Nowy numer 22/2023 Archiwum

Zawsze chciał być dobrym człowiekiem

By zmylić Urząd Bezpieczeństwa sfingował swoją śmierć, a po niej ukrywał się jeszcze przez cztery lata, udając nawet kobietę.

W szkole podstawowej w Zaczarniu 2 marca odbyła się promocja książki dr Agnieszki Przewłoki „Zniknąć, żeby nie zdradzić. Tadeusz Podolski (1919–1954). Strategia przetrwania w ostatnich latach życia”. Autorkę zaintrygował radykalizm postawy Podolskiego, który chciał być przede wszystkim dobrym, uczciwym człowiekiem i spokojnie żyć w nowej rzeczywistości po II wojnie światowej. – Niestety, nie zostało mu to dane – podkreśla A. Przewłoka.

Tadeusz urodził się 15 kwietnia 1919 roku w Starych Żukowicach. Jego ojciec Władysław, leśniczy u książąt Sanguszków, po kilku latach kupił starą leśniczówkę w Zaczarniu i tam przeniósł się z całą rodziną. Tadeusz ukończył w tej miejscowości szkołę, a następnie w Woli Rzędzińskiej rozpoczął naukę kowalstwa. W 1940 roku ożenił się z Anielą Wardzałówną, córką swojego majstra. Małżeństwo zamieszkało w Zaczarniu. W maju 1941 roku mężczyzna wstąpił w szeregi Armii Krajowej, przybierając pseudonim Tygrys. Jego żona również wstąpiła do AK. W 1943 roku jego dom stał się schronieniem dla żołnierzy AK, których nie zdołało ująć Gestapo. Jeden z nich, Aleksander Furmański, napisał później w swoich pamiętnikach, że Podolscy wykazali się w tym czasie heroiczną odwagą, mając świadomość, że w razie odkrycia kryjówki ich dom zostanie spalony, a oni rozstrzelani.

Rodzina doczekała końca wojny, ale nie spokoju. Tadeusz rozpoczął w 1946 roku pracę w Straży Ochrony Kolei. Widząc jednak, jak żołnierze radzieccy dopuszczali się kradzieży, nie chciał dalej pełnić swojej służby. Zmuszano go do powrotu, on jednak nie zmienił swojej decyzji. Uznano ją za „działanie wrogie”, co zmusiło Podolskiego do opuszczenia Zaczarnia i szukania miejsca, gdzie mógłby uczciwie żyć ze swoją rodziną. Dawny kompan Tadeusza, Franciszek Kuta, który ukrywał się w jego domu w czasie wojny, wyjechał „po wyzwoleniu” na Ziemie Zachodnie, do Gnojnej, gdzie był leśniczym. Ściągnął tam Tadeusza i jego rodzinę. Wszystko zaczęło się układać. Były dom, praca, nowi znajomi, wśród których znalazł się także miejscowy proboszcz ks. Józef Basista. UB w Tarnowie zaczęło się jednak interesować dawnym mieszkańcem Zaczarnia, uważając go za członka WiN-u. Kiedy ubecy dowiedzieli się o jego pobycie w Gnojnej, nawiązali kontakt z tamtejszym Urzędem Bezpieczeństwa, ten zaś zaczął „rozpracowywać” Podolskiego, zmuszając go w końcu brutalnością przesłuchania do zgody na współpracę. I znów odezwała się uczciwość Tadeusza, który nie chciał być konfidentem. Jak opisuje A. Przewłoka, mężczyzna postanowił sfingować swoją śmierć, którą miał rzekomo ponieść w czasie leśnych prac. Proboszcz ogłosił z ambony zaginięcie Podolskiego, rozpoczęto poszukiwania, ale ciała nie znaleziono.

Tadeusz w 1950 roku wrócił po kryjomu do Zaczarnia i ukrył się najpierw w domu Taraszków, a później w rodzinnej leśniczówce. Do Zaczarnia powróciła też po pewnym czasie jego żona z dziećmi. Rozpoczęło się trwające cztery lata ukrywanie. W leśniczówce urządzono przemyślne kryjówki, łącznie z tunelem prowadzącym z piwnicy do pobliskiego jaru. Tadeusz udawał nawet starą kobietę, którą domownicy nazywali Dużą Maryśką lub Lojzką. – Już po pierwszym spotkaniu z nią, wiedziałam, że to tato, ale musiałam trzymać język za zębami – mówi najstarsza córka Tadeusza Maria, która miała wtedy 8 lat.

Sfingowanie śmierci i ucieczka przed współpracą z UB udały się połowicznie. Sądzono, na podstawie donosów, że Podolski żyje i wrócił do Zaczarnia, jednak działania funkcjonariuszy z Tarnowa sprowadziły się przez pierwsze dwa lata do obserwacji domu Podolskich i niedokładnych na szczęście rewizji leśniczówki. Później jednak UB zintensyfikowało tropienie „bandyty”, chcąc go aresztować lub zabić. Czynione zasadzki nie udawały się i Podolski nadal żył „na wolności”. Autorka książki podkreśla, że życie w ciągłym lęku i stresie odbiło się negatywnie na całej rodzinie, a przede wszystkim na zdrowiu głównego bohatera. Tadeusz zaczął mieć poważne kłopoty z płucami, które w końcu doprowadziły do krytycznego stanu jego zdrowia i zagrożenia życia. Choć udało się w wielkiej konspiracji zorganizować wizytę lekarską, nic już nie mogło uratować zniszczonego chorobami ciała. Tadeusz zmarł 24 października 1954 roku.

– Nie doczekał odwilży, wolności, szansy na swobodne życie. Chciałam swoją książką oddać mu sprawiedliwość, przywrócić go zbiorowej pamięci – mówi A. Przewłoka. Pani Maria, córka Tadeusza, zachowuje w pamięci jego dobroć, uśmiech, choć traumatycznych wspomnień jest więcej. Przelewa je na papier, pisząc m.in. wiersze, jak ten, który odczytała podczas promocji książki: „Uciekaj, uciekaj tato do lasu… Może kiedyś wyjdziesz z ukrycia… Spotkamy się jednak w raju”.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast