Z wieży na Malniku w Górach Leluchowskich można obserwować Krainę Łagodności i nucić piosenkę Starego Dobrego Małżeństwa.
W wakacyjnym cyklu "Diecezja z góry" wędrujemy w tym roku na wieże widokowe. Jedną z najmłodszych z nich w Małopolsce jest konstrukcja postawiona w 2023 r., mierząca 40 m, co sprawia, że Malnik - szczyt, na którym stoi wieża - podrósł do ok. 800 m n.p.m.
Wspiąć się na Malnik i na wieżę można z Muszyny, z ul. Ogrodowej, mijając po drodze kirkut z pochylonymi ku ziemi kamiennymi macewami, na których ktoś zostawił kilka kamyków pamięci. Żydzi przybyli do Państwa Muszyńskiego dopiero po jego likwidacji w czasie zaborów. Dwustuletnią obecność przerwała II wojna światowa. Wyznawcy judaizmu zginęli albo na miejscu, albo w niemieckich obozach koncentracyjnych.
Zaraz za kirkutem na drzewie można zobaczyć oznaczenie żółtego szlaku i to on nas zaprowadzi na szczyt Malnika (743 m n.p.m.), skąd rozpościera się urokliwa panorama Doliny Popradu, Beskidu Sądeckiego, gór już po słowackiej stronie z tatrzańską kulminacją na południu. Widać stąd zagranicę, ale też i Poprad, który - zamiast do Morza Czarnego - płynie do Bałtyku. Niedaleko szczytu góry został postawiony krzyż na pamiątkę modlitwy uczestników Różańca do Granic w 2017 roku. Postawiona obok niego ławeczka zachęca do kontemplacji i modlitwy, ale trzeba iść dalej, jeśli się chce zobaczyć, co widać z wieży.
Wchodzi się na nią bez większego wysiłku, a zabudowane boki sprawiają, że osoby z lękiem wysokości nie będą się czuły niekomfortowo.
Co widać z Malnika?Ze szczytu wieży można zanurzyć wzrok w Krainie Łagodności, którą opisywali związani z Muszyną poeci i bardowie, a szczególnie Jerzy Harasymowicz. Akurat pada i górskie pasma rozmazują się w wodnej mgle, jeszcze bardziej łagodniejąc. Z miast, takich jak Krynica czy Muszyna, niewiele tu widać, bieleje jedynie kościół pw. św. Józefa w Muszynie.
Deszcz wprowadził w romantyczny nastrój, ale z drugiej strony rozmył horyzont, więc trzeba było zejść z wieży i wrócić do Muszyny tą samą drogą. Towarzysząca mi Baba z Gór, czyli Zuzanna Długosz wymyśliła jednak inną, z której można podziwiać odbudowany fragment muszyńskiego zamku i część muszyńskich ogrodów, z których słynie to miasto.
Baba z Gór. ks. Zbigniew Wielgosz /Foto GośćO tym, co opowiedziała nam Baba z Gór, dowiecie się z najnowszego numeru "Gościa Tarnowskiego", który ukaże się w niedzielę 18 sierpnia. Warto zaglądnąć też na stronę: babazgor.pl, żeby dowiedzieć się, jak wiele tajemnic kryje się w Muszynie i okolicy.
Kiedy docieram na muszyński rynek, pada już w najlepsze. Deszcz przepędził turystów i jestem na płycie rynku między fontanną i ratuszem zupełnie sam. Zaglądam do wnętrza dwóch kapliczek, które - jak w wierszu Harasymowicza - pilnują miejskiego życia. W jednej stoi św. Florian, w drugiej - św. Jan Nepomucen. Wśród kwietnych dywanów szukam ławeczki poety. Co prawda, jest ona nie z jego czasów, ale cytat wyryty na oparciu już jak najbardziej. Do ławeczki przytulił się metalowy księżyc, z którym Harasymowicz musiał nieraz rozmawiać pod muszyńskim niebem.
Rynek w Muszynie, kapliczki i ławeczka z księżycem...Chodząc po rynku wracam myślami do Malnika, z którego można by pójść do Leluchowa, jak w piosence Starego Dobrego Małżeństwa. Zamiast wędrówki pieszej, wybieram samochód i po niedługim czasie, pod baldachimem ciężkich od deszczu liści, docieram nad granicę, a stamtąd pod cerkiew św. Dymitra, obecnie kościół pw. Macierzyństwa NMP.
Pani Agata oprowadza po leluchowskiej świątyni. ks. Zbigniew Wielgosz /Foto GośćPrzez kilkaset lat Krainę Łagodności zamieszkiwali Łemkowie. Uprawiali ziemię, trudnili się rzemiosłem i handlem. Ci, którzy mieszkali w Leluchowie, Dubnem i Ruskiej Woli, mieli ożywione kontakty z Węgrami, sąsiadami z południa. Zaowocowały one węgierskimi wpływami na kulturę mieszkańców tych wsi tak mocno, że nazywano ich Wengrinami. Widać to między innymi w kościele, gdzie polichromia nawy jest pokryta wzorami pawich piór rodem z Węgier, zaś babiniec pomalowano już po łemkowsku.
Cerkiew św. Dymitra - kościół pw. Macierzyństwa NMP w LeluchowieW cerkwi/kościele zachowały się ikonstas, ołtarz z konfesją, a nawet szaty grekokatolickiego księdza, jakby czekały, kiedy przyjdzie na służbę Bożą. Wiemy jednak z panią Agatą, przewodniczką, że nie przyjdzie, podobnie jak i Wengrinowie. Wszyscy musieli opuścić wieś podczas akcji "Wisła", zasiedlając pod przymusem ziemie na zachodzie Polski, choć - jak opowiada pani Agata - byli i tacy, którzy trafili aż do Donbasu.
Więcej o samej cerkwi i Leluchowie opowie nam pani Agata w najnowszym "Gościu Tarnowskim" nr 33 na 18 sierpnia.