Parafia pw. Trójcy Przenajświętszej była ostatnią stacją peregrynacji po diecezji relikwii bł. rodziny Ulmów.
Relikwie do kościoła parafialnego wniosła uroczyście rodzina Stolarzów. Obraz zaś powierzony został rodzinie państwa Brożonowiczów.
- Rodzina Ulmów jest nam trochę znana. Byliśmy w Markowej jeszcze przed beatyfikacją. Nasza bierzmowana w tym roku córka Basia, która jest druga co do starszeństwa spośród naszych dzieci, zwróciła uwagę, że także drugim dzieckiem Ulmów była Basia. Pytała nas wtedy, czy ona swoje imię otrzymała z tego powodu czy trochę przypadkowo - opowiada Piotr Stolarz. Przyznają, że wtedy nie znali jednak rodziny Ulmów. Analogia jest przypadkowa, ale dziś jest znacząca i nie dotyczy tylko Basi. Z rodzicami w procesji uczestniczyła czwórka ich dzieci. Nie było akurat najstarszej, ale był już z nimi Staś, najmłodsze dziecko, które pani Elżbieta nosi dopiero pod sercem.
- I kiedy dziś przyglądamy się rodzinie Ulmów i zastanawiamy, w czym jest nam bliska, to wiemy. Kiedy dowiedzieliśmy się, że po raz szósty zostaniemy rodzicami to pojawiła się mieszanka radości, ale i obaw, strachu, bo nie jesteśmy już ludźmi najmłodszymi, najstarsza córka ma lat 18, a najmłodszy syn 11. Każde dziecko przyjmowaliśmy z miłością, i kolejne, które się urodzi przyjmiemy tak samo. Uważamy, że to nie są przypadki, że w tym jest Boży plan - mówią. Dzieci Ulmów rodziły się także podczas II wojny światowej. W warunkach, co by nie mówić, mało komfortowych. Ulmowie bez wątpienia wykazywali się wielką odwagą. - W tej odwadze są nam dziś bliscy. I w zaufaniu wobec Bożego planu - przyznają Stolarzowie.
Spotkaniu w Mielcu przewodniczył bp Artur Ważny. Grzegorz Brożek /Foto GośćW świątyni parafialnej zgromadziło się wielu wiernych, z których niektórzy przyjechali z odległych parafii, m.in. ze Szczucina, a inni przypielgrzymowali pieszo, jak z leżącej na drugim końcu miasta parafii pw. Ducha Świętego Mielcu. Ulmów i wiernych witał proboszcz ks. Janusz Adamczyk.
- Będziemy prosić Boga przez wstawiennictwo Ulmów w intencji nas tu zebranych, w intencji naszych bliskich, wszystkich tych, którzy potrzebują modlitwy, bo przygnieceni są troskami, nie tylko choroby, ale kryzysami małżeńskimi, rodzinnymi, ale również wielością obowiązków, poczuciem osamotnienia, poczuciem życiowego bezzsensu. Będziemy prosić, byśmy umieli na wzór rodziny Ulmów miłować życie, które jest wyjątkowym darem stwórcy. Życie Ulmów jest zachętą i wzorem do naśladowania. Bardzo chcemy ufać, że nikogo z nas nie czeka dramat i terror kolejnej wojny, wiemy jednak, jakim dziś jest wyzwaniem codzienne życie małżeńskie i rodzinne. Szczególnie, że nie wszędzie jest szanowana wartość małżeństwa, rodziny. Bywa, że czasem się z niej szydzi, uważając za przestarzałą instytucję. Tym bardziej chcemy prosić o odkrycie potęgi, siły życia rodzinnego. Takie jest hasło peregrynacji na naszym plakacie - „Siła rodziny”. Ma podwójne znaczenie. To jest ta siła tej rodziny, którą gościmy w relikwiach, ale też zaproszenie, byśmy odkryli siłę, moc, potęgę dobrych relacji małżeńskich i rodzinnych - tłumaczył sens peregrynacji ks. Janusz Adamczyk.
W kościele zgromadzili się parafianie, mieszkańcy Mielca i regionu. Grzegorz Brożek /Foto GośćMszy św. 19 kwietnia w Mielcu przewodniczył bp Artur Ważny. - Po 90 latach od tego wydarzenia dramatycznego w Markowej przybywają dziś do Mielca, by „całemu światu głosić ewangelię”. Tak dosłownie żyli ewangelią, że ewangelia wciąż przez nich jest głoszona. Dziękujemy Bogu za ich przykład i za to, że oni są spośród nas, stąd, z Podkarpacia - mówił bp Artur.
W kazaniu biskup Artur zwrócił m.in. uwagę, że dziś jednym z problemów współczesnego człowieka jest to, że zamienił potrzebę sensu, na potrzebę bezpieczeństwa. - Wydaje się to niegłupie, żeby tak żyć, żeby wszystko było bezpieczne, wygodne, zorganizowane, zaplanowane. Ale tak się nie da, a myśmy w to uwierzyli. Ulmowie uwierzyli, że ważniejsze jest poczucie sensu, niż bezpieczeństwo. Żyli w czasach niebezpiecznych, groźnych, w czasach, w których mogli zginąć w każdej chwili, a oni jednak żyli pełnią życia. Kiedy popatrzymy na daty, to w czasie wojny co rok pojawiało się kolejne dziecko w ich rodzinie, kolejne życie. (…) Czekamy czasem na stosowniejsze czasy, by żyć pełnią życia, a Bóg mówi nam, że te „stosowne czasy” to są zawsze teraz, w tym momencie - nauczał bp Artur.