na Jamnicy - mówi pan Jarosław, który z okolicznymi mieszkańcami organizuje nabożeństwo, a po nim także poczęstunek dla wszystkich obecnych. Pan Jarek należy do rady Rycerzy Kolumba przy Wydziale Duszpasterstwa Trzeźwości i Osób Uzależnionych. - Ja jestem stąd. Otrzymałem dar trzeźwości. Chcę pokazać innym, że można żyć na trzeźwo, można być abstynentem. Nie piję od 7 lat. Osiągnąłem swoje dno, a piłem 30 lat - mówi.
Droga Krzyżowa rozpoczyna się blisko stacji kolejowej Jamnica. Potem w górę co kawałek znaczona jest ładnymi, płaskorzeźbionymi stacjami przedstawiającymi kolejne tajemnice męki Pańskiej. Pojawiają się świadectwa.
- Mam na imię Teresa. Jestem alkoholikiem - rozpoczyna niemłoda już kobieta. Opowiada, jak urodziła się w domu, w którym był alkohol, a nie brakowało biedy i głodu. Dzieci była szóstka i czuły się jak dzieci drugiego sortu. - Z góry skazani byliśmy na to, że nie pasujemy do innych, normalnych dzieci - mówi. Już wtedy przysięgała sobie, że choćby nie wie co, to nie zgotuje kiedyś swoim dzieciom takiego życia, jakiego los jej nie oszczędził. - Stało się inaczej. Nawet nie bardzo wiem kiedy moje picie towarzyskie zamieniło się w picie nałogowe, w uzależnienie. Mimo wszystko cały czas wydawało mi się, że alkoholikiem to jest mój ojciec, który nas bił, rozbijał wszystko w domu, a nie ja, która chodzę do pracy, nawet na półtora etatu, która o wszystko się troszczy, która zajmuje się wszystkim - opowiada.
- Wydawało mi się, że jestem wspaniała, że pracuję, że ogarniam, że nawet jak się napiję, to nie jestem alkoholiczką. Aż któregoś dnia moje dzieci wykrzyczały mi w twarz, że nie chcą takiej matki, która jest pracowita, robi wszystko, ale tylko po to, żeby potem móc się napić i położyć. One nie chcą takiej matki, która nie wiadomo czy akurat kiedy zaproszą koleżankę kolegę do domu, to nie znajdą w którymś pokoju matki, która będzie po piwie spała. One chciałyby matkę, do której mogą przyjść i z którą mogą porozmawiać. To, co mi powiedziały, zabolało mnie ogromnie. To było to moje dno - wspomina.
Poprosiła o pomoc. - Ja swoją trzeźwość dziś buduję na trzech rzeczach. Po pierwsze to była terapia. Po drugie - wspólnota AA i wreszcie nawrócenie, czyli Pan Bóg - mówi.
- Organizujemy Drogę Krzyżową, by się modlić, ale także po to, by przez słowo, świadectwo dotrzeć do tych, którzy być może potrzebują pomocy, by dać im sygnał, że można z tego wyjść. Także i po to, by może dotrzeć do tych, którzy są trzeźwi, którzy nie piją, by dać im sygnał, że nie warto eksperymentować, sprawdzać, ile mogę wypić. Nie warto - mówi Jarosław.