Nowy numer 22/2023 Archiwum

Chciałem zdobyć życie wieczne

Paweł Cwynar nie kryje, że miał sporo brudu pod paznokciami. Mówi o tym dlatego, by pokazać, że Bóg jest większy od wszystkich naszych grzechów.

Parafianie z Dąbrówek Breńskich mogli w I niedzielę Wielkiego Postu spotkać i posłuchać Pawła Cwynara, byłego gangstera, który dzielił się z nimi świadectwem swojego życia.

– Urodziłem się w Legnicy, w dobrej rodzinie, w której otrzymałem staranne wychowanie – zaczyna swoją opowieść Paweł. W szkole uczył się przeciętnie, za to błyszczał jako sportowiec, osiągając wysokie wyniki w zawodach wojewódzkich. Kiedy jednak zaczął naukę w zawodówce, tamtejszy klub sportowy nie był zainteresowany jego dotychczasowymi sukcesami. – Wtedy wpadłem w rozpacz, nie wiedziałem, co ze sobą zrobić – przyznaje mężczyzna. Miał nadzieję, że w odnalezieniu się w nowej sytuacji pomoże mu ojciec. – Bo miałem z nim – tak myślałem – dobre relacje. Zabierał mnie na spacery, na grzyby, na ryby, dbał, żebym był dobrym sportowcem. Jednak patrzył na mnie tylko w taki sposób: stawiał mi wymagania, sprawdzał, testował, nie widząc we mnie przede wszystkim syna. Między nami rósł mur. Nie miałem odwagi rozmawiać z nim o sobie, o tym, że mam problem z adrenaliną, z emocjami. Postanowiłem szukać rozwiązania na własną rękę. Poprosiłem rodziców o wstawienie zamka do drzwi mojego pokoju. Wcześniej dużo czytałem, więc wyjaśniłem, że potrzebuję ciszy i spokoju, żeby zająć się lekturą książek – opowiada Paweł.

Zamek w drzwiach

Rodzice myśleli, że czyta, a on wieczorami zamykał drzwi od środka i przez okno na parterze wychodził w miasto w poszukiwaniu wrażeń. Kogo mógł tam spotkać? Ludzi sponiewieranych przez alkohol, recydywistów, kryminalistów, chłopaków z poprawczaków. – To towarzystwo się mną „zaopiekowało”, wchłonęło mnie i moja demoralizacja zaczęła postępować z dnia na dzień, bardzo szybko. Zniknęły ostatnie opory, które zbudowało wychowanie w katolickiej rodzinie, i zaczęły się przestępstwa. Dawały poczucie siły, a emocjom ujście.

Aresztowano go po raz pierwszy, gdy miał 16 lat. Trafił na izbę dziecka. Później do poprawczaka. Zaczął przejawiać agresję i brutalność wobec kolegów. Za pobicie jednego z nich sąd chciał postawić mu zarzut usiłowania zabójstwa i skazać na wysoki wyrok. Postanowiono wezwać rodziców, żeby jakoś do niego dotarli. – Przyjechali, rozmawiali, ale ja ich już nie słuchałem. Chciałem mieć inne autorytety, znaleźć swoje miejsce w świecie przestępczym. Miałem starszych kolegów, którzy chcieli, żebym był jeszcze brutalniejszy, żebym się „rozwijał” w przestępczym rzemiośle. Słuchałem ich. Z poprawczaka wyszedłem całkowicie zdemoralizowany – przyznaje mężczyzna.

Tygrys w klatce

Mając zaledwie 17 lat, ledwie po miesiącu bycia na wolności, trafił do zakładu karnego we Wrocławiu już jako recydywista. Pewien legniczanin zaopiekował się tam młodym przestępcą i wprowadził go w więzienną subkulturę. W kolejnym więzieniu, w Wołowie, Paweł został wciągnięty do grupy odbywających tam karę przestępców. W 1998 roku, po czterech latach odsiadki, wyszedł na wolność i zajął się zorganizowaną przestępczością. Zmienił dres na garnitur, stary samochód na mercedesa. Zarabiał duże pieniądze, po kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie, robiąc interesy w całej Europie. Skończyły się bójki, ale zaczęły strzelaniny, pojawiły się ładunki wybuchowe, zamachy na jego życie. Żyjąc pod presją, zaczął pić. Z dnia na dzień staczał się w alkoholizm. Coraz rzadziej chodził na siłownię, coraz częściej wpadał w alkoholowy ciąg.

– W 2005 roku dostałem kolejny wyrok, za handel bronią, haracze, sprzedaż narkotyków. Groziło mi 15 lat więzienia. Prokurator chciał, żebym poszedł na współpracę. Odsiedziałbym ze trzy miesiące i wyszedł na wolność. Nie zrobiłem tego i wsadzono mnie za kratki. Siedziałem sam w celi, którą nazywają „tygrysówką”, bo jest jak klatka. Kontakty ze mną były bardzo ograniczone. Przebywałem tam przez rok. I w tej celi doszło do zdarzeń, które odmieniły całe moje życie – wyznaje dawny gangster.

O trzeciej nad ranem

Pewnego dnia, kiedy wrócił ze spaceru, zauważył, że na półeczce w celi leży kilka kartek wyrwanych z jakiejś książki. – Nie mogłem tam mieć niczego. Nawet kurz był policzony. Chwyciłem łapczywie te kartki, żeby je szybko przeczytać. Okazało się, że to Nowy Testament. Do dzisiaj nie wiem, jak się tam znalazł. Czytałem i wracało dzieciństwo, pamięć, że kiedyś wierzyłem, chodziłem do kościoła, miałem dobrych rodziców. Na drugi dzień poprosiłem funkcjonariusza, żebym przyniósł mi Biblię – opowiada Paweł. Strażnik parsknął śmiechem. Wzbraniał się przed spełnieniem prośby. Dopiero ostrzeżenie, że więzień może sobie coś zrobić, przekonało funkcjonariusza. Nazajutrz pod poduszką pan Paweł znalazł Pismo Święte. – Przeczytałem je całe, ale była to dla mnie przede wszystkim historia, a nie coś żywego i aktualnego. Po kilku miesiącach zacząłem budzić się co noc o godzinie trzeciej. Podczas jednej z takich nocy zaczęły nachodzić mnie myśli, co ze mną będzie, jaka będzie moja przyszłość. W dzień czytałem Biblię. Nocą budziłem się i leżałem na zimnej posadzce, szukając uporczywie odpowiedzi. Dzisiaj myślę, że Bóg dobijał się coraz bardziej do mojego twardego serca – mówi mężczyzna.

Stawka w pokerze

Tak mijały tygodnie. Jednego razu Paweł zasnął w dzień, co mu się do tej pory nigdy nie zdarzało. We śnie zobaczył wielką salę i na jej środku siedzących przy stoliku do pokera mężczyzn. Jeden był elegancko ubrany, ale miał złowrogi wygląd. – Od razu poznałem, że to jest diabeł. Drugiego mężczyznę trudno było zidentyfikować, ale miałem wrażenie, że to jest Pan Bóg. Diabeł rozłożył karty i pokazał na stoliku wszystkie bogactwa świata. Pan Bóg nie przyjął tej oferty, kładąc na stoliku dosłownie nic w zamian, a jednak to „nic” wobec bogactw było jednak czymś bardzo ważnym. Nie mogłem jednak rozpoznać, co to było, bo w tym momencie się obudziłem, rozgoryczony, że nie znam odpowiedzi – opowiada Paweł. W końcu jednak dotarło do niego, że tym czymś tajemniczym w ręku Boga jest życie wieczne. – Dla szatana nie było ono nic warte. Dla mnie zaś było wszystkim. Odezwało się we mnie serce sportowca. Chciałem zdobyć życie wieczne. Ale wtedy przyszła ciemna noc, kiedy widziałem siebie w prawdzie jako ohydnego, złego człowieka. Noc rozświetliło jednak światło pociechy, że nie wszystko jest stracone. Poprosiłem o spowiednika. Przyszedł kapelan, wyspowiadałem się z całego życia. Z sądem nie poszedłem na współpracę, więc musiałem odsiedzieć jeszcze 6 lat. Studiowałem Biblię, książki z historii Kościoła. Pogłębiałem swoją wiarę. Po wyjściu z więzienia poszedłem na pieszą pielgrzymkę na Jasną Górę, aby podziękować Matce Bożej, że wyprosiła moją przemianę serca – wyznaje nawrócony przestępca.

Od miotły do książki

Kiedy wrócił do domu, cały swój majątek, który mu jeszcze został, wyrzucił na śmietnik. Markowe garnitury, zegarki, buty lądowały w koszu. Trwało to trzy dni. Rzeczy pozabierali bezdomni, a on został w jednych spodniach, butach i swetrze. I z pustką w sercu, bo nie wiedział, czym się zająć.

– Poszedłem do spowiednika i zapytałem go, co mam robić. „Idź do pracy”. „Ale ja nic nie umiem”. „To zamiataj ulice”. I wtedy dowiedziałem się, że mam do odpracowania w Zieleni Miejskiej 40 godzin. Zgłosiłem się. Chciałem pracować gdzieś na obrzeżach miasta, gdzie nikt ze znajomych by mnie nie rozpoznał, ale wysłano mnie na sprzątanie rynku, gdzie przesiadywali moi niegdysiejsi koledzy. Musiałem znieść ich żarty, kpiny, niedowierzanie. Kiedy powiedziałem im, że się nawróciłem i wybrałem Boga, rozeszli się. Sprzątanie nie załatwiło sprawy, dalej szukałem, co powinienem robić. W domu, dzięki siostrze, wciągnąłem się w internet, w którym szukałem treści związanych z wiarą. Postanowiłem dzielić się z innymi moim doświadczeniem. Rozeznałem, że Bóg chce ode mnie czegoś więcej niż tylko publikowania w sieci, gdzie dobre wiadomości od razu przysypuje góra złych. Zacząłem pisać książki, jeździć na spotkania do więzień, poprawczaków, domów dziecka i dawać świadectwo, że Bóg jest większy od moich grzechów i nigdy nie rezygnuje z człowieka. Dzisiaj mam pracę, jestem rycerzem w Zakonie św. Jana Pawła II. Pan Bóg o mnie dba, a wszyscy, którzy znali mnie z przeszłości, widzą, że jest to prawda – podkreśla Paweł.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy

Quantcast