Ponad 2,5 tys. tych, którzy w tym roku przystąpili do bierzmowania, przyjechało do sanktuarium bł. Karoliny. To wydarzenie pokazuje, że to nie jest tak, iż "straciliśmy wszystkich młodych".
Młodzież przyjechała na spotkanie z całej diecezji. Najpierw do Wał-Rudy, gdzie uczestniczyła na drodze męczeństwa bł. Karoliny w nabożeństwie Drogi Krzyżowej, na którym przewodnikami byli bł. Karolina i bł. Carlo Acutis. Potem wrócili do Zabawy na posiłek, integrację, po której Mszy św. przewodniczył pasterz Kościoła tarnowskiego bp Andrzej Jeż.
- Kiedy byłem w waszym wieku, propozycje Kościoła były prawie żadne. Oczywiście Msza św., oczywiście spowiedź, oczywiście katecheza pozaszkolna, ale nie mieliśmy tak potężnych możliwości, jak dziś. Tylu różnych grup, tylu różnych stowarzyszeń, tylu różnych możliwości - mówił. Dziś możliwości jest dużo, ale młodych mniej. - Może i tak, ale widzimy dziś tu, że to nie jest prawda, iż straciliśmy wszystkich młodych. Widać, że oni są, jeśli się zaprosi, coś zaproponuje, da jakiś pomysł. Potrzebują być "zaopiekowani". To wydarzenie pokazuje, że my tych młodych ludzi mamy, tylko musimy do nich wyjść, wychodzić - przekonuje Alicja Miszkurka z Wydziału ds. Nowej Ewangelizacji.
Biskup mówił też o tym, że programy, dobrze przygotowane materiały nie przyciągną ludzi do Boga, a przynajmniej nie tak, jak byśmy chcieli. Jeżeli nie będzie prawdziwego świadectwa wiary, świadectwa ludzi, którzy sami sobą niosą Ewangelię, wówczas będzie pusty Kościół. Błogosławieni Karolina i Carlo to dwoje młodych świętych, którzy ciągle przyciągają wielu młodych ludzi. Tylko że najłatwiej takie świadectwo znaleźć w Kościele. Wielu młodych w Kościele jest, a bierzmowani zaproszeni są do dawania świadectwa, do apostolstwa. Tylko trzeba dać okazję do apostolstwa, bo też nikt nie będzie w stanie tak skutecznie młodych przekonać, jak rówieśnicy.
Amelia i Zuzia z Radłowa nie żegnają się z Kościołem, tylko po bierzmowaniu jeszcze szerzej rozwijają skrzydła. Grzegorz Brożek /Foto GośćZuzia i Amelka z Radłowa, tegoroczne bierzmowane przyznają, że nie jest łatwo być świadkiem. - Przede wszystkim na takich wydarzeniach jak dziś są ludzie, którym Kościół nie jest obcy. Tu czujemy się silne, tu sił też nabieramy, także radości, entuzjazmu. Poza wspólnotą mówienie o Jezusie naraża na wyśmianie, na nazwanie "zacofaniem, średniowieczem". Takie spotkania potrzebne są nie tylko tym, którzy Kościół poznają, ale i tym, którzy potrzebują umocnienia, żeby dać radę - mówią dziewczyny.