Obrazy i figury, niegdyś czczone i uważane za cudowne, dziś są jakby na emeryturze. Z pewnością teraz jest czas, by sobie o nich przypomnieć.
Kozieniec jest miejscem wyjątkowym z kilku powodów. Najbardziej z religijnego, z racji rozwijającego się kultu Pana Jezusa Miłosiernego.
Z Rynku w Czchowie na Kozieniec jest parę kilometrów. Pod górę. Trochę jak na Kalwarię, które to porównanie w tym wypadku ma głębszy sens. Na miejscu z prawej strony stoi Dom Formacji Misyjnej im. ks. Jana Czuby, z lewej mała kapliczka, a za nią kościół z łaskami słynącym obrazem Pana Jezusa Miłosiernego. Wokół zaś nieprawdopodobne widoki Pogórza.
- Ta mała kapliczka to było pierwsze miejsce, w którym był obraz - pokazuje ks. prał. Józef Pamuła, emerytowany proboszcz czchowski. Jest sobota, późne popołudnie. Wokół świątyni krząta się kilka osób, przygotowując ją do niedzielnej celebry. - Stale, nie tylko my, miejscowi, ale ludzie z okolic przyjeżdżają tu, na tę górę, zwłaszcza na niedzielne Msze św. Polubili to miejsce, ten kościół, naszego Pana Jezusa - mówi sprzątająca świątynię kobieta.
Pierwsze pielgrzymki na Kozieniec, o których dziś wiadomo, zaczęły się przed II wojną światową. Do małej kapliczki wystawionej tu przez Zabrzańskich, w której umieszczono obraz Pana Jezusa Miłosiernego. - Obraz jest o wymiarach
Kozieniec jest małym sanktuarium pasyjnym. Niemniej jednak odpust przeżywają tu wierni w pierwszą niedzielę maja, kiedy obchodzimy uroczystość Znalezienia Krzyża Świętego. - Pobożność ludowa odczytuje w twarzy i oczach Chrystusa z Kozieńca nie tylko dobroć i miłość, ale przede wszystkim miłosierdzie, które jest pojęciem szerszym od wspomnianych przymiotów. Dlatego miejscowa ludność nadała mu imię Pana Jezusa Miłosiernego - tłumaczy ks. Pamuła. Istotnie kunszt artysty sprawił, że cały czas stojąc w kościele ma się wrażenie, że Jezus patrzy wprost na nas. - Choćby nawet kto był daleko od Boga, a stanął przez Jezusem Miłosiernym zaczyna uczestniczyć w misterium. Po chwili kontemplacji wychodzi człowiek odnowiony, czasem zmieniony - wspominał kiedyś ks. Franciszek Kolebok, niegdysiejszy katecheta w Czchowie. W umęczonej twarzy Jezusa Kozienieckiego ludzie znajdują pokój.
Tekst ukazał się w "Gościu Tarnowskim" w 2013 roku.