W Mielcu odbył się Diecezjalny Różaniec dla Życia, Małżeństwa i Rodziny. Po Mszy św. w kościele pw. MB Nieustającej Pomocy uczestnicy przeszli na mielecki rynek.
Jak mówi ks. Piotr Cebula, diecezjalny duszpasterz rodzin, Różaniec, podczas marszu, jest okazją do afirmacji tradycyjnej rodziny. - Spotkanie jest okazją do wspólnej modlitwy, sposobem wyrażenia afirmacji dla ludzkiego życia od poczęcia do naturalnej śmierci, ale też formą wzmocnienia, ucieszenia się swoją obecnością - mówi ks. Piotr Cebula, dyrektor Wydziału Duszpasterstwa Małżeństw i Rodzin tarnowskiej kurii.
Uczestnicy Różańca zgromadzili się najpierw w kościele pw. MB Nieustającej Pomocy. Tu Mszy św. przewodniczył biskup tarnowski Andrzej Jeż. Po Eucharystii uczestnicy ulicami Żeromskiego, Wolności i Mickiewicza przeszli na mielecki Rynek. W czasie marszu odmawiali Różaniec, do którego rozważania przygotowały rodziny z parafii w Chorzelowie.
Agnieszka Jarosławska z Mielca przyszła na Różaniec z dwoma synami. - To są moje wartości. Życie, rodzina, patriotyzm. Nie każdy, kto w to wierzy, tu będzie, ale ja myślę, że trzeba swoją obecnością je manifestować, mówić w ten sposób, że są ludzie, dla których takie wartości są drogie. Poza tym chcę dzieciom, jak moim synom, powiedzieć i pokazać, także przez ten marsz, to, co jest ważne w moim życiu - mówi pani Agnieszka.
Licznie stawili się w Mielcu bracia z Zakonu Rycerzy św. Jana Pawła II. Przyjechali z całej diecezji, w tym z Czarnego Potoku koło Łącka. - Chodzi nam o to, by wyrazić swoje zdanie, które jednoznacznie jest za życiem i rodziną. Widzimy, że naturalny porządek rzeczy jest poddawany w wątpliwość, jest podważany. Atakuje się rodzinę. Trzeba temu się także przeciwstawić. Jak? Trzeba dawać świadectwo. Ten marsz jest takim świadectwem - mówią Anna i Józef Celustowie z Czarnego Potoku. Pan Józef jest rycerzem Zakonu Rycerzy św. Jana Pawła II.
Rodzina państwa Pawelczyków z Malinia. Grzegorz Brożek /Foto GośćTrzecią tajemnicę przypomniała w czasie Różańca rodzina Pawelczyków z Malinia, parafia Chorzelów. - Niezależnie od tego, że jesteśmy w skromny sposób w ten marsz zaangażowani, to i tak wzięlibyśmy w nim udział. Mamy pięcioro dzieci. Dziś także troszcząc się o wychowanie dzieci, trzeba jasno demonstrować swoje poglądy, swój światopogląd. Trzeba tego samego uczyć dzieci, nie uchylać się od opowiedzenia się za Panem Bogiem, wiarą, rodziną. Nie możemy wstydzić się tego, co jest dla nas ważne. Trzeba wychodzić z domu, manifestować mówić o wartościach, o prawie do życia, o rodzinie, małżeństwie, czyli związku mężczyzny i kobiety. Nie wszyscy mają takie przekonanie i ci, którzy mają przeciwne, wychodzą i manifestują. Czy my mamy się chować w mysiej norze i nie mówić o tym co dla nas najważniejsze? - pytają retorycznie
Mają pięcioro małych jeszcze dzieci. Musieli się już nasłuchać krzywdzących ocen, komentarzy, że tyle dzieci to dziś tylko rodzi się w dysfunkcyjnych rodzinach. - Myśmy się zawsze modlili tylko o to, by były zdrowe, ale nigdy nie modliliśmy się, żeby dzieci nie było - mówi pani Magdalena. Zdarza się, jak mówią, że znajomi czasem przyjeżdżają do nich, często z jednym dzieckiem, by ta jedyna pociecha mogła pobawić się z ich dziećmi. - Bo gdyby zapytać dzieci, to one pragną mieć rodzeństwo, chcą mieć brata czy siostrę. Toteż, wraz z innymi, chcemy opowiedzieć za życiem, za rodziną - mówią Magdalena i Dariusz Pawelczykowie.