Nowy numer 22/2023 Archiwum

Ministrowie z Dobrej

Mają czarne teczki i osobistych kierowców. Najmłodsi skończyli 9 lat, a ich rodzice często nie wierzą, że przy ołtarzu nie będą się wiercić. Jegomoście ministranci – przypatrzmy się im i się uczmy.

Gdy najmłodszy syn Tomuś ma dyżur w sobotę, to już w piątek wieczorem przychodzi do mnie i zamawia mnie, żebym go odwiózł do kościoła. To samo starszy Bartuś załatwia z mamą – by zawiozła go na wtorkową Mszę – opowiada Czesław Kawalec z Dobrej. Z żoną Małgorzatą mają czworo synów i każdy z nich służył przy ołtarzu. Dwóch z nich to już studenci prawa.

Mówią, że takich rodzin w ich parafii jest więcej. Dużo jest braci wśród ministrantów. Jak choćby trzech Miśkowców – Szymon i Gabriel są lektorami, a Wiktor ministrantem.

– Służenie wyrabia właściwe nawyki i postawy. To formowanie nie tylko ich pobożności czy religijności, ale także życiowej dyscypliny, wczesnego wstawania, odpowiedzialności, samozaparcia, obowiązkowości i punktualności, a to wszystko później w życiu się przydaje. Ten bagaż, który zdobędą, mamy nadzieję, będzie procentował także w ich dorosłym życiu – uważa pan Czesław.

Zdaje się, że ministrowie mogliby się tego, czym jest służba, od ministrantów nauczyć. Chłopcy tymczasem dają przykład przede wszystkim nam. Stojąc przy ołtarzu, pokazują, że uczestnictwo w liturgii Mszy św. wymaga od nas nie tylko odpowiedzi na poszczególne wezwania, ale też zachowania właściwych postaw i gestów. Chłopcy, nawet ci najmłodsi, doskonale o tym wiedzą.

Wystarczy, że jeden stanie byle jak

– Stojąc blisko ołtarza, jesteśmy przykładem dla innych – mówią ministranci z Dobrej.

– Musimy być wzorem i zachować właściwą postawę, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji i służby Panu Bogu – dopowiada kandydat na ceremoniarza.

– Nie wolno gadać na Mszy i śmiać się – dodaje Maksymilian.

– Za to jest minus 100 punktów – straszą chłopcy.

– Trzeba trzymać postawę, mieć złożone ręce, a kiedy się siedzi, to ułożyć je na kolanach – wyliczają.

– Oczywiście musimy mieć wyprasowane komeżki i tuniki, żebyśmy nie wyglądali jak hołota – dobitnie tłumaczy Szczepan, ministrant z 3-letnim stażem.

Na komeżki mają specjalne czarne aktówki. To wszystko nadaje powagi ich służbie i wcale nie jest takie proste, zwłaszcza jak się ma 9 lat. – Rodzice czasem nie wierzą, że ich dziecko, które siedząc obok nich na Mszy św., wciąż kręci się i wierci, nadaje się na ministranta. Potem sami są zaskoczeni i z podziwem patrzą, że syn potrafi wytrwać przez godzinę, zachowując właściwą postawę i gesty – mówi ks. Jakub Jasiak, opiekun Liturgicznej Służby Ołtarza w Dobrej.

W każdy poniedziałek na zbiórkach, ale i na rekolekcjach wyjazdowych wciąż to wszystko ćwiczą. Jak mają się ukłonić, kiedy klęknąć, jak przenieść ampułki, kielich, jak i kiedy dzwonić. Do tego mszał i świece. Trzeba być przy tym bardzo ostrożnym i czujnym. – My przez liturgię ewangelizujemy, więc musi być dobrze przygotowana. Pięknie, jak chłopcy komunikują się bez słów. Harmonia, gesty, postawy – to wszystko się liczy. Wystarczy, że jeden z nich stanie byle jak, będzie gadał czy rozpraszał, zepsuje to całą liturgię. Zdając sobie z tego sprawę, rodzi się w nich odpowiedzialność, więc się nawzajem pilnują i mobilizują – mówi ks. Jakub.

Postanowił, że pójdzie

Rodzice twierdzą, że chłopcy sami garną się do ołtarza, zwłaszcza ci młodsi. – Nie mogli się doczekać, gdy pójdą do Komunii i będą służyć. Nie trzeba ich było namawiać, a teraz nie ma w ogóle problemu, żeby szli do kościoła. My mobilizujemy się przy nich i dzięki nim jesteśmy na Mszy w powszedni dzień. Wiele przy tym zyskujemy, bo znajdujemy chwilę wyciszenia, wyrwania się od codziennych obowiązków i zastanowienia się, co tak naprawdę jest ważne – mówi pani Aldona Pytel, mama ministranta Maksymiliana.

– Sami kiedy byliśmy młodzi, żyliśmy Kościołem i grupą młodzieżową, w niej się pożeniliśmy i chcielibyśmy, żeby i nasze dzieci wyrastały w tym duchu – uważa Anna Morzywołek. Jej syn jest aspirantem. – Kiedy usłyszał w telewizji śpiewane po łacinie „Ojcze nasz”, zrobiło to na nim tak ogromne wrażenie, że zapytał, gdzie można się tego nauczyć. Powiedzieliśmy mu, że w szkole dla księży, i on postanowił wtedy, że tam pójdzie. Nie wiadomo, czy tak się stanie i czy nie wyrośnie z tego dziecięcego pragnienia, ale ważne, żeby był dobrym ministrantem i jak najdłużej wytrwał przy ołtarzu – dodaje mama ministranta.

Nie zawsze tak się dzieje, z wiekiem ministranci i lektorzy zwykle wykruszają się. – Pamiętam, w drugiej klasie to prawie wszyscy chłopcy zapisali się do LSO, ale od tego czasu zostało nas tylko pięciu lub czterech. Nie każdy jest w stanie wytrwać, potrzeba sporej samodyscypliny. Poza tym wielu woli inne zajęcia, na przykład wybierają treningi w Brzance. Ja akurat za sportem nie przepadam, wystarczy mi, jak pojeżdżę na rowerze. Poza tym teraz jestem jednym z najstarszych lektorów, więc mam poważanie – mówi z przymrużeniem oka Piotr Gardocki.

Gokarty, piłka i góry

Chłopcy twierdzą, że wcale nie czują się lepsi z tego powodu, że służą, ale ważne jest dla nich to, że tworzą zwartą grupę, wspólnotę. Lubią ze sobą spędzać czas. Starsi, jak mówi Piotr, mają poważanie, a młodsi – starszych kolegów, którzy witają się z nimi także w szkole. – Nie bez znaczenia są dla nich wyjazdy na gokarty do Tarnowa, wspólna gra w piłkę, wycieczki czy ogniska od czasu do czasu – mówi Małgorzata Becla, mama ministranta Marka. – Wyjeżdżamy dwa razy do roku, na jesień i wiosnę – wyjaśnia ks. Jakub Jasiak.

Co roku w październiku wyruszają na dwa dni do domu rekolekcyjnego księży sercanów w Koszycach Małych na tzw. Parafialne Dni Formacji LSO. Jest czas na modlitwę, spowiedź, ćwiczenia liturgiczne w grupach wiekowych, ale i rekreację – grę w piłkę czy jazdę na gokartach. Byli także w tarnowskiej katedrze i seminarium. Tam oprowadził ich rodak, ks. prefekt Daniel Bubula. – Dzięki temu chłopcy mogli poczuć, że Dobra jest częścią Kościoła tarnowskiego, uświadomić sobie i zobaczyć jego strukturę – zauważa ks. Jakub.

Co tydzień chłopcy grają w piłkę, na przemian ministranci i lektorzy. Wiosną idą razem w góry. Wymaga to sporego zaangażowania ze strony kapłana, ale chłopcy i ich rodzice bardzo to cenią. Nawet najmniejszy gest ma dla nich znaczenie. To, że ksiądz się nie spóźnia, z każdym przywita i zamieni choć dwa słowa, każdego dostrzega. Rodzice nawet nie wiedzą, że to zasługa ks. Franciszka Blachnickiego i jego pedagogiki ministrantów, z której ks. Jakub bardzo dużo korzysta. Wyrzeczenia są inne Dzięki temu w Dobrej jest ok. 100 ministrantów i lektorów, w tym ponad 20 nowych aspirantów. W niedzielę Chrystusa Króla, patronalne święto LSO, zostaną przyjęci do grona kandydatów na ministrantów. To sporo, zwłaszcza że w Dobrej, choć nie jest miastem, różnych innych propozycji zajęć pozalekcyjnych dla dzieci i młodzieży nie brakuje. Działają tu klub sportowy i szkoła muzyczna. Ustalenie terminu zbiórki nieraz wymaga rozmów i indywidualnych ustaleń z prowadzącymi zajęcia. Czasy, kiedy mali chłopcy sami chodzili do kościoła na dyżurną Mszę św. z reklamówką w ręku, zdaje się, minęły, choć wcale nie są tak odległe.

Pan Daniel Stokłosa, tata jednego z aspirantów, sam był ministrantem i lektorem. Chodził do kościoła na Msze św. trzy kilometry pieszo i do dziś pamięta skostniałe palce, kiedy zimą jeździł na rowerze na kurs lektorski do Tymbarku. Teraz wyrzeczenia są inne i wymagają także wsparcia ze strony rodziców. Formacja jednak jest bezcenna i wciąż ta sama.

– Bardzo dużo z tego czasu zostało w człowieku. Mimo że na początku ministrantem zostałem, bo koledzy z klasy też szli do służenia, z czasem przychodziło zrozumienie, po co się tu jest. Człowiek całym sobą oddawał się Eucharystii i to przywiązanie do liturgii w nim pozostaje – zauważa pan Daniel. – Służenie przekłada się także na zachowanie poza kościołem, człowiek bardziej się pilnuje. Pewnie było i ratunkiem w wielu sytuacjach, kiedy zaświecała się lampka w głowie, że nie wypada ministrantowi czy lektorowi tak się zachowywać – dodaje.

Dlatego uważa, że ważne jest, by chłopcy w tym wachlarzu różnych propozycji zajęć rozwijających zdolności czy wspierających naukę znaleźli czas, by służyć. To elita – może i przyszli ministrowie. Tego im życzymy.•

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast