– Było trudno, ale daliśmy radę! – podkreśla ks. Józef Kasiński, pierwszy proboszcz miejscowej wspólnoty.
Jak wylicza ks. Tomasz Sowa, proboszcz z Zabrzeży, przez 710 lat mieszkańcy tej miejscowości i Zarzecza chodzili do Łącka.
– To było daleko. Z odleglejszych zakątków parafii nawet 8 km – mówi. W sierpniu 1982 roku do Zabrzeży na proboszcza erygowanej pół roku wcześniej parafii bp Piotr Bednarczyk, na polecenie bp. Ablewicza, przywiózł ks. Józefa Kasińskiego. Był być może ostatnią deską ratunku, bo ponoć kilku księży wcześniej odmówiło przyjęcia parafii. Biskup wybrał zatem młodego księdza, mającego za sobą 10 lat kapłaństwa. – Było trudno. Istniała jedynie kaplica zrobiona z cegły z suszarni – tylko dach, cztery ściany i pod jedną z nich ołtarz. Mieściło się tam ok. 200 osób – wspomina ks. Józef Kasiński. Trzeba było zadbać o całą materialną bazę parafii. Czy to było marzenie zabrzeżan, żeby budować? – Chcieliśmy mieć kościół bliżej. Wcześniej przyjeżdżali księża z Łącka, na katechezę w domach prywatnych, czasem tam odprawiali Msze św. Chcieliśmy mieć kościół i księdza na stałe – wspomina Antoni Baran, przewodniczący Rady Parafialnej. – Przyszedł ks. Kasiński i ukształtował oblicze parafii, zarówno materialne, jak i duchowe – dodaje Magdalena Śliwińska, emerytowana nauczycielka.
Satysfakcja
Czytelną odpowiedź, czy wierni chcą kościoła i parafii, ludzie dali przy budowie. – Myśmy nie mieli żadnej pomocy z zewnątrz. Tu każda złotówka pochodziła z ofiar parafian. To ich dzieło – mówi ks. Józef. Mało tego, nie da się zliczyć pracy, jaką tu włożyli, bo – poza nielicznymi czynnościami – wszystko zrobili sami. – Codziennie do pracy przez parę lat przychodziło 10–20 osób. Pamiętam, gdy laliśmy strop na kościele: beton trzeba było mieszać w betoniarkach. Zaczęliśmy rano w poniedziałek, a skończyliśmy o godz. 13 w sobotę. Praca trwała non stop, 24 godziny na dobę, na trzy zmiany po 8 godzin, i przychodziło mnóstwo ludzi – wspomina. Ale problemy były. Po cement ks. Józef jechał wieczorem do Kielc, stawał w kolejce. Rano okazywało się, że jest dziesiąty, i tym razem pozwolą mu kupić 5 ton. Kiedy składał podanie o przydział blachy na dach kościoła, to mu przyznali cztery arkusze, a potrzebował ponad sto razy więcej. Ze wszystkim był kłopot, wszystko trzeba było załatwiać. – Ksiądz Kasiński scalał, integrował parafię oraz prace wokół tego dzieła, na które z perspektywy lat patrzymy i mamy naprawdę satysfakcję – dodaje Antoni Baran. – Daliśmy radę, udało się, bo nie było wyjścia, ale to jest zasługa ludzi – uśmiecha się ks. Józef.
Budujące duchowo
9 maja parafia w Zabrzeży obchodziła 40-lecie. 50-lecie kapłaństwa świętował ks. Józef Kasiński, emerytowany proboszcz. 30-lecie obecny – ks. Tomasz Sowa i jeszcze 25-lecie rodak, misjonarz w Afryce, ks. Krzysztof Mikołajczyk. – Mając zaplecze, czas kontynuować walkę o ducha. Mówię „walkę”, choć większych problemów tu raczej nie ma – przyznaje Józef Tarchała, szafarz. Ksiądz Sowa mówi, że nadal widać, że parafia ma swój entuzjazm, co w czasach pewnego marazmu duchowego jest bezcenne. Drobny symptom? Ludzie śpiewają tu tak głośno i mocno, że mury licho postawionej świątyni mogłyby skruszeć. W Zabrzeży są solidne, więc nie pękają. 25 proc. parafian należy do róż różańcowych. Rodziny dbają o wychowanie, także religijne, dzieci. Czerpią wzór ze swej rodaczki bł. Celestyny Faron. – Uczciwie trzeba przyznać, że dobrze działa wzór księży, poprzedniego i obecnego proboszcza, którzy są skromni i w zgodzie współpracują. To jest bardzo budujące – przyznają parafianie. Po pandemii, do której wiele w Kościele dziś odnosimy, w Zabrzeży wrócili do świątyni w zasadzie prawie wszyscy. – Mają poczucie tego, że to jest ich świątynia, ich miejsce – mówi ks. Sowa.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się