Jak wygląda pomoc uchodźcom z perspektywy niewielkiej i niezamożnej gminy? Co możemy robić, czego potrzebujemy, na co czekamy? Mówi Grzegorz Gotfryd, wójt gminy Szerzyny.
- Kiedy mieliśmy pierwsze informacje, że z Ukrainy może zacząć się exodus uchodźców, próbowaliśmy przygotować infrastrukturę, żeby ich przyjąć. Nie mamy hotelu, internatu czy innych obiektów, które wprost nadawałyby się do wykorzystania na ten cel. Przygotowaliśmy zatem obiekty użyteczności publicznej: salę gimnastyczną w Szerzynach i salę w domu kultury w Czermnej. Razem na 60 miejsc. Czemu te? Bo tam mamy pełen węzeł sanitarny, są prysznice, jest osobne wejście i możemy wydzielić, w przypadku szkoły w Szerzynach, tę jej część bez uszczerbku dla procesu edukacyjnego - tłumaczy wójt Grzegorz Gotfryd.
Poza tym szkoła jest blisko centrum, siedziby samorządu, magazynu z pomocą dla uchodźców, a to daje samorządowi możliwość sprawowania stałej troski.
- Zakupiliśmy łóżka, tzw. dostawki hotelowe, wyposażyliśmy salę w sprzęt umożliwiający przygotowanie śniadań i kolacji. Natomiast obiady są przez nas dostarczane. Kuchnia szkolna gotuje, samorząd płaci za produkty, a pracę wolontaryjną dają panie kuchni - objaśnia wójt Gotfryd.
- Staramy się robić na ten moment wszystko, co można. Skomplikowaną sytuację uchodźców, także tych mieszkających na terenie gminy, znacznie uprości ustawa i nadanie im numeru PESEL - mówi Grzegorz Gotfryd. Grzegorz Brożek /Foto GośćPoza tym parafia w Ołpinach zgłosiła możliwość zakwaterowania uchodźców. Tam trafiła najpierw 10-osobowa, trzypokoleniowa rodzina z Równego: 2 dziadków, 3 kobiety i 5 dzieci. Uciekali względnie wcześnie, wyjechali samochodami i dotarli do Ołpin. W związku z tym, że mieli własny transport, udało się im zabrać nieco własnego mienia. Na terenie gminy znaleźli także schronienie rodziny ukraińskich pracowników jednej z firm z Żurowej. - Ich status i sytuacja jest zadowalająca, nie wymagają oni troski ze strony samorządu, opiekują się nimi gospodarze - informuje wójt Gotfryd.
W sali gimnastycznej szkoły w Szerzynach natomiast zamieszkało 11 osób, kobiety z dziećmi, które trafiły tu za pośrednictwem samorządu Dębicy. - Burmistrz Mariusz Szewczyk, kiedy jeździł z pomocą na granicę z Ukrainą, i kiedy z granicy organizował transport uchodźców do Dębicy, zadzwonił i spytał, czy bylibyśmy w stanie przyjąć kobiety z dziećmi, które są i marzną na granicy. Zdecydowaliśmy od razu - tłumaczy włodarz szerzyński.
Ich sytuacja jest trudna. Te, z którymi rozmawialiśmy, uciekły, każda z nich, z jedną torbą i dwójką dzieci. - Niektóre mają paszporty, niektóre nie mają żadnych dokumentów. Dzieci zazwyczaj mają tylko akty urodzenia. Czekamy na ustawowe rozwiązania. Nadanie numeru PESEL rozwiąże wiele problemów - mówi Grzegorz Gotfryd.
Wójt mówi, że tworzy się cały czas i z dnia na dzień jest coraz dłuższa lista domów, które chciałyby przyjąć uchodźców. - Zbieramy dalej informacje, ale dopóki jest taka możliwość, wolimy uchodźców kwaterować w obiektach będących w dyspozycji gminy. Panie pytały, kiedy przyjechały, jak długo mogą zostać. Zapewniliśmy je, że tak długo, jak będzie potrzeba. Trzeba mieć świadomość, że część z uchodźców ma w Polsce bądź na zachodzie Europy rodziny, czasem przyjaciół. Już szukają lub będą szukali możliwości przemieszczenia się. Panie, które gościmy w sali w Szerzynach, nie mają nikogo w Polsce. Ich pobyt u nas może być długotrwały. Natomiast niektórzy deklarujący przyjęcie uchodźców określają, że są w stanie przyjąć pod dach kobiety z dziećmi na tydzień, dwa, czy miesiąc lub dwa miesiące. Z tego względu, że nie wiemy, jak długo potrwa wojna, kiedy uchodźcy będą mogli wrócić do domów, chcemy uniknąć sytuacji, że naszym rodzinom skończą się możliwości pomagania, dlatego tak długo, jak to możliwe, będziemy przede wszystkim szukać i zapewniać im dach nad głową w naszych obiektach - mówi wójt Gotfryd.
Panie już teraz deklarują, że chętnie podjęłyby się dowolnej pracy. - To jest kolejny powód, oprócz możliwości opieki zdrowotnej, możliwości nauki dzieci w szkołach, dla którego pilnie czekamy na odpowiednie przepisy, bo wtedy moglibyśmy im zaoferować jakąś pracę - mówi wójt Grzegorz Gotfryd.
Anita Serafin z UG w Szerzynach jest w stałym, codziennym kontakcie z paniami. - Wczoraj słyszałam od nich, że czują się tak, jakby były z dziećmi częścią jakiejś wielkiej naszej rodziny. Powiedziałam, że tak je traktujemy, bo tak czujemy. One czują się niezręcznie, że wszystko dostają. Był Dzień Kobiet. W czasie spotkania w gminie pani poprosiła o jakąś miskę, żeby prać bieliznę. Wieczorem zamontowaliśmy paniom pralkę, na którą złożyli się radni z wójtem - mówi Anita Serafin. Podczas spotkania z okazji Dnia Kobiet 7-letnia Kira, córa Mariny, obchodziła urodziny. Panie z Koła Gospodyń Wiejskich w Ołpinach zrobiły dla niej tort ze świeczką. Popłakała się nie tylko mama Kiry.