Kiedy figura św. Józefa wróciła do kościoła po renowacji kilka dni przed ogłoszeniem pandemii, ludzie odczytali to jako znak.
W Czchowie, w bocznej kaplicy kościoła parafialnego, znajdowała się figura św. Józefa. - Stała w kącie, była zniszczona. Jesienią w ubiegłym roku oddałem ją do konserwacji. Prosiliśmy, żeby, jeśli to możliwe, wróciła w marcu do kościoła, bo to miesiąc św. Józefa. Marzec się zaczął, ale figura nie była jeszcze gotowa. Wreszcie pani konserwator dzwoni, że można odebrać. To było 12 marca. Dzień później było wiadomo, że sytuacja epidemiologiczna staje się coraz poważniejsza. W sobotę 14 marca był dekret biskupa o ograniczeniach i dyspensach. Dla nas, kiedy go tu wnieśliśmy, stało się jasne, że to nie dzieje się przypadkowo, iż św. Józef wraca do nas akurat teraz, tylko że dany jest nam na ten trudny czas - mówi ks. Ryszard Biernat, proboszcz parafii w Czchowie.
Figura po powrocie stanęła w prezbiterium kościoła, koło wiszącego centralnie krzyża. Każdego dnia przed błogosławieństwem wierni z kapłanami modlą się za wstawiennictwem św. Józefa o ustanie epidemii, za chorych, lekarzy i rodziny, które cierpią.
Ksiądz Ryszard Biernat figurę postawił w prezbiterium parafialnego kościoła. Grzegorz Brożek /Foto GośćWielką orędowniczką renowacji figury i kultu św. Józefa jest przełożona miejscowego domu sióstr służebniczek starowiejskich s. Marta Niemiec. Święty Józef jest drugorzędnym patronem zgromadzenia, ale s. Marta ma także osobiste nabożeństwo do niego. - Moja szczególna przygoda ze świętym rozpoczęła się 6 lat temu od tego, że mała figurka św. Józefa... spadła mi na głowę. Wróciłam wtedy do domu po pierwszej operacji neurochirurgicznej, planowałam konieczny remont domu. Czułam, że pewne sprawy mnie przerastają. Kiedy spadła mi na głowę figurka św. Józefa, oprócz krwiaka uzyskałam pewność, że on, jako patron domu, pomoże mi we wszystkich sprawach! Tak się stało - opowiada służebniczka.
Siostra Marta jest orędowniczką kultu św. Józefa. Grzegorz Brożek /Foto GośćŚwięty Józef też załatwił sobie sam renowację figury z parafialnego kościoła. Żeby ją sfinansować, siostry piekły ciasteczka, które miały rozprowadzać akurat w tę niedzielę, kiedy okazało się, że ludzie już do kościoła nie przyjdą. Zostały z górą upieczonych ciastek. Siostry prosiły św. Józefa o pomoc, radę. Dostały rozwiązanie. Stało się tak, że Bóg przysłał wielu hojnych ludzi na furtę domu zakonnego, skąd brali sobie ciastka, składając ofiary. Było tego grosza tyle, że wystarczyło na sfinansowanie renowacji. Przychodząc po ciastka, wierni z Czchowa odbierali sobie jednak zarazem obrazki z czchowskim św. Józefem i modlitwą - "Telegramem do św. Józefa". Święty po cichu zatroszczył się zatem także o swój kult.
- Święty Józef nigdy jeszcze mnie nie zawiódł, chociaż testował moją cierpliwość i zaufanie! Swoim pokojem łagodzi mój gwałtowny temperament. Wielokrotnie zaskakuje mnie sposobami wysłuchiwania próśb. Ma wyobraźnię i pomysły. Ogromnie cieszę się, że wielu mieszkańców Czchowa, i nie tylko, odkrywa moc jego wstawiennictwa u Boga! - mówi s. Marta.
Całe świadectwo s. Marty znajdziecie w "Gościu Tarnowskim" w numerze na Niedzielę Palmową.