Czy Maryja w Tuchowie rzeczywiście pomaga?
„Abyś miłość w naszych rodzinach odnowiła” to hasło towarzyszyło pielgrzymom w czwartym dniu odpustu w Tuchowie.
Poniedziałkowy poranek przywitał nas deszczem. Mimo to poranna Msza św. zgromadziła liczną grupę wiernych, pragnących spotkać się z kochającą Matką. Po celebracji liturgii wspólnie uwielbiliśmy Maryję śpiewem Godzinek ku czci Jej Niepokalanego Poczęcia.
Mszę św. o godz. 7 celebrował o. Adam Kośla CSsR, prefekt Seminarium Redemptorystów w Tuchowie. On także wygłosił homilię, w której podkreślił, że dom Maryi w Tuchowie to serce naszej diecezji, to tutaj bije serce Matki. W nim każdy z nas ma swoje miejsce. "Czy Maryja w Tuchowie rzeczywiście pomaga?" - pytał kaznodzieja, przytaczając historię z czasów II wojny światowej z podtarnowskiego Błonia, opowiadającą o aresztowaniu rektora tarnowskiego seminarium bł. ks. Romana Sitko wraz z klerykami pierwszego roku.
W opowieści nawiązał do tuchowianina Edwarda Bernackiego. Uwięzieni byli poniżani, bici i głodzeni. W końcu do Tuchowa dotarła wieść o tym, co dzieje się w gestapowskim areszcie w Tarnowie. Matka Edwarda, Anastazja, nie tracąc nadziei na ocalenie syna, postanowiła upiec chleb, aby mu pomóc. Do ciasta włożyła również obrazek z wizerunkiem Matki Bożej Tuchowskiej, który potarto wcześniej o cudowny obraz. Po otrzymaniu chleba, aresztowani pomodlili się i podzielili między siebie ten cenny dar. W chwili, gdy zjedli go, stało się coś nieoczekiwanego: kraty więzienia otwarły się i uwolnieni mogli wrócić do siebie. Pierwsze kroki skierowali do Tuchowa – do tego miejsca, z którego przyszło ocalenie. Ci młodzi mężczyźni swój ratunek zawdzięczają Maryi; dzięki Jej interwencji mogli zostać wyświęceni na kapłanów w 1945 roku.
Inna historia przytoczona przez o. Adama dotyczyła zakonnika, wychowującego się bez matki, która go opuściła w niemowlęctwie. Poznał ją dopiero, mając 25 lat. To Maryja była dla niego opiekunką przez czas dorastania, był Jej oddany i od Niej przyjmował miłość. Gdy po raz pierwszy pielgrzymował na Jasną Górę, zabrał ślubną obrączkę swojego ojca w nadziei na odnalezienie matki. Zawiesił ją między wotami, zgromadzonymi przy obrazie Maryi, z prośbą, aby Ona tak pokierowała losami, by matka się odnalazła. Po kilku latach, po wstąpieniu do zakonu, był na wakacjach w domu rodzinnym. Jego ojciec, wychodząc na zakupy, spotkał swoją żonę i matkę tego zakonnika. Zaprosił ją do domu; dzięki temu ten młody człowiek mógł poznać swoją matkę. To kolejne świadectwo tego, że Maryja na poważnie traktuje nasze prośby.
- Kiedy ja oddaję się Maryi - podkreślał kaznodzieja - to rzeczy po ludzku niespełnialne stają się możliwe. Co trzeba zrobić? - pytał. Należy ofiarować się Jej Niepokalanemu Sercu, jemu zawierzyć. Dla nas przykładem jak należy postępować, jest Święta Rodzina. To z niej czerpiemy inspirację do codzienności, od niej możemy się uczyć. Kaznodzieja podał trzy pomocne w tym wskazówki: po pierwsze milczenie, umiejętność słuchania drugiego człowieka, zdolność przemilczania bólu, cierpliwość, wrażliwość. Drugą podpowiedzią jest gotowość do tworzenia wspólnoty, jedności (która wynika z sakramentu małżeństwa) między członkami rodziny, a trzecią przykład pracy.
Maryja jest zasłuchana w nasze rozterki, problemy, stale pragnie pomagać. O. Adam, aby to jeszcze lepiej zobrazować, posłużył się innym przykładem: rodziny z trzyletnią córką. Pewnego dnia mąż zdecydował opuścić żonę i córkę, odszedł do innej kobiety. Żona nie chciała się poddać: zadała sobie pytanie, co może zrobić. Postanowiła, że będzie wstawać pół godziny wcześniej i modlić się do Matki Bożej o nawrócenie swojego męża i o jego powrót do domu. Trwało to dwa lata i ostatecznie skruszony małżonek wrócił do rodziny. Maryja wyjednała tę łaskę ufającej kobiecie. Ona - Matka Boża - pomaga leczyć ludzką nędzę i cierpienie, grzech i poranienia.
Liturgii Mszy św. o godz. 9, na którą przybyły Grupy Modlitewne Ojca Pio, przewodniczył o. Kazimierz Pelczarski CSsR z tuchowskiej wspólnoty redemptorystów. Kazanie natomiast wygłosił ks. prałat Andrzej Liszka, diecezjalny koordynator Grup Modlitewnych Ojca Pio. Przedtem jednak siostry józefitki – wraz z zebranymi czcicielami Maryi – modliły się o nowe powołania do służby Bożej w Kościele.
Kaznodzieja rozpoczął homilię od historii peregrynacji figury Matki Bożej Fatimskiej po Włoszech. Miała również się odbyć w San Giovanni Rotondo, miejscu życia Ojca Pio, który niesamowicie ucieszył się z tego powodu. Zapadł jednak na dziwną chorobę. Będąc bardzo cierpiącym i schorowanym, nie mógł poprowadzić przygotowania bezpośrednio, ale robił to ze swojej celi klasztornej.
Łzy płynęły z jego oczu. Przyniesiony do kościoła na specjalnym krześle, założył na dłoniach Maryi swój różaniec, po czym ucałował Jej ręce. Na drugi dzień figura miała opuścić San Giovanni Rotondo. Pilot helikoptera transportującego wizerunek Maryi, jakby chciał zrobić ukłon w stronę świętego, okrążył trzykrotnie miejsce jego zamieszkania. Podprowadzony do okna, pożegnał Maryję słowami ze łzami w oczach: „Przybyłaś, Mateńko, do Italii i zastałaś mnie chorego. Odchodzi, a ja nadal jestem cierpiący”. I wtedy jego ciałem wstrząsnęły drgawki, niektórzy myśleli, że to już ostatnie momenty życia. Jednakże - ku zdumieniu zebranych - on odzyskał w tej chwili zdrowie.
Prymas Tysiąclecia, wielki czciciel Maryi, w jednym z kazań mówił, że „Matka Boża pojawia się zawsze tam, gdzie zagrażają człowiekowi różne niebezpieczeństwa, gdzie jest ciężko”. Nam też nie jest lekko, wielu wciąż się boi nawet wyjść z domu z powodu niepewnej sytuacji. Serca sporej liczby osób toczy lęk i strach, co przekłada się również na ich uczestnictwo w życiu wiary. Nie potrafią przekroczyć nawet progu swojego domu.
Maryja rozumie te obawy, bo żyjąc na tym świecie, widziała niejedną ludzką biedę i cierpienie. Widząc ból i strach, ujmowała się za ludźmi u swojego Syna. Ewangelia przekazuje nam obraz Maryi jako Tej, która kryje się za Synem. Ona widziała jak Jezus uzdrawia tych, którzy byli niewidomi, niesłyszący, trędowaci. Mając serce wrażliwe i otwarte na nasze potrzeby, wstawia się za nami.
Znakiem Jej obecności i wrażliwości jest to sanktuarium. To tutaj Ona nas pociesza, osusza nasze łzy. Mury, posadzka tej budowli - gdyby mogły mówić - opowiedziałyby nam o tym, z czym ludzie przychodzą do Matki oraz o tym, jakiej pomocy i czułości doświadczają od Niej. Ona zanosi nasze prośby, nasze westchnienia Jezusowi. Tak bardzo potrzebujemy naszej Mamy - podkreślał kaznodzieja - potrzebujemy Jej wsparcia, a także tego ideału, który nam ukazuje.
„Wstąp w głąb siebie i zobacz, jak bardzo potrzebujesz Maryi” - zachęcał ks. Andrzej Liszka. To wezwanie skierowane jest do każdego, do małżonków, do każdego, komu zależy na dobru. Współczesność - podkreślał kaznodzieja - wymaga tego wejścia w siebie i zawierzenia Maryi, która tak bardzo jest pomocną.
Zwrócił uwagę na fakt, jak wiele domów - również wierzących - pozbawionych jest oznak wiary, gdzie nie ma krzyża lub obrazu Maryi. Może warto nad tym się zastanowić i zmienić, jeśli potrzeba? - pytał.
Przy Matce się odpoczywa, u Niej można znaleźć wytchnienie i pokrzepienie - przypomniał ks. Andrzej. Przybywajmy tu do Niej, nie bójmy się pandemii - bądźmy odważni, bo u Matki jest ukojenie. Ona przez swoją modlitwę zanoszoną do Jezusa pociesza nas, osusza nasze łzy i każdy z nas może doświadczyć tego, co było udziałem Ojca Pio. Ks. Andrzej zachęcał do gorącej miłości względem Maryi, bo Ona naprawdę chce pomagać swoim dzieciom.
Niebo zaciągnięte chmurami i padający deszcz nie odstraszył czcicieli Maryi, którzy przybyli na kolejną Mszę św. do Jej domu w Tuchowie. Kilkanaście minut przed jedenastą siostry józefitki wraz z wiernymi zgromadzonymi w świątyni wypraszały łaskę nowych powołań.
Wielki czciciel Matki Bożej Tuchowskiej bp Stanisław Salaterski, biskup pomocniczy diecezji tarnowskiej, był celebransem i kaznodzieją Mszy św. o godz. 11. Podczas odpustowej Sumy – gromadzącej pielgrzymujących kapłanów diecezjalnych oraz redemptorystów – podkreślił, że ten, kto ucieka się do Matki, ten nigdy nie zostanie opuszczony i zostawiony sam sobie, również w sytuacjach beznadziejnych. „Pod Twoją obronę” towarzyszy nam stale, od dawna – zaznaczał biskup Stanisław – również obecnie, w niepewnej sytuacji. Siła zła jest ogromna, ale jako ludzie wierzący mamy obronę w Matce Bożej; Ona jest przewodniczką wiodącą do bliskości z Bogiem.
Ona również pomaga odnowić miłość w naszych rodzinach. Biskup zauważył, że wychowanie nie może ograniczyć się do zapewnienia materialnego powodzenia dziecku, ale na przekazaniu wartości młodemu pokoleniu. Matka Najświętsza pomaga w tym rodzicom, troszczącym się o swoje dzieci. Miłość jest konieczna w rodzinie: rodziców względem dzieci, ale i dzieci względem rodziców. Niestety - jak zauważył - wiele jest do naprawy, do przepracowania w naszych rodzinach; jest jednak nadzieja: Bóg pomaga w porządkowaniu tego, co pogmatwane.
Ksiądz biskup zwrócił się również do kapłanów, aby ci byli wrażliwi, rozmodleni. Zaprosił do aktywnego naśladowania postawy Jana Pawła II, który jest niesamowitym wzorem gorliwości pasterskiej. Uwrażliwił również duchownych na postawę dyspozycyjności i otwartości na drugiego człowieka, która zasadza się na miłości chrześcijańskiej. Jednym z wymiarów miłości, który winien być ożywiany wzorem Maryi, jest miłość wobec współbraci: wzajemne wspieranie się, pomoc bliźniemu.
Odniósł się do świadectw wielu kapłanów, którzy przetrwali czas obozów koncentracyjnych albo pobytu w wojsku w okresie komunistycznym, gdy duchowni pomagali sobie z wielkim oddaniem, brali na siebie ciężary innych. Jeszcze innym aspektem miłości jest wierność własnemu powołaniu, dążenie do świętości, realizacja Bożego wezwania do bliskości i zażyłości z Nim.
To wszystko będzie możliwe, jeśli zbliżymy się do Maryi, Matki. Ksiądz biskup przypomniał historię związaną z bp. Leonem Wałęgą, który u początku XX wieku - w czasie, gdy brakowało kapłanów w wielu parafiach - z zaufaniem oddał naszą diecezję Maryi w Tuchowie, Jej też powierzył sprawę powołań kapłańskich.
- Dziś musimy ponownie do Niej się zwrócić i Jej zaufać, uczynić krok wiary i prosić o odnowienie ducha kapłańskiego oraz zaszczepienie w sercach młodych pragnienia pójścia za Jej Synem - przekonywał bp Stanisław Salaterski.
Wraz z wiernymi zebranymi w tuchowskiej bazylice modlitwą Koronki do Bożego Miłosierdzia, którą prowadziły siostry józefitki, wypraszaliśmy potrzebne nam wszystkim łaski.
Eucharystii o godz. 15 przewodniczył o. Sylwester Pactwa CSsR. Słowo Boże do zgromadzonych skierował o. Adam Kośla CSsR. Kaznodzieja nawiązał na samym wstępie do hasła tegorocznego odpustu tuchowskiego. Maryja pomaga nam nieustannie. Ona chce nas przytulić do swojego serca, w którym jest miejsce dla każdego, bez wyjątku. Poprzez historie wzięte z życia o. Adam ukazał, że Matka Boża Tuchowska nam pomaga! Traktuje nas poważnie. Ona naprawdę nas słucha i wysłuchuje. Przedstawia Bogu nasze prośby.
Kaznodzieja mówił, że modlitwa do Maryi ma wypływać prosto z naszego serca. Ma ona być prosta i pełna ufności. Na zakończenie prosił byśmy otwarli swoje serca dla Matki. Ona nam pomoże, ale musimy Jej zaufać. Oddać się Jej bez reszty i prostocie z ufnością.
Wieczorna Eucharystia była poprzedzona Drogą Krzyżową oraz Nieszporami. Na ostatniej Mszy św. pod przewodnictwem biskupa tarnowskiego Andrzeja Jeża zgromadzili się członkowie Stowarzyszenia Rodzin Katolickich, Kręgów Kościoła Domowego, Poradnictwa Rodzinnego oraz małżeństw przeżywających jubileusze. Ordynariusz naszej diecezji wygłosił również homilię.
Ks. bp Andrzej przypomniał wszystkim, iż dzięki Maryi weszliśmy do wspaniałej rodziny. Każdy z nas bez względu na pochodzenie ma przystęp do Boga. I tak jak w rodzinie przeważnie świętujemy urodziny i imieniny, tak i my teraz świętujemy w domu naszej Matki. Kaznodzieja podkreślił, jak ważne jest to, że każdego roku z dumą świętujemy odzyskanie niepodległości. Jednakże nie zawsze pamiętamy o tym, że w Bogu za przyczyną Maryi przeżywamy inną niepodległość, wysłużoną mocą krwi, cierpienia, krzyża i śmierci Jezusa Chrystusa.
Maryja, jak kontynuował, jest najczystszym źródłem, z którego wypłyną nasz Odkupiciel – Jezus Chrystus. Zazwyczaj nie doceniamy wartości rodziny. Zdrowa, silna rodzina jest początkiem każdej dobrze funkcjonującej struktury. W dzisiejszym świecie toczy się walka o rodzinę. Łatwo ją rozbroić, jeśli zabierzemy fundament i odwrotnie. Rodzina będzie silna i trwała, jeśli położony będzie pod nią mocny fundament, którym jest łaska sakramentu małżeństwa. Dzięki niej, gdy przychodzą kryzysy, odnajdujemy siłę w Bogu. Tę łaskę jednak trzeba nieustannie rozwijać, bo nawet dom na najmocniejszym fundamencie, jeśli nie będziemy o niego dbali, zacznie się sypać. Jakże więc ważna jest wierność małżonków.
Każda rodzina potrzebuje siły duchowej, a płynie ona z modlitwy. Pasterz diecezji apelował, by praktykować wspólną modlitwę z całą rodziną. Modlitwa taka bowiem leczy i scala wszystkich członków rodziny. Po homilii zgromadzeni małżonkowie odśpiewali hymn do Ducha Świętego oraz odnowili przyrzeczenia małżeńskie.
Jak każdego dnia, Eucharystię zakończyliśmy adoracją Jezusa ukrytego w Najświętszym Sakramencie, po której nastąpiło zasłonięcie Cudownego Obrazu. Następnie wierni udali się na dróżki, by tam modlitwą różańcową zakończyć kolejny dzień odpustu.