Ta metoda leczenia niepłodności jest etyczna i skuteczna, a tak indywidualnego i kompleksowego podejścia do pacjenta nie spotkacie nigdzie. Dlaczego więc w diecezji tarnowskiej nie ma ani jednego lekarza naprotechnologa?
W Diecezjalnym Centrum Pielgrzymowania "Opoka" w Starym Sączu 8 października odbyła się konferencja "Płodność - Problem - Pomoc", która proponuje naprotechnologię.
– Zaproszony był każdy, kto chciał się czegoś dowiedzieć o naprotechnologii, szczególnie małżonkowie, doradcy życia rodzinnego i wszyscy, którzy zajmują się wspieraniem rodzin z problemem niepłodności – mówi ks. Piotr Cebula, dyrektor Wydziału Małżeństw i Rodzin tarnowskiej kurii, który był jej organizatorem.
Wykorzystano fakt, iż w Starym Sączu zebrali się specjaliści w tej dziedzinie. Ogólnopolski Ośrodek Troski o Płodność (FCCP) zorganizował tu bowiem trzydniowe międzynarodowe warsztaty dla instruktorów Modelu Creighton i lekarzy-konsultantów medycznych naprotechnologii. Uczestnicy, 40 instruktorów i 20 lekarzy, przyjechali m.in. z Włoch, Szwajcarii, Słowacji, Francji, Ukrainy, Irlandii i oczywiście Polski.
Podczas konferencji głos zabrali doktor habilitowany teologii moralnej ks. Piotr Kieniewicz MIC, certyfikowany instruktor Modelu Creighton, który stanowi podstawę naprotechnologii, Agnieszka Juszczyk i koordynatorka Ogólnopolskiego Ośrodka Troski o Płodność lek. Daria Mikuła-Wesołowska.
– Od trzech leczę się u ginekologa, który zaczyna przebąkiwać, że inaczej niż przez in vitro nie urodzę dziecka, a ja nie chcę in vitro, więc przyjechaliśmy z mężem tutaj, bo być może naprotechnologia nam pomoże. Słyszeliśmy o niej na naukach przedmałżeńskich – mówi jedna z uczestniczek konferencji. Inni o naprotechnologii słyszeli od ginekologa, który wręczył im ulotkę, na której ta gałąź medycyny przedstawiona została w kontrze do in vitro. – Naprotechnolodzy to niby ci, którzy czekają na cud i nie ma co się w to bawić. Nie zgadzamy się z tym, ale za mało wiemy, żeby wyrobić sobie własne zdanie, stąd nasza obecność tutaj – mówi kolejne małżeństwo.
Naprotechnologia to rzetelne, wszechstronne, a zarazem indywidualne i podmiotowe podejście do pacjenta, a cudem okazuje się być znalezienie lekarza naprotechnologa na terenie diecezji tarnowskiej. Nie ma ani jednego. Najbliżej są w Krakowie i Rzeszowie. Dlaczego w najpobożniejszej w Polsce diecezji nie ma ani jednego naprotechnologa, który leczyłby niepłodność w zgodzie z nauką katolicką, z poszanowaniem człowieka, z zindywidalizowanym i holistycznym podejściem do pacjenta? Zdaje się, że jak nie wiadomo, o co chodzi, to wniosek nasuwa się jeden.
Lekarz, który specjalizuje się w naprotechnologii zobowiązany jest do podpisania kodeksu etycznego, w którym oświadcza, że wyeliminowuje ze swojej praktyki środki antykoncepcyjne, metodę in vitro, wszystko, co zmierza ku aborcji, nie tylko mechanicznej. – Jako lekarze jesteśmy odpowiedzialni nie tylko za efekt w postaci uzyskania poczęcia, ale mamy też wpływ na to, jak ci ludzie żyją, na ich zbawienie. Dziś autorytet lekarzy jest mocno nadszarpnięty w tym względzie – mówi lek. Daria Mikuła-Wesołowska z Bielska-Białej.
Koordynatorka Ogólnopolskiego Ośrodka Troski o Płodność lek. Daria Mikuła-Wesołowska reklamuje "Consolatynę" - lek duchowy wydawany bez recepty działający antydepresyjnie po utracie dziecka Beata malec-Suwara / Foto Gość Oprócz etyki lekarzy naprotechnologów wyróżnia współpraca z naturalnym cyklem kobiety. – Ta indywidualizacja daje nam ogromną przewagę. Para trafia do lekarza z kartą obserwacji po to, żeby on współpracował z jej cyklem, a nie żeby narzucał jakiś schemat, który w danym przypadku niekoniecznie się sprawdzi – dodaje pani doktor. Dowodzi, że badania wykonane we właściwym dniu cyklu, a on u każdej z kobiet może wyglądać różnie, dają bardziej precyzyjny wynik.
Naturalny cykl kobiety określany jest na podstawie kart obserwacji. Jak je prowadzić uczy instruktor Modelu Creighton. W diecezji tarnowskiej jest takich dwóch – Agnieszka Juszczyk (693 110 006) i Joanna Dubiel (796 211 958). Model Creighton jest podstawą naprotechnologii, a zarazem jedną z metod rozpoznawania niepłodności. Na podstawie rejestracji śluzu kobieta obserwuje swoje cykle. – Uczymy się w ten sposób swojego organizmu, tego, jak interpretować symptomy, które zauważamy – wyjaśnia Agnieszka Juszczyk.
Typowa odpowiedź w gabinetach ginekologicznych na pytania pacjentek o jakiś z zaobserwowanych przez nią objawów, to że kobiety tak mają, u naprotechnologa się to nie zdarza. – On podaje ich przyczyny i je bada, żeby uzyskać odpowiedź – zaznacza Agnieszka Juszczyk.
Specjalizowanie się w naprotechnologii wymaga od lekarza holistycznego podejścia, specjalizowania się w ginekologii, chirurgii czy endokrynologii. – Naprotechnologia nie jest przygodną wiedzą, poparta jest wieloma badaniami. Umożliwia zdiagnozowanie i wyleczenie schorzeń, które są przyczyną zaburzeń płodności i braku poczęcia, ale nie tylko – mówi lek. Daria Mikuła-Wesołowska.
W najszerszym rozumieniu naprotechnolodzy zajmują się naproedukacją. – Pary, które do nas przychodzą stają się ekspertami od siebie, od swojego zdrowia, potrafią właściwie odczytać symptomy, które obserwują, nie tylko jeśli chodzi o niepłodność, bo ona działa szerzej i oferuje dużo więcej małżeństwom. W połączeniu z Modelem Craighton można mówić o pewnym stylu życia i rozwiązywania problemów, które mogą przyjść – wyjaśnia "szefowa" polskiej naprotechnologii.
Naprotechnologia powstała ponad 30 lat temu w Stanach Zjednoczonych. Jej twórcą jest prof. Thomas Hilgers, lekarz ginekolog, mieszkający i pracujący na co dzień w Omaha w Stanach Zjednoczonych. W odpowiedzi na opublikowaną przez papieża Pawła VI encyklikę „Humanae vitae” stworzył model rozpoznawania płodności. Metody stosowane w naprotechnologii są ukierunkowane na małżeństwo.
Naprotechnologia nazywana jest alternatywą dla in vitro. Warto jednak pamiętać, że in vitro nie leczy niepłodności. Ks. dr hab. Piotr Kieniewicz (na zdjęciu) nazywa ją wręcz techniką zapładniania weterynaryjnego Beata Malec-Suwara / Foto Gość Naprotechnologia nazywana jest alternatywą dla in vitro. Warto jednak pamiętać, że in vitro nie leczy niepłodności. Ks. dr hab. Piotr Kieniewicz nazywa ją wręcz techniką zapładniania weterynaryjnego, jednak poziom mutacji u potomstwa wywołanego w ten sposób był tak wysoki, że okazała się nieefektowna. – Invitro nie jest leczeniem. Para niepłodna przychodzi do kliniki invitrowej i taka sama wychodzi, tyle że z dzieckiem – tłumaczy ks. Kieniewicz, przestrzegając przed skutkami dzisiejszego podejścia, kiedy płodność nie jest czymś chcianym i szanowanym, a dziecko nie jest odbierane jako dar, ale przedmiot, który na zawołanie można chcieć albo nie chcieć.