W miejscowym sanktuarium pobłogosławiona została tablica ks. Tomasza Leśniaka i poświęcony krzyż na wieżę budującej się nowej świątyni.
Ksiądz Tomasz Leśniak był w latach 1939-1941 wikariuszem w Czarnym Potoku. Diakon Benedykt Mikulec zebrał w przesłanym do Instytutu Pamięci Narodowej artykule wszelkie fakty związane z krótkim pobytem i męczeństwem wikarego z Czarnego Potoku. Ostatni epizod ziemskiego życia ks. Leśniaka zaczął się w lutym 1941 roku, kiedy to wikary wraz z proboszczem, ks. Franciszkiem Dydą, który nie krył braku sympatii do niemieckiego okupanta, uczestniczyli w chrzcinach we wsi. - Proboszcz miał się wypowiadać negatywnie na temat działań Niemców na terenach Sądecczyzny. Być może padło tam zbyt wiele słów. Była to bezpośrednia przyczyna napadu hitlerowców na czarnopotocką plebanię. Kilka dni później w nocy rozległ się huk przy drzwiach plebanii, Niemcy, nie czekając na otwarcie, rozwalili drzwi, udając się bezpośrednio do pokoju ks. Franciszka Dydy. Nerwowo szukali proboszcza w całym budynku, prowadząc rozjuszone psy. Ks. Dyda uciekł przez piwnice do sadu, wiedziały o tym z resztą osoby znajdujące się na plebanii. Niemcy w czasie przesłuchania tych osób poważnie pobili m.in. gospodynię Rozalię Tworzydło. Gestapowiec miał kopać ją ciężkimi butami, gdyż nie chciała wskazać miejsca pobytu ks. Dydy. Ks. Leśniak nie uciekł, jak mu to wcześniej rozkazał proboszcz - opowiada dk. Benedykt Mikulec.
Tablicę pobłogosławił i odsłonił ks. Konrad Dziedzic, rodak z Czarnego Potoku. Grzegorz Brożek /Foto GośćKsiędza Tomasza Leśniaka pierwszy raz pobili już na plebanii. Tu ks. Tomasz wstawiał się za kobietami, by Niemcy dali im spokój. Nie chciał także na żądanie zdjąć sutanny, którą gestapowiec nazwał „szmatą”. Pobitego zabrali do Nowego Sącza, na Pijarską. Tam, maltretowany, po miesiącu zmarł, nikogo nie wydając. - Postać ks. Leśniaka była mi znana od początku, od kiedy tu przyszedłem. Od początku chcieliśmy upamiętnić tego kapłana. Wymagało to jednak uzgodnień z konserwatorem zabytków, także z Instytutem Pamięci Narodowej. Cieszę się, że dziś dopełniamy tego aktu pamięci - mówi ks. Krzysztof Klimczak, proboszcz parafii czarny Potok i kustosz miejscowego sanktuarium.
Tablicę poświęcił przewodniczący sumie odpustowej na św. Marcina miejscowy rodak ks. Konrad Dziedzic. On także poświęcił 6-metrowy krzyż na wieżę budującej się nowej świątyni, która wznoszona jest na chwałę Boga, ale i dla Matki Bożej Czarnopotockiej.
Budująca się świątynia w Czarnym Potoku. Grzegorz Brożek /Foto Gość- Sam mam ciekawe doświadczenie związane z MB Czarnopotocką, bo kilka dni po święceniach jechałem do Kalwarii Zebrzydowskiej i w Lubomierzu, to jest ponad 30 kilometrów stąd, za Szczawą, a przed Mszaną Dolną, miałem wypadek samochodowy. Auto dachowało, ale jakimś cudem wyszedłem z tego bez szwanku. Z gospodarstwa, które było najbliżej, wybiegło parę osób. Wywiązała się rozmowa. Kiedy opowiedziałem, że jadę z Czarnego Potoku, gospodyni zwróciła uwagę, że to ciekawe, bo ona jest czcicielką i tu na podwórku ma kapliczkę MB Czarnopotockiej. Ktoś powie, że to przypadek, ale dla mnie to był jakiś znak tego, że MB z Czarnego Potoku miała nade mną pieczę - opowiada ks. Konrad.
Nowy kościół buduje się od 2019 roku. W zasadzie wszystkie prace na zewnątrz są zakończone, wiele w środku również jest już wykonanych. W przyszłym roku parafianie mają nadzieję, że uda się położyć posadzki. Za rok będziemy obchodzić 25. rocznicę koronacji obrazu MB Czarnopotockiej. Za dwa lata 700-lecia parafii. Jest szansa i nadzieja, że nowa świątynia będzie gotowa. - Czujemy, że opatrzność Boża nad nami czuwa. Przez kilka lat budowy, dzięki przede wszystkim ofiarności naszych parafian, także wiernych parafii, które jako duszpasterze odwiedzamy, wydaliśmy ponad 7 mln złotych i nie mamy żadnego długu - informuje ks. Klimczak.
Więcej o „wczoraj i dziś” czarnopotockiej parafii będzie można przeczytać w 47. numerze „Gościa Tarnowskiego”.