"Każdy myśli o zmienianiu świata, lecz nikt nie myśli o tym, by zmienić samego siebie" (Lew Tołstoj).
Praca, nauka, codzienna gonitwa i strach w oczach. Uczucie wręcz nie do opisania. Dźwięk wskazówek przemieszczających się po tarczy zegara, aby odmierzyć sekundę stawał się dla mnie coraz bardziej nieznośny, a każda myśl jaką mogłabym poddać refleksji uciekała w mgnieniu oka z mojego umysłu. Wmawiałam sobie, że nie mam czasu na zastanawianie się. Oczekiwałam działań, tu i teraz. Przynajmniej tak interpretowałam swojej zachowanie w tamtej chwili. Zadania, test za testem, jedzenie w porywach, wciąż przecierając oczy, a w ręce kubek kawy. Wszystko do kiedyś, lecz czy taki dzień tygodnia w ogóle istnieje? Pewnie, że nie. Jak zatem wpłynęło to na moje doczesne życie? Nie doceniałam tego co mam, zapatrzona wciąż na to, co mnie czeka- żyłam przyszłością. W końcu, nadeszła ta chwila, której na pewno potrzebowałam.
Przed moimi oczyma ukazały się słowa Wisławy Szymborskiej przekazane kilkadziesiąt lat temu, a wciąż uniwersalne. To ona pozwoliła mi przejrzeć na świat inaczej pisząc: “żaden dzień się nie powtórzy”, szkoda tylko, że tak późno było mi dane zobaczyć owe frazy. Kiedyś nie wpadłabym na pomysł obarczania siebie dodatkowymi konkursami, czy rzeczami, które w jakikolwiek sposób sprawiają mi przyjemność. Spacery, wycieczki i podziwianie świata wydawało mi się na tyle błahe, że szkoda chwil, aby je w ten sposób “marnować”. Przecież to wszystko jest i będzie.
Upodabniałam się do Ebenezera Scrooge, który to z własnej woli zrezygnował ze szczęścia, spotkań z ludźmi - wręcz ich unikał. Bohater ten stracił w zupełności wrażliwość, a swoje życie oparł na gromadzeniu pieniędzy i pogrążaniu się w obowiązkach. Z czasem przywykł do tego tak bardzo jak ja do mojej codzienności. Gromadził coś, co nie wzbogacało go o żadne doświadczenia, a przyczyniało do poszerzania pracoholizmu.
Wakacje? Pojęcie to zadomowiło się w kulturze bardzo jednokierunkowo i od zawsze kojarzyło mi się z wypoczynkiem gdzieś z dala od domu. Moje poczucie kreatywności było na tyle ukryte gdzieś we mnie, iż miejsca, które znajdowały się wokoło nie wzbudzały już zachwytu. W tamtym momencie definicja odpoczynku kończyła się na sięgnięciu po raz kolejny po telefon, by chociaż na chwilę odetchnąć od obowiązków, a jednocześnie nie tracić czasu na ubieranie się i wyruszenie gdziekolwiek.
Myślę, że to był bardzo duży błąd, który zabrał mi cząstkę doświadczeń jakie mogłam doznać w owym czasie. Bowiem, kiedy przełamałam swoją dotychczasową barierę i ruszyłam zaledwie kilka mil od domu, zauważyłam coś, na co nigdy wcześniej nie zwróciłam uwagi. Niebo, gdyż to na niego, spojrzałam w tamtym momencie, było nie do opisania. Zafascynowało mnie nie tylko samym faktem bycia. Miało w sobie coś więcej. Poczułam się niczym Mały Książę, który czerpał radość z podziwiania zachodów słońca. Przypomniały mi się wówczas jego słowa:”
"Pewnego dnia oglądałem zachody słońca czterdzieści trzy razy - powiedział Mały Książę, a chwilę później dodał: - Wiesz, gdy jest bardzo smutno, lubi się zachody słońca." Stały się one dla mnie bardzo głębokie, poczułam się jak dziecko zabrane w podróż, gdzieś daleko. To była przygoda, jakaś wewnętrzna przemiana, wywołująca zmianę w moim światopoglądzie. Od tego momentu zaczęłam wracać w to miejsce, aby uspokoić sumienie i posprzątać moje myśli z bałaganu dnia codziennego. Mimo mijającego czasu, za każdym razem, kiedy tam jestem dostrzegam, iż miejsce to ewoluuje razem ze mną. Powstają nowe rośliny, spotykam inne gatunki ptaków, a mój zmysł słuchu wybiera coraz to inne dźwięki, którymi mnie zaskakuje. Najbardziej kocham przebywać tam latem, wsłuchując się w ryk motocyklowego silnika. Wówczas oddaje się myślom uciekającym od wszystkiego co doczesne, aby przenieść mnie w miejsce, o jakim jeszcze mi się nie śniło.
Musiało minąć jeszcze wiele chwil, abym zrozumiała, że szczęścia nie da się zdefiniować. Trzeba go po prostu poczuć, a właściwa organizacja czasu jest w stanie pozwolić mi na chwilę wytchnienia. Mam pewność, iż to ja byłam przebodźcowana natłokiem codzienności, z którym nie potrafiłam sobie poradzić, a fakt ten odcisnął piętno zagłuszając cząstkę mojej osobowości. Wzorowałam się na innych wmawiając sobie jak być musi. Szukając tym samym powodu mojej sytuacji wszędzie, lecz z dala ode mnie. Wzbogacona o owe sytuację jestem w stanie stwierdzić, że życie robota dobiegło końca, a zaczęło się doświadczanie chwil na nowo. Od tej pory uważam, że przygoda i okazja na przemianę jest tak blisko Ciebie, jak blisko ją do siebie dopuścisz.