"Parafia jako miejsce świadectwa i wiarygodności wiary" - to temat lipcowej niedzieli synodalnej.
Wyjaśnienia motta szukamy w Ochotnicy Górnej. Z ks. proboszczem Stanisławem Kowalikiem oraz ks. Adamem Sroką, dyrektorem biblioteki WSD w Tarnowie i członkiem Komisji Teologicznej V Synodu Diecezji Tarnowskiej, jedziemy na Jamne, gdzie nad potokiem wartko spływającym z Gorców stoi kaplica dojazdowa. Miejsce modlitwy otoczone jest wypielęgnowanym ogrodem. Obok kaplicy, tuż za potokiem, jest dom Anieli Bukały i jej rodziny.
– Tam, gdzie teraz jest kaplica, stał spichlerz. Miejsce po nim mój ojciec, Ludwik Szlaga, przeznaczył na dom katechetyczny. To było w czasach, kiedy władza wyrzuciła religię ze szkoły i parafia musiała pomyśleć o salach do jej wykładania. Ówczesny proboszcz, ks. Grębski, szukał na Jamnem takiego miejsca i znalazł je właśnie tutaj – opowiada pani Aniela.
Proboszcz obiecał drzewo z lasu, ludzie – pozostały materiał i robociznę. Zaczęli budować. Po cichu, bez rozgłosu. Sprawa się jednak wydała. Ktoś doniósł, że ludzie budują bez zezwolenia i to obiekt kościelny. Budynek był już w stanie surowym, kiedy na plac przyjechała milicja. Smutni panowie zaplombowali budynek. Ksiądz proboszcz i ojciec pani Anieli dostali wezwanie do prokuratora, zaczęły się przesłuchania, ale wszyscy z Jamnego jak jeden mąż zeznawali, że to oni są inicjatorami budowy i że wszyscy są odpowiedzialni za jej prowadzenie.
– A skoro wszyscy, to nie dało się obarczyć winą ani księdza, ani ojca, którzy zostali uwolnieni od zarzutów – dodaje pani Aniela. W 1972 r. dom katechetyczny zamienił się w kaplicę pw. św. Maksymiliana, która służy mieszkańcom i turystom do dzisiaj. Troszczą się o nią jak o swój dom, a trzeba wiedzieć, że ich miłość do domu Bożego została wystawiona na ciężką próbę w 2018 roku.
– Zeszły się tutaj trzy potoki w czasie oberwania chmury, woda wysoka na metr płynęła między domem i kaplicą, ale ani do niej, ani do domu nie weszła. Mostek zerwała, ogród zniszczyła..., ale udało się go uratować – pani Aniela pokazuje kwitnące rabaty.
Ksiądz proboszcz Stanisław Kowalik.Dla ks. Stanisława Kowalika historia kaplicy na Jamnem jest jeszcze jednym dowodem żywej wiary jego parafian. – Nie bali się władzy, która zakazała im budować, ponieważ wiedzieli, że są sprawy ważniejsze od świętego spokoju. Swoim dzieciom i przyjeżdżającym tu wypoczywać ludziom zostawili materialne świadectwo swojej wiary. To ich ciągnie na Msze św. w niedziele, majówki, Różaniec i Gorzkie Żale... Niedaleko stąd jest Gorczańska Chata, słynne miejsce znane zwłaszcza studentom. Przyjeżdżają oazy. Ludzie pobudowali pensjonaty i mają prywatne kwatery. Wszyscy w kaplicy znajdują duchową przystań, czując, że Bóg jest blisko nich. Marzą, by na stałe przechowywany był tutaj Najświętszy Sakrament – mówi proboszcz.
Od zdziwienia do wiary
Kościół czy kaplica to miejsca naturalne dla wspólnotowego wyznawania wiary. Coraz mniej oczywistym jest dom rodzinny, ale nie u państwa Kapłaniaków. Ich dom rozsiadł się pod drugiej stronie Ochotnicy, przy szlaku na Turbacz. Widoków dzisiaj nie uświadczysz, ale przy dobrej pogodzie – Tatry jak na dłoni, w dole zaś za krawędzią grzbietu świeci się Jezioro Czorsztyńskie. Jest wysoko i daleko. Od wszystkiego. Dlatego chętnie przyjeżdżają tutaj cepry po powietrze, ciszę i odpoczynek. Po Boga też, choć nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę. Przynajmniej na początku pobytu.
– Kiedy widzą, jak się szykujemy do kościoła, że niedziela i Msza św. to jedno, że bez modlitwy nie da się żyć, pracować, to sami zgłaszają chęć pójścia razem z nami do kościoła. Zachwycają się zwłaszcza tym, że w pierwsze niedziele miesiąca ubieramy stroje regionalne, a w kościele jest Eucharystia z oprawą góralską – mówi Stanisław Kapłaniak, senior rodziny.
Rodzina Kapłaniaków.Cepry trochę może patrzą na nich jak na zaginiony już świat, taki Park Jurajski z dinozaurami wiary, które potrafią się zatrzymać w codziennym biegu i oddać i tak przeciekający przez palce czas Panu Bogu. Jeszcze się zdarza, że błogosławią konia przed orką, w pierwszą skibę wrzucają poświęcony na Szczepana owies, znaczą krzyżem chleb i całują, kiedy kromka upadnie na ziemię.
– Goście dziwią się na przykład, że w piątki pościmy, pewno dlatego, że posiłki, które przygotowujemy i dla nich, są postne. Nic na to jednak nie poradzą. Dzielimy się z nimi naszym życiem, religijnym podejściem do niego. I to działa lepiej niż słowa – mówią Bożena i Piotr Kapłaniakowie, rodzice czwórki dzieci, którzy za świadectwo życia małżeńskiego i rodzinnego otrzymali w 2018 r. diecezjalny medal Dei Regno Servire.
– Goście patrzą na ich świadectwo wiary, widzą, że ona jest dla nich ważna, i dzięki temu zaczynają się zastanawiać nad swoją relacją z Bogiem lub tylko nad tym, że On jest. Wiele razy mówią mi, że taki przykład modlitwy codziennej, Eucharystii we wspólnocie parafialnej, rodzinna atmosfera przeniknięta Bogiem, wzajemna pomoc i życzliwość, szacunek dla starszych, ukochanie pracy – to wszystko ich zawstydza. Bywa, że nawraca – podkreśla ks. Kowalik.
Serce na dłoni
Najmocniej uwiarygodnia wiarę miłość... Bogusław Gorzkowski jest strażakiem.– Chronimy nie tylko ludzkie życie czy dobytek. Czasem nie da się go zresztą już uratować, bo żywioł okazuje się szybszy i silniejszy od nas, ale wyruszamy w miejscowość, zbierając ofiary. Tak było w ubiegłym roku, kiedy rodzinie z Ochotnicy spalił się dom. Udało się dołożyć do budowy nowego, który powstał w bardzo szybkim czasie. Czasami zbierzemy nawet kilkadziesiąt tysięcy. Ludzie mają serce – podkreśla pan Bogusław. Przyszedł do Ochotnicy za żoną w 1979 roku. Był majstrem podczas budowy kościoła parafialnego, w którą angażowali się przede wszystkim parafianie, ale pomagali też strażacy z sąsiednich miejscowości.
Bogusław Gorzkowski.– Naszą służbę zawsze chcieliśmy uświęcić w kościele poprzez obecność na uroczystościach, odpuście, przy grobie Pańskim, przy zabezpieczaniu różnych wydarzeń parafialnych. Nie wszystkim to się podobało. Chcieliśmy na przykład poświęcić w kościele nowy sztandar, ale władza na to się nie zgodziła. No to my zrobili to po kryjomu. Sztandar pobłogosławił ks. Leopold Misterka, proboszcz w Ochotnicy Górnej. Chcieliśmy na uroczystościach kościelnych występować w mundurach. I znów władza stanęła okoniem. Napisaliśmy więc do komendanta wojewódzkiego, czy możemy modlić się w mundurach. Odpisał, że owszem, bo są nasze. Oj, i tak było – wspomina pan Bogusław.
Miłość do Boga i bliźniego
Ksiądz Adam Sroka, członek Komisji Teologicznej V Synodu Diecezji Tarnowskiej, z tematem lipcowej niedzieli synodalnej kojarzy słowa z Listu św. Jakuba, które wiążą wiarę z uczynkami. – Bez nich wiara jest po prostu martwa, nie potrafi przemieniać otaczającego nas świata, jest jak zwietrzała sól lub zgasła świeca, która nikomu nie rozjaśnia ciemności. Taka wiara przestaje być też wiarygodna, ponieważ ludzie oceniają jej wartość przez pryzmat życia uczniów Jezusa – mówi.
Ksiądz Adam Sroka.– Kiedy parafia jest miejscem świadectwa i wiarygodności wiary? W konkrecie podkreśliłbym najpierw jakość życia sakramentalnego. Parafia daje świadectwo wiary, kiedy jako wspólnota gromadzi się na Eucharystii, która jest dla niej najważniejszym wydarzeniem zbawczym uświęcającym codzienność. Takimi momentami ukazującymi życie wiarą w parafii są także inne uroczystości związane z udzielaniem sakramentów świętych: chrztu, bierzmowania, I Komunii św., pokuty czy małżeństwa. Wspólnota parafialna daje równorzędne świadectwo wiary i chyba ono jest dzisiaj najbardziej uwiarygodniające dla ludzi spoza parafii – kiedy kocha, świadczy miłosierdzie. To są konkretne uczynki pomocy potrzebującym, ale również zwyczajne gesty życzliwości, solidarności. Nawet uśmiech może być apostolstwem i uwiarygodniać wiarę, którą wyznają członkowie wspólnoty parafialnej – mówi kapłan.