Sytuacja w tym kraju coraz bardziej się destabilizuje. Rebelianci przejmują kontrolę na kolejnymi miastami i wioskami.
Jak informuje VaticanNews, w rękach rebeliantów znajduje się już ponad 80 proc. terytorium Republiki Środkowoafrykańskiej, a stolica jest oblężona.
Rebelianci domagają się unieważnienia wyborów prezydenckich i ogłoszenia rządu przejściowego.
„Nasze kościoły, seminaria i misje znów zapełniają się przestraszonymi ludźmi, którzy nie wiedzą, co ich czeka” - powiedział Radiu Watykańskiemu pochodzący z diecezji tarnowskiej bp Mirosław Gucwa.
Tarnowski misjonarz, który jest ordynariuszem Bouar - miasta, które również zostało zaatakowane przez uzbrojonych rebeliantów, obecną sytuację opisuje także w liście nadesłanym do Wydziału Misyjnego Diecezji Tarnowskiej.
Ludzie szukają schronienia w kościołach w Bouar. FB Beata Zajączkowska"W samym Bouar rebelianci dali o sobie znać w dniu wyborów 27 grudnia, strzelając z broni przez prawie godzinę, by przeszkodzić w głosowaniu. Ani policja, ani żandarmeria i wojsko nie zabezpieczyli biur wyborczych, ludzie więc pozostali w domach nie ryzykując życiem. Dziwiło również zachowanie wojsk ONZ-tu, które w tym dniu dopiero przed południem wyjechały z bazy. Za późno, by otworzyć biura. Wojsko wtedy nie stawiło oporu, co więcej opuściło koszary. Rebelianci wywodzący się z miasta zajęli miejsce w jednej z dzielnic, nie przeszkadzając ludziom w przemieszczaniu się. Coraz częściej jednak pojawiali się z bronią na ulicy" - pisze bp Mirosław.
"Zmiana dowódcy wojsk wprowadziła zmianę nastawienia żołnierzy do rebeliantów i odwrotnie. Próbowaliśmy doprowadzić do dialogu. Okazało się to niemożliwe, bo wojskowi nie chcieli negocjować z rebeliantami zaś rebelianci nie przyjęli naszego zaproszenia na rozmowy z władzami miasta i Minusca, bo szefostwo ze stolicy im zabroniło.
Po Nowym Roku, 7 stycznia, doszło do pierwszej potyczki zbrojnej pomiędzy wojskiem a rebeliantami (AB) i wtedy rebelianci wywodzący się z Bouar wezwali posiłki innego ugrupowania „3R” (Retour, Réclamation, Réconstruction) złożonego z plemienia hodowców bydła (Mbororo). Chłopcy dobrze uzbrojeni i zahartowani w walce, zjawili się po kilku godzinach w Bouar. Tego obawiali się właśnie zdrowo myślący mieszkańcy miasta. My również.
Niedługo, bo dwa dni później, doszło do starcia bojowego dwóch frakcji: rebeliantów i armii regularnej. Byliśmy z prefektem i drugim funkcjonariuszem w jednym samochodzie w centrum miasta, kiedy dziesiątki rebeliantów kierowało się na koszary wojskowe. Przez kawałek drogi jechaliśmy pośrodku dwóch kolumn. Patrzyli na nas obojętnie, my zaś z bólem w sercu, bo wiedzieliśmy, co ten przemarsz oznacza i ile cierpinia sprawi niewinnym. Próbowaliśmy skontaktować się z ich dowódcą, Ndale. Nie odpowiedział jednak na telefon.
W katedrze zaczęli się pojawiać ludzie z pobliskich dzielnic, szukając schronienia. Ponad 2,5 tys. osób schroniło się już w seminarium ojców kapucynów (2 km od katedry) skąd właśnie wracaliśmy z prefektem.
Serie z karabinów i moździerzy zaczęły się przed godziną 11.00. Około 16.00 uspokoiło się. W katedrze było już ponad 1200 osób, zwłaszcza dzieci i kobiet. Noc minęła spokojnie" - relacjonuje biskup.
Tłumaczy w liście, że obecność rebeliantów w mieście oznacza zamknięcie szkół, urzędów i zastój ekonomiczny. Ponadto w każdej chwili konflikt zbrojny może się powtórzyć. "Bolesne jest to, że szefem tej frakcji rebeliantów jest niejaki Ndale, człowiek z Bouar, który kiedyś z antybalaką walczył przeciwko selece. Dziś razem z nimi atakuje żołnierzy, wywodzących się z naszego kraju i miasta Bouar. Brat zabija brata i tego ludność Bouar mu chyba nie wybaczy. Ludność, która z powodu tego konfliktu, musi chronić się w polach lub obozach, cierpiąc brak wody, żywności i znosząc różne inne niedogodności" - zauważa tarnowski misjonarz.
Ordynariusz diecezji Bouar obawia się nadchodzących dni, ponieważ na 19 stycznia Trybunał Konstytucyjny zapowiedział ogłoszenie wyników wyborów. Jeśli potwierdzi wybór dotychczasowego prezydenta Faustina-Archange Touadery, rebelianci zapowiedzieli marsz na stolicę. Jak zauważa bp Mirosław Gucwa, trudno jednak uznać minione wybory za demokratyczne. Wielu ludzi z powodu strachu nie poszło do urn. Zawiodło nawet wojsko ONZ, które nie chroniło lokali wyborczych i nie zapewniło ludziom bezpieczeństwa.
Biskup Mirosław apeluje o modlitwę w intencji pokoju w Republice Środkowoafrykańskiej, o światło dla rządzących, aby nie szukali rozwiązania konfliktu na drodze zbrojnej, ale na drodze dialogu, aby kraj mógł wreszcie się rozwijać.
Cały list bp Mirosława Gucwy, w którym opisuje on historię obecnego konfliktu w RCA, spustoszeniu, jakie on sieje i o trudnościach w jego zażegnaniu, można przeczytać TUTAJ.