Ich obraz znajdujący się w prezbiterium kościoła zachwycił dr. Mateusza Szpytmę, dlatego przyjechał tu, by o ich drodze do świętości opowiedzieć parafianom.
W niedzielę 30 lipca parafia w Cieniawie gościła dr. Mateusza Szpytmę - zastępcę prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, który w znaczący sposób przyczynił się do beatyfikacji rodziny Józefa i Wiktorii Ulmów oraz ich siedmiorga dzieci m.in. poprzez publikacje artykułów i książek na ich temat. Efektem jego pracy jest też wystawa IPN prezentowana wokół kościoła w Cieniawie. On sam jest spokrewniony z rodziną Ulmów, której beatyfikacja odbędzie się 10 września w Markowej na Podkarpaciu. Wiktoria była siostrą jego babci i matką chrzestną jego ojca.
Historyk przyjął zaproszenie proboszcza i przyjechał do Cieniawy specjalnie z Warszawy - jak mówił - z wdzięczności. Beata Malec-Suwara /Foto GośćDr Mateusz Szpytma przyjechał do Cieniawy specjalnie z Warszawy - jak mówił - z wdzięczności. - Zachwyciłem się waszym kościołem i polichromią przedstawiającą rodzinę Ulmów, zwłaszcza tym, jak ukazana jest na niej moja ciocia, siostra mojej babci. Ten obraz pokazała mi na zdjęciach jedna z tutejszych parafianek, dlatego postanowiłem skorzystać z zaproszenia księdza proboszcza i przyjechałem tu z wdzięczności - tłumaczył historyk.
Jak wyjaśnia proboszcz w Cieniawie ks. Wacław Barnaś, który jest autorem koncepcji polichromii tutejszego kościoła, jej projekt powstał w 2017 roku, a jej część znajdująca się w prezbiterium z rodziną Ulmów została namalowana w 2018 roku. - Przestawienie nad ołtarzem ukazuje Jezusa Chrystusa Najwyższego i Wiecznego Kapłana, którego adorują święci, błogosławieni i kandydaci na ołtarze. Wśród nich są patron naszej parafii św. Franciszek, jak też św. Stanisław Papczyński z Podegrodzia czy bł. Karolina z Wał Rudy, ale również rodzina Ulmów i Stefania Łącka. Stoją na schodach, do których drogę wytycza także złoty pas na posadzce kościoła. Ma wskazywać drogę, którędy pójść, by być jak oni - wyjaśnia proboszcz.
Dlaczego już 5 lat temu ks. dr Wacław Barnaś pomyślał o tym, by rodzinę Ulmów umieścić na polichromii w prezbiterium kościoła w Cieniawie? Beata Malec-Suwara /Foto GośćDlaczego już 5 lat temu pomyślał o tym, by rodzinę Ulmów umieścić na polichromii w prezbiterium? - Zapoznałem się z historią rodziny Ulmów, czytając różne publikacje na ich temat, m.in. pana prezesa Mateusza Szpytmy i zafascynowała mnie ich postawa i duchowość. Ich zwyczajne, proste, a zarazem święte życie. Ich poranny pacierz, czytanie Pisma Świętego, codzienna modlitwa, które przekładały się na to, jak postępowali i jak byli postrzegani w środowisku lokalnym. Z nikim nie wchodzili w konflikty, troszczyli się o swoją rodzinę i innych, żyjąc według zasady „moje dobro - dobrem innych”, czego najdobitniejsze świadectwo dali, kiedy wraz z siedmiorgiem swych dzieci, w tym jednym nienarodzonym, zostali zamordowani 24 marca 1944 roku w Markowej przez Niemców za ukrywanie ośmiorga Żydów - tłumaczy ks. Wacław Barnaś.
Szpytma pokazywał w Cieniawie wiele zdjęć także zrobionych przez samego Józefa Ulmę, który był miłośnikiem fotografii, znał się też na sadownictwie i ogrodnictwie. Swoją wiedzę czerpał z książek. Wśród 300, jakie były w bibliotece rodzinnej Ulmów, szczególne miejsce zajmowała wyjątkowa księga, jaką były Dzieje Nowego i Starego Przymierza. Szpytma pokazywał, że na czerwono podkreślono w nich dwa fragmenty - o miłosiernym Samarytaninie i miłości bliźniego, co pokazuje motywację, jaką kierowali się w swoich wyborach. Choć stracili życie, to je wygrali.
Historyk przekonuje, że historie Polaków ratujących Żydów w czasie II wojny światowej to jedna z tych kart historii, w której jeszcze wiele jest do odkrycia. Obecnie w oddziale IPN w Krakowie trwają badania i prace nad monografią na ten temat dotyczące Małopolski. Nie tak dawno książkę o Polakach ratujących Żydów w powiecie gorlickim wydał Michał Kalisz z oddziału IPN w Rzeszowie z Elżbietą Rączy - profesor historii Uniwersytetu Rzeszowskiego. W pracy nad nią udało im się ustalić bardzo wiele nowych, dotąd nieznanych przypadków ratowania Żydów.
- Jest to obszar wciąż do zbadania, także przez regionalistów, ale i pole działań dla dziennikarzy i pasjonatów lokalnej historii. IPN wszystkiego nie zrobi, choćby ze względu na ograniczone możliwości kadrowe. Jeśli każda miejscowość byłaby dokładnie przebadana pod tym względem, to niesamowicie ułatwiłoby nam osiągnięcie pełnego obrazu na ten temat - zauważa dr Szpytma.