Jezus przychodzi na świat jako małe dziecko. Również dziecko zmieniło świat Krzysztofa Kurka.
Krzysztof Kurek od dziecka nie miał łatwego życia. Miał zwyczajną rodzinę, ale potem ojciec zginał na kopalni, mama nie dawała sobie rady, więc chłopak trafił do domu dziecka. Tam popełniał z grupą rówieśników trochę drobnych przestępstw, więc trafił do ośrodka, potem poprawczaka, niemal prosto stamtąd do więzienia. W sumie spędził w nim z przerwami ponad 30 lat. Ostatni wyrok otrzymał za usiłowanie zabójstwa. Był człowiekiem do wynajęcia dla grup przestępczych. Między wyrokami wziął ślub cywilny z kobietą, która miała kilkumiesięczne dziecko, Agnieszkę. - To maleńkie dziecko przytuliło się do mnie z taką ufnością, i pierwszy raz w życiu poczułem wtedy, że ktoś mnie może kochać nie ze strachu i nie za pieniądze. Dziś to dziecko ma 33 lata. Dalej mi mówi „tato”, ja jej mówię „córciu” - przyznaje mężczyzna.
Córka odwiedzała go w więzieniu, najpierw z mamą, potem sama. Pewnego razu zaginęła. Pojechała do miasta, które było centrum handlu kobietami. - Uruchomiłem swoje przestępcze kontakty. Szukali jej w całej Polsce, także w Niemczech, Holandii. Nie znaleźli. Właściwie pierwszy raz w życiu się przeraziłem tym, że mogę stracić osobę, którą kochałem ojcowską miłością. W Boga nie wierzyłem, kpiłem z Niego, ale nie miałem wyjścia. Wstawałem o 3 rano i wołałem do Niego targując się, że jeśli jest, to niech zabierze moje życie, ale żeby to dziecko mogło żyć. Życie za życie. Prosty układ. Poczułem bezsilność. Nawet jak byłem w trudnych sytuacjach, kiedy strzelali do mnie, kłuli mnie nożem, nigdy się nie bałem, a teraz właśnie tak - opowiada Krzysztof. Bóg owszem, zabrał jego życie, ale nie tak, jak myślał że się to stanie.
Zaczęło się potem coś dziać. Zaczęła znikać jego agresja, Bóg odbierał mu chciwość i nienawiść, dał mu współczucie. - Doszło do tego, że któregoś razu widziałem prowadzonych więźniów. Zniszczeni narkotykami, alkoholem, słabi, biedni. Normalnie traktowałbym ich jak śmieci, a mi zrobiło się ich żal. Zacząłem to składać do kupki. Wyszło mi, że to musi być Bóg, nie ma innej opcji, bo prawie 40 lat resocjalizacji nie zmieniło mnie w ogóle, a tu przestałem sam siebie poznawać. Ja chciałem oddać dosłownie swoje życie za córkę, a Bóg zaczął zabierać moje stare życie – tłumaczy swoje nawracanie. W końcu trafił na kurs "Alpha", który nadał kierunek tym zmianom.
Wrócił do Boga, do Kościoła. Bóg, jak mówi, opiekuje się nim. Kiedyś słyszał przypadkowe słowa w telewizji "Patrz do góry". Stały się jego mottem. W 2017 roku w połowie roku wyszedł z więzienia. Bóg dał mu żonę. Krzysztof wiedział, że z Iwoną pobiorą się jeszcze w 2017 roku. 3 grudnia ktoś pytał, co z tym ślubem, a on jeszcze nie wiedział. Iwona wątpiła, bo nie mieli pieniędzy, ona nie miała sukni, nic. "Patrz do góry Iwonka" powtarzał. Ślub odbył się 30 grudnia. Zapraszali przez media społecznościowe tylko na ślub, bo wesela z braku pieniędzy miało nie być. przyszło 120 osób. Wesele się odbyło, był tort, wszyscy wyszli wybawieni i wytańczeni.
Obszernie o Krzysztofie Kurku, jego życiu i nawróceniu piszemy w świątecznym wydaniu Gościa Tarnowskiego. On sam opowiadał o tym w czasie ostatniej wizyty w Tarnowie, w czasie której spotkał się ze wspólnotą Zakładu Poprawczego, a także z grupą osób uzależnionych i współuzależnionych "Ja i Ty".