Szalowa od 400 lat jest znaczącym miejscem kultu św. Jana Kantego i też ma poważny udział w jego kanonizacji.
Dwa z pięciu cudów potwierdzonych w bulli kanonizacyjnej św. Jana z Kęt zostały wymodlone na terenie obecnej diecezji tarnowskiej. Jeden na pewno, a może i też drugi przed jego szalowskim wizerunkiem.
Szalowa od 400 lat jest znaczącym w Polsce miejscem kultu św. Jana Kantego. Choć tutejszy kościół nosi wezwanie św. Michała Archanioła i znajdują się w nim relikwie ponad 200 świętych, to św. Jan z Kęt odbiera tu szczególną cześć. Jeden z sześciu bogato dekorowanych, jak przystało na barokowy kościół, ołtarzy bocznych jest jemu poświęcony. Jego kult jest żywy w parafii nieprzerwanie do dziś.
W każdy pierwszy czwartek miesiąca odbywa się tutaj specjalne nabożeństwo ku czci św. Jana Kantego, w którym uczestniczą m.in. młodzi przygotowujący się do sakramentu bierzmowania, a w najbliższą niedzielę parafia w związku z przypadającym 20 października jego wspomnieniem będzie świętować odpust. Kilkaset metrów od kościoła znajduje się źródełko św. Jana Kantego, z którego wypływa krystalicznie czysta woda o właściwościach, jak się tu wierzy, leczniczych. - Ponoć święty przechodził przez naszą wieś, udając się do swojego przyjaciela św. Jana z Dukli - mówił nam swego czasu Jan Dusza, przewodnik i kościelny szalowskiej świątyni.
Pewne natomiast jest to, że szalowski wizerunek odegrał znaczącą rolę w kanonizacji świętego. Pracę na ten temat napisał przed laty brat pana Jana - ks. Zbigniew Dusza. Jeden na pewno, a może i dwa z pięciu cudów potwierdzonych w bulli kanonizacyjnej świętego pochodziły z Szalowej i dotyczyły uzdrowienia. Na to, że świadectwa stąd dotarły do Watykanu, wpływ musiał mieć ówczesny proboszcz pochodzący z Krakowa. On też, zdaje się, stoi u początków kultu jednego z najlepiej wykształconych świętych w polskiej wówczas XVII-wiecznej wsi.
Jeden z opisanych w bulli kanonizacyjnej cudów wymodlonych przed szalowskim wizerunkiem dotyczy Marianny Gawlickiej, gospodyni z Szalowej. Była umierająca. Chorowała od ośmiu tygodni, nieprzytomna z gorączki, bez jakiejkolwiek nadziei na wyzdrowienie. Zaopatrzoną sakramentami i ostatnim namaszczeniem ułożono umierającą na świeżej słomie wedle ówczesnego wiejskiego obyczaju. Wtedy jej mężowi przypomniały się cudowne uzdrowienia osób konających za wstawiennictwem bł. Jana Kantego. Pobiegł do księdza i poprosił o odprawienie Mszy św. przed ołtarzem błogosławionego w intencji uzdrowienia żony. Modlił się podczas niej żarliwie i z największą pokorą poddał się woli Bożej. Jego żywa wiara przywróciła żonie zdrowie, zanim jeszcze z kościoła wrócił do domu, a ona powitała go w progu zupełnie zdrowa. Jak odnotowano, „następnego już dnia powróciła do zwyczajnej pracy swojej wiejskiej”.
Kolejny cud uzdrowienia uwzględniony przy kanonizacji Jana z Kęt dotyczył Antoniego Oleksowicza, grabarza z Szalowej. Ten trzy lata zmagał się z bolesną i szpecącą jego wygląd chorobą. Jego krtań, gardło, kark, szyję pokryły wrzody, z których płynęła ropa z krwią. Nie było żadnej nadziei polepszenia się jego stanu, ani uleczenia bolesnych i obrzydliwych ran. Trafił nawet do chirurga w Tarnowie, któremu za wyleczenie Oleksowicza obiecano solenne wynagrodzenie. Na nic się to zdało. Oleksowicz na odchodne miał mu powiedzieć: „Zostań sobie w pokoju; kiedy ty nie chcesz mnie ratować, znajdę dla siebie skuteczniejszego lekarza, niźli ty jesteś; bł. Jan Kanty będzie mnie ratował”.
Trudno teraz stwierdzić, czy Mszę w intencji jego uzdrowienia za przyczyną błogosławionego odprawił ksiądz w Tarnowie czy w Szalowej, faktem jest, że „niebo wynagrodziło żywą wiarę i serdeczną pobożność nieszczęśliwego kaleki. Już od Podniesienia czuł Oleksowicz, że boleści się zmniejszały, a ropa nie tak obficie się wydobywała. Z końcem Mszy św. zagoiły się rany, a na ich miejscu pozostały nieznaczne tylko jeszcze blizny. Nazajutrz zrosła się krtań i znikły wszelkie ślady dawniejszego kalectwa obrzydliwego i straszliwego”.
Cudownych zdarzeń za wstawiennictwem św. Jana z Kęt było w Szalowej więcej. Świadkowie procesu z 1687 roku stwierdzają istnienie w tamtejszym kościele cudownego obrazu św. Jana Kantego, przy którym została uzdrowiona m.in. niemogąca chodzić Justyna Krupecka, żona organisty z Bobowej.