Trwają uroczystości odpustowe w sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia w Nowym Sączu, gdzie duszpasterzują ojcowie jezuici.
Mszy św. na inaugurację odpustu w tym niemal przyklejonym do sądeckiego rynku, jednak zacisznym sanktuarium przewodniczył biskup tarnowski Andrzej Jeż.
Uroczystości odpustowe odbywają się w 60. rocznicę koronacji obrazu. Odbyła się w Zawadzie, bo komunistyczne władze nie pozwoliły na zgromadzenie religijne w mieście.
- Aktualna sytuacja pokazuje, że nadal jest wielu takich ludzi w naszym narodzie, którzy chcieliby skazać Jezusa i jego Matkę na przebywanie w zamknięciu, odosobnieniu, izolacji. Tymczasem dzieje naszego narodu mają bardzo mocne rysy kształtowane pobożnością maryjną. Całe pokolenie naszych przodków można powiedzieć, że wychowały się w szkole Maryi. Przed sądeckim obrazem Matki Bożej Pocieszenia w ciągu wieków wielu ludzi doznało pomocy pocieszenia i pokrzepienia. Mamy bardzo trwałą podstawę religijną, pobożność eucharystyczną i maryjną, które w tym miejscu wzajemnie się przenikają - powiedział.
Przypomniał, że Nowy Sącz kilka razy płonął, spaleniu ulegały różne fragmenty substancji miejskiej, a pod koniec XIX wieku spaliła się duża część centrum w okolicach rynku. Co się dalej stało? Sądeczanie odbudowali miasto, bo była siła, pragnienie, ale też dlatego, że gdzieniegdzie pozostały fundamenty starych, nieraz średniowiecznych domów.
- To jest symbol, który wskazuje na to, że nawet gdy przyjdą jakieś wielkie zawieruchy historyczne, które sprawią, że nagle albo powoli zmniejsza się zainteresowanie duchowością, religijnością, pobożnością, topnieją grupy osób, które uczestniczą w niedzielnej Mszy św., następne młode pokolenie mówi, że nie jest mu po drodze z Kościołem i nie jest zainteresowane życiem duchowym i sakramentalnym, religijnym, to jednak już takie momenty w historii życie Kościoła, także w Polsce, przeżywaliśmy - podkreślał biskup
- Ważne, że zawsze jest odrodzenie, ponieważ są te fundamenty i to nie jest tylko podstawa wypracowanej tradycji, ale kwestia żywej, osobowej obecności Chrystusa i Maryi, gdzie możemy się odradzać, odbudowywać, odbudowywać relacje rodzinne, małżeńskie, relacje między nami - tłumaczył pasterz Kościoła tarnowskiego.
Mija ponad 530 lat, od kiedy Matka Boża zamieszkała w tym miejscu. Przez wieki ludzie przychodzili tu strapieni, a wychodzili pocieszeni. Powierzali kłopoty, trudne sprawy, a potem wracali, by dziękować Jej za orędownictwo w niebie. - Tak było i tak jest do dzisiaj. Mam jeszcze u siebie kilka wotów, które ludzie w ostatnich trzech latach, kiedy jestem tu kustoszem i proboszczem, złożyli Matce Bożej. Tu jest takie miejsce, do którego ludzie bardzo lubią przychodzić, kościół jest przytulny, tworzy klimat do skupienia, modlitwy - mówi o. Andrzej Migacz, kustosz sanktuarium, który 27 sierpnia kończy w Nowym Sączu swoją kadencję i udaje się do pracy duszpasterskiej do Kłodzka.
Więcej o kulcie i współczesnym życiu sanktuarium w numerze 35 "Gościa Tarnowskiego".