Konspirowano tu już od połowy 1917 roku. 31 października 1918 roku austriackie godło z budynku bocheńskiego starostwa zrzucili górnicy.
A może to jednak Bochnia była pierwszym niepodległym miastem? Według historyka Ryszarda Rybki z Muzeum im. Stanisława Fischera w Bochni, wybitnego znawcy legionistów z powiatu bocheńskiego i brzeskiego oraz historii tego okresu na tym terenie, nie ma sensu spierać się o to z Tarnowem, Nowym Sączem czy Krakowem i prowadzić dochodzenie, które dowiedzie, że różnice dotyczące ogłoszenia w tych miastach niepodległości to zaledwie kwadranse. Tym bardziej, że według lokalnych działaczy miało do niego dojść w garnizonach tych miast równocześnie.
Dzisiaj idziemy do Małka
Prawdą jest, że zorganizowaną działalność konspiracyjną na terenie Bochni prowadzono już od sierpnia 1917 roku. Przybrała ona na sile wiosną 1918 r., kiedy, podobnie jak w wielu innych miastach, urządzono demonstracyjny protest przeciwko krzywdzącemu Polaków traktatowi brzeskiemu. Wtedy też członkowie konspirującej na tym terenie Polskiej Organizacji Wojskowej i organizacji „Wolność” zobaczyli, że jest ich wcale niemało. Przełomowy był lipiec 1918 r., kiedy do Bochni trafił kpt. Jerzy Dobrodzicki z Nowego Sącza. Początkowo mu nie ufano, ale stosunkowo szybko to on stanął na czele bocheńskich konspiratorów skupionych wokół dwóch powyżej wspomnianych grup. Spotkania ich przedstawicieli odbywały się w restauracji Małka przy ul. 3 Maja oraz w mieszkaniach bocheńskich nauczycieli. „Zebrania te nosiły nazwę »Dzisiaj idziemy na piwo do Małka«. Tu brali udział tylko wtajemniczeni oficerowie, wprost tylko ci, którym się bezwzględnie ufało” – tak wspominał te spotkania Romuald Buba. Jednocześnie utrzymywano łączność z konspiratorami w garnizonach Kraków, Tarnów i Nowy Sącz. Już w pierwszych dniach października konspiratorzy byli gotowi do przejęcia władzy w Bochni.
Rozkazów z Wiednia słuchać nie będziemy
29 października 1918 r. był dla Bochni dniem przełomowym, kiedy to kpt. Tadeusz Bursztyn podczas oficjalnej odprawy oficerskiej oświadczył, że Polacy mają już dość Austrii i rozkazów z Wiednia słuchać nie będą. Od tej pory kolejne wypadki następowały już szybko po sobie. Ostatecznie wolność Bochni przyniósł ranek 31 października. Konspiratorzy z Polskiej Organizacji Wojskowej, kierowani przez braci Jędrychowskich, przejmowali władzę w mieście, a oficerom i podoficerom innych narodowości wydano nakaz opuszczenia miasta do godz. 15. W Bochni tego dnia odbywał się jarmark. Na rynku było sporo żołnierzy. Tym polskiego pochodzenia nakazywano odpinać od czapek austriackie bączki, a pozostałych rozbrajano. Wieczorem odbyła się wielka manifestacja bochniaków. Spektakularnym akcentem było odkucie kilofami przez bocheńskich górników kamiennego austriackiego orła z gmachu starostwa (dzisiejszy budynek muzeum). Na rynku przemawiał znany w Bochni działacz ruchu ludowego Władysław Kiernik, bliski współpracownik Wincentego Witosa. W odezwie na ten dzień napisano: „Polacy! Kajdany, które nas krępowały przez 150 lat – spadły z rąk i nóg naszych. We wszystkich zakątkach Polski (...) każdą pierś rozpiera dziś radosna pewność, że Ojczyzna cała i zjednoczona – jest już nareszcie wolna i tylko Bogu Jedynemu na wszystkie przyszłe wieki podległa”.
Gimnazjaliści i powstaniec styczniowy
1 listopada rozpoczęto w Bochni formowanie pułku, który kilkanaście dni później otrzymał nazwę II Pułku Strzelców Podhalańskich. Na jego czele stanął mjr Jerzy Dobrodzicki. 11 listopada ppor. Feliks Jędrychowski poprowadził pierwszą kompanię z Bochni na odsiecz Lwowa. Kilka dni później uformowano kolejny – Pułk Piechoty Ziemi Bocheńskiej. Ten przekształcony w styczniu 1919 r. w 15 pp szczególnie zasłużył się w Bitwie Warszawskiej 1920 roku, za co został odznaczony przez samego Józefa Piłsudskiego najwyższym odznaczeniem wojskowym Virtuti Militari. Chętnych do walki o wolność ojczyzny w Bochni nie brakowało. Do boju szli gimnazjaliści, którzy mieli od 15 lat wzwyż, ale i poszedł na front i walczył od listopada 1918 r. do stycznia 1919 r. ponad 70-letni powstaniec styczniowy z Bochni. Trafił się i 68-latek, który po śmierci żony stąpił do Legionów i służył w taborach. Jak ustalił Ryszard Rybka, z powiatów bocheńskiego i brzeskiego w Legionach Polskich służyło ponad 1,5 tys. osób.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się