Dziękują Bogu za swoją trzeźwość, modlą się o trzeźwość innych i dają świadectwo tego, że zawsze jest nadzieja.
Dziewiąty raz na Drodze Krzyżowej, Mszy św. i pikniku abstynenckim spotkali się w Jamnicy ci, którzy sami przeszli długą drogę od picia do abstynencji, ich rodziny, osoby współuzależnione, a także wszyscy inni, którym po prostu zależy na życiu w wolności od wszelkich uzależnień.
W tym roku w modlitewnym spotkaniu wzięło udział ponad 100 osób. Spotkali się pod szkołą w Jamicy, by przejść, rozważając kolejne stacje Drogi Krzyżowej na Górach Jamnickich, gdzie przy krzyżu jubileuszowym sprawowali Mszę św. ks. Zbigniew Guzy, dyrektor Wydziału Duszpasterstwa Trzeźwości i Osób Uzależnionych, i o. Paweł Berwecki, jezuita z zakopiańskiej Górki, gdzie co roku ponad 5 tys., głównie górali, ślubuje abstynencję,
Po drodze, poza modlitwą, były świadectwa. Na przykład Darka. - Piłem od chłopaka, ale kiedy picie towarzyskie, okazyjne, przerodziło się w picie uzależnieniowe, alkoholizm. Jest bardzo cienka granica. To może być jeden kieliszek, który przeważy szalę. Nigdy tego nie wiemy. Dlatego jak ktoś ma problem, pije, to lepiej szybko przerwać, bo może wpaść w picie nałogowe - mówi. On wpadł.
- Ciężko jest żyć w związku i rodzinie, gdzie jest alkohol i patrzeć na upadek osoby, którą się kocha. Ja doszłam do ściany, bez sił bez nadziei, kiedy prośby i groźby już nie działały. Siłę dawała mi modlitwa i trzymanie się Boga. Usłyszałam kiedyś: „zacznij coś robić”. Ale co? „Pomyśl o sobie, wzmocnij siebie, zadbaj o dzieci”. Trzeba było zwinąć parasol ochronny nad pijącym, nauczyć się postępować z alkoholikiem. Byłam na terapii, trafiłam do grupy Al-Anon i zrozumiałam, że potrzebuję wsparcia i zmiany. Wydawało mi się dotąd, że moje postępowanie jest w porządku, ale nie było, bo zapewniałam mu komfort picia. Kryłam wszystko, zamykałam się w czterech ścianach. Jak z tym wyszłam na zewnątrz, pozwoliłam sobie na to, żeby poprosić o pomoc, wtedy zaczęły się zmiany. Sama też zaczęłam się zmieniać, byłam twardsza, zaczęłam stawiać warunki, byłam konsekwentna, wyznaczałam granice, pozwalałam ponieść mu konsekwencje, i to spowodowało, że mąż zaczął się zmieniać - opowiada Joanna, żona Darka.
- Rodziny muszą wiedzieć, że o pomoc trzeba prosić, gdzie się da. Usłyszałem kiedyś zdanie, że dumą i łaską człowieka wierzącego jest prosić innych o pomoc. Trzeba o tym pamiętać - dodaje Darek.
Darek i wiele innych osób, jak choćby Karol, który mimo upału szedł w górę, jak mówi, „w góralszczyźnie”, czyli w bukowych portkach, kapocie, bo są jego i jest z nich dumny. Szedł, by powiedzieć też o swoim życiu. - Dziś przepraszam Boga za to, że było jak było, choć wiem, że to choroba była, a nie mój trzeźwy umysł za tym szedł. Wdzięczy jestem dziś wszystkim ludziom, którzy stanęli w tamten czas na mojej drodze, żeby mi pomóc. Dziś jak umiem staram się nieść przessłanie i oddać innym cokolwiek z tego, co dostałem - mówi.
Spotkania od lat organizuje Jarosław Michalik. - Idzie nas tu liczna grupa ludzi. Kilkunastu pewnie to trzeźwi alkoholicy, ich rodziny, ale myślę, że może nawet trzy czwarte idących z tyłu to osoby, które mają problem ze sobą, może problem uzależnienia jest w rodzinie, wśród przyjaciół. Dla nich ważne, że są te świadectwa, że można usłyszeć coś, by móc zmienić to, co trudne, na lepsze, na trzeźwe - mówi Jarosław.