Karkołomna wspinaczka na szczyt Józika ze Spisza

Po fizycznych i psychicznych torturach Niemcy powiesili tego młodego kapłana na jego własnej stule 23 września, w 54. dniu powstania warszawskiego. Miał tylko 28 lat.

Dziś mija 80. rocznica śmierci błogosławionego ks. Józefa Stanka, pallotyna o pseudonimie „Rudy”. Był kapelanem zgrupowania „Kryska” Armii Krajowej podczas powstania warszawskiego. W 54. dniu jego trwania, 23 września, Niemcy po fizycznych i psychicznych torturach powiesili go na jego własnej stule.

Józik ze Spisza

Pochodził ze wsi Łapsze Niżne na Spiszu, to raptem 27 kilometrów od Szczawnicy. Urodził się 4 grudnia 1916 roku. Jeszcze na dobre trwała pierwsza wojna światowa, a jego ziemią rodzinną władała monarchia austro-węgierska. Był najmłodszym dzieckiem Józefa i Agnieszki z domu Nowak. Miał trzy siostry i trzech braci. Rodzina utrzymywała się z niewielkiego gospodarstwa. W domu dbano o wykształcenie, ale też o formację religijną i patriotyczną dzieci. Najstarszy syn - Wendelin, o 19 lat starszy od Józka, kształcił się w Krakowie na UJ na lekarza. Wtedy na Spiszu to była wielka rzadkość. W swoim życiorysie zapisał piękną kartę żołnierską i patriotyczną - walczył o polskość swojej małej ojczyzny.

W 1923 roku wybuchła epidemia tyfusu plamistego. Józik w ciągu 9 miesięcy stracił najbliższych: dziadków, tatę, a na koniec i mamę. To była trauma dla wszystkich, najboleśniejsza jednak dla najmłodszego dziecka. Siedmioletnim braciszkiem zajęło się rodzeństwo: najstarsza z sióstr - już zamężna Stefania i brat Wendelin, wtedy jeszcze student.

Na ścieżkach wiedzy i wiary

Naukę Józek rozpoczął w 4-letniej miejscowej szkole powszechnej. Po jej ukończeniu chciał się uczyć dalej. Oddano go do Collegium Marianum Księży Pallotynów w Kleczy Dolnej pod Wadowicami. Miał 13 lat. Do Wadowic zawiozła go siostra. Po raz pierwszy jechał pociągiem. Czekało go nowe życie w obcym świecie. Biegł jeszcze szmat drogi za pociągiem wiozącym powracającą do domu siostrę. Kolejna, bolesna rozłąka z bliskimi, na długo.

Nauka w szkole średniej sprawiała mu duże trudności. Największą z nich była bariera językowa. Jak dotąd w domu i w szkole posługiwał się tylko gwarą spiską. Literacki język polski znał tylko z książek. Dużo wysiłku wkładał w to, żeby przyswajać sobie trudną wiedzę szkolną i równocześnie uczyć się władać polszczyzną. Uporał się ze wszystkim. W jednym z listów pisał do siostry: „Stoję u podnóża wysokiej i bardzo stromej góry. Celem mojego życia jest wspiąć się na szczyt”. W czerwcu 1935 roku zdał maturę. Postanowił zostać pallotynem, członkiem zakonu, który prowadził działalność społeczną, a za swoje zawołanie obrał słowa: „Miłość Chrystusa przynagla nas”. Nowicjat odbył w Sucharach nad Notecią, koło Nakła. Potem był klerykiem w Ołtarzewie.

Wojna i okupacja

Po agresji niemieckiej klerycy z Ołtarzewa w popłochu uciekali na wschód. Nie znaleźli tam ocalenia. Wojska sowieckie już przekroczyły granicę Polski. Dostali się do bolszewickiej niewoli. Józef Stanek podjął brawurową ucieczkę. Przez zieloną granicę dotarł na Spisz. W rodzinnych Łapszach nie było bezpiecznie. Spisz został już włączony do profaszystowskiego państwa słowackiego. Znowu przedzierał się przez zieloną granicę, by wrócić do Ołtarzewa. Mimo że trwała wojna, musiał zrealizować swój cel - zostać księdzem. Święcenia otrzymał 7 kwietnia 1941 roku w katedrze św. Jana w Warszawie. Potem podjął studia na tajnych kompletach Wydziału Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego. Angażował się w działalność konspiracyjną, złożył przysięgę Związku Walki Zbrojnej (od 1942 r. przemianowanego na AK).

Powstaniec „Rudy”

W drugiej połowie sierpnia 1944 roku przełożeni skierowali księdza Józefa do pracy w charakterze kapelana i duszpasterza w Zgrupowaniu Armii Krajowej „Kryska”, działającym na odcinku czerniakowskiego Powiśla. Przyjął pseudonim „Rudy”. Pomagał walczącym żołnierzom i ludności cywilnej. Zawsze nosił sutannę i miał biało-czerwoną opaskę na rękawie. Ten strój działał na drugich kojąco. Odprawiał Msze polowe i spowiadał. Posługiwał w polowych szpitalach, niosąc duchową pomoc i nadzieję walczącym i rannym. Był dobrze zbudowany i silny, dlatego nieraz na plecach przenosił rannych do szpitala czy jakiegoś bezpiecznego miejsca. Wydobywał spod gruzów przysypanych, a nawet wyciągnął z kanału zakleszczonego w nim młodzieńca. Nie dbał o to, że tuż przy nim świszczały kule i wybuchały bomby. Nie bał się? Nie myślał o tym. Realizował zakonne zawołanie: „Miłość Chrystusa przynagla nas”. I miłość była silniejsza niż strach.

Męczeństwo i śmierć

Na Przyczółku Czerniakowskim, znajdującym się jeszcze w rękach powstańców, powstanie gasło. Jedynym ratunkiem było przedostanie się na bezpieczny prawy brzeg Wisły. Kapelanowi Stankowi proponowano miejsce na pontonie. Nie skorzystał, oddał je rannemu. Mało tego: jako jeden z parlamentariuszy poszedł negocjować z Niemcami warunki pokoju. Ci zachowali się oszukańczo i zatrzymali księdza Józefa jako zakładnika, a następnie – bez sądu – skazali go na śmierć. Zrobili z niej powolne i ponure widowisko. Po fizycznych i psychicznych torturach powiesili go na wystającej belce na zapleczu magazynu przy ulicy Solec, a za zaciskającą pętlę posłużyła jego własna stuła. Było to 23 września, w 54. dniu powstania. Miał tylko 28 lat.

Papież Jan Paweł II beatyfikował go 13 czerwca 1999 roku w gronie 108 polskich męczenników II wojny światowej. Jest patronem kaplicy w Muzeum Powstania Warszawskiego. Wspiął się na szczyt.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..