Walczył z bolszewikami. Został ranny i trafił do szpitala, gdzie zaraził się tyfusem. Umierającego syna ocaliła matka.
Jan Wolnik z Mokrzysk jako brzeski gimnazjalista zgłosił się do wojska, żeby walczyć z bolszewikami nacierającymi na Polskę. W czasie walk w sierpniu 1920 roku został ranny i trafił do szpitala w Prużanach na Białorusi. Zachorował tam na tyfus i był bliski śmierci.
W jaki sposób o stanie syna dowiedziała się jego matka Salomea? Nie wiadomo. - Babcia jednak postanowiła go odszukać i uratować od śmierci. Wybrała się w podróż, którą odradzał jej dziadek. Była jednak charakterna i postawiła na swoim. Zabrała do koszyka bochenek chleba, osełkę masła, gomułkę sera suszoną na strychu i wybrała się w podróż. Nie umiała czytać ani pisać i sobie tylko znanym sposobem po kilku dniach dotarła na miejsce. Dowiedziała się, że syn może już nie żyje albo umiera.
Salomea i jej syn Jan.Wskazano jej miejsce, gdzie go może odnaleźć. Weszła do sali, gdzie leżeli ci, co już umarli i jeszcze dogorywający. Wstrzymując łzy, wypatrywała swojego Jaśka, szła między trupami i konającymi, szła i wołała „Jasiek, Jasiek, odezwij się!”. Zaglądając w twarze leżących próbowała rozpoznać swojego syna. W pewnym momencie usłyszała „Mamo, tu”. I zobaczyła, jak leciutko poruszyła się wychudzona postać. Podeszła do niej, rozpoznała syna, objęła rękami i wołała dalej „Jasiek, Jasiek!”. On zaś słabym głosem powiedział: „Mamo, jeść”. Wtedy oderwała kawałek chleba i podawała mu do ust małe kawałki. Podawała je również innym, którzy mogli jeść. Znalazła syna i przywróciła go do życia - opowiada usłyszaną od babci dramatyczną historię Maria Góra.
Czy Jasiek przeżył wojnę i wrócił do domu? Jak potoczyły się losy Salomei? O niezwykłej historii z czasów wojny polsko-bolszewickiej i Bitwy Warszawskiej przeczytacie w najnowszym „Gościu Tarnowskim”.