Kiedy wczoraj przekroczyli słowacko-polską granicę, na pierwszy nocleg przyjął ich Czech. Oczywiście - ks. Krzysztof Czech z piwniczańskimi parafianami.
Pierwszy nocleg w Polsce uczestnicy międzynarodowej pielgrzymki z Węgier do Łagiewnik co roku spędzają w Piwnicznej. Tu ludzie chętnie organizują dla nich wygodne łóżko i porządną kolację, a nawet zaopatrują w plastry na odciski i pamiątki. 11 lipca powitał ich na Bożym podwórku przed piwniczańskim kościołem miejscowy proboszcz ks. Krzysztof Czech z parafianami.
Na Bożym podwórku przed piwniczańskim kościołem powitał wędrowców ks. Krzysztof Czech z parafianami. Beata Malec-Suwara /Foto Gość- Tradycja pielgrzymowania Węgrów przez Piwniczną i przyjmowania ich tutaj jest dawna. Odkąd pamiętam, to szli. Z mamą przyjmowałyśmy co roku pielgrzymów, początkowo tych, którzy szli do starosądeckiego klasztoru, do św. Kingi - wspomina pani Halinka, jedna z wielu osób, które czekały przed piwniczańskim kościołem na pielgrzymów.
Wśród mieszkańców Piwnicznej nie brak takich, którzy doskonale znają trud pielgrzymowania. Pani Marysia od 2000 roku pielgrzymuje z Pieszą Pielgrzymką Tarnowską na Jasną Górę. - Przez ten czas zdążyłam się już zaprzyjaźnić z gospodarzami na trasie, którzy na nas czekają, przyjmują z otwartymi ramionami i traktują jak rodzinę. Od 20 lat przeważnie śpię w tych samych domach. Podobnie jest też tutaj. Nieraz zdarza się, że zatrzymują się u nas ci sami ludzie - zauważa.
W tegorocznej 11. Międzynarodowej Pielgrzymce z Węgier do Łagiewnik uczestniczyło 70 osób - Węgrzy, Słowacy i Polacy. Towarzyszy im czterech księży, którzy nocleg i wikt otrzymali na plebanii. Organizatorami pielgrzymki są polscy księża salwatorianie, którzy od ćwierć wieku pracują na Węgrzech.
Pielgrzymka łączy trzy narody i wędruje przez trzy kraje. Beata Malec-Suwara /Foto Gość- W tym roku w naszej pielgrzymce trzech narodów najwięcej jest Polaków z różnych stron kraju, od Krakowa i okolic, z Wrocławia, Warszawy, Poznania, Gdańska, Gdyni czy Podlasia. Sporo jest Węgrów, a najmniej Słowaków - wyjaśnia ks. Stanisław Starostka, salwatorian, który od 25 lat posługuje na Węgrzech i jest jednym z pomysłodawców i organizatorów pielgrzymki, a zarazem przewodnikiem węgierskojęzycznej grupy.
- Wychodzimy z Węgier z miejscowości Hidasnémeti, która leży blisko granicy ze Słowacją,
- Pielgrzymka jest międzynarodowa, więc niesiemy intencje trzech narodów i każdy z nas swoje indywidualne. Modlimy się o jedność, zwłaszcza o pojednanie dla Słowaków i Węgrów, o pokój w Ukrainie. Przewodnikami na trasie są dla nas w tym roku uczynki miłosierdzia co do duszy i ciała. Towarzyszą nam też nasi wspólni święci, bo odwiedzamy po drodze starosądecki klasztor i grób św. Kingi, wspominamy św. Jolantę, a dochodząc do Krakowa - św. Jadwigę. W tym roku postacią, o której wiele mówimy podczas naszej wędrówki, jest człowiek, którego proces beatyfikacyjny toczy się w archidiecezji krakowskiej - to János Esterházy. On łączy nasze trzy narody, bo jego matka była Polką z rodu Tarnowskich, ojciec Węgrem, a sam urodził się na Słowacji. Był wyjątkowym politykiem, który prowadził święte życie i także w decyzjach politycznych kierował się Ewangelią, potrafił być w tym niezależny, choć zapłacił za to sporą cenę. Działał dla dobra wspólnego wszystkich tych trzech narodów - tłumaczy ks. Stanisław.
O tym, jak pielgrzymka ta zbliża narody, świadczy także fakt, że złączyła, choć jeszcze nie węzłem małżeńskim, ale wiele na to wskazuje, że tak się stanie, Polaka i Słowaczkę, którzy poznali się na niej w ubiegłym roku i wędrowanie do sanktuarium podjęli też i w tym. - Mają się ku sobie - zdradza ks. Stanisław, którzy szczerze błogosławi tej ich zrodzonej na pielgrzymce miłości.