W kościele parafialnym w Jadownikach przez dwie niedziele można było zobaczyć oryginalną rzeźbę przedstawiającą bł. Jerzego Popiełuszkę.
Tak było naprawdę - powiedziała jedna z parafianek, która pierwsza zobaczyła figurę błogosławionego Jerzego w jadownickim kościele. Ta recenzja spodobała się autorowi rzeźby, bo jest prosta jak jego dzieło. Ascetyczna, surowa, a przy tym wymowna.
Wyrzeźbiona postać ks. Jerzego Popiełuszki jest przewrócona. Ręce ma skrępowane sznurami, na końcach których przywiązane są ciężkie kamienie. Choć rzeźba przedstawia moment męczeńskiej śmierci błogosławionego kapłana, jego twarz jest spokojna. Uwagę przykuwa także delikatny różaniec, który Popiełuszko trzyma w lewej dłoni, jakby był przeciwwagą dla grubego sznura z ciężkimi kamieniami. Prawa dłoń napina się pod ich ciężarem.
Wyrzeźbiona postać ks. Jerzego Popiełuszki jest przewrócona. Ręce ma skrępowane sznurami, na końcach których przywiązane są ciężkie kamienie. Choć rzeźba przedstawia moment męczeńskiej śmierci błogosławionego kapłana, jego twarz jest spokojna. Beata Malec-Suwara /Foto GośćAutorem rzeźby jest Piotr Mila – artysta z Jadownik. Pamięta, jak ks. Popiełuszko zginął, jak tę śmierć przeżywała jego mama. Był wtedy na drugim roku studiów na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Mieszkał w samym centrum miasta, na Krakowskim Przedmieściu, w tzw. Dziekance. Pamięta też zomowców na ulicach i przy pomniku Mickiewicza, czekających na ludzi, którzy ze śpiewem na ustach wychodzili z katedry. Raz to nawet kolega z Zakopanego przyjechał go odwiedzić, bo chciał na własne oczy te zamieszki zobaczyć. Pamięta również starszego człowieka z Żoliborza, który pozował im jako model w czasie zajęć i opowiadał wtedy, o czym mówił w czasie kazań ks. Jerzy Popiełuszko. To wspomnienie jest w nim żywe do dziś. Można powiedzieć, że to ono stało się impulsem do stworzenia figury.
Projekt powstawał latami, dojrzewał, materiały, z których powstała praca, „przyszły” do Piotra Mili zupełnie przypadkowo. To absolutnie autorski projekt, nie powstał na żadne zamówienie, różni się od innych jego prac. Nie jest to też święty z obrazka.
Przejmujące jest, że Piotr Mila wykonał rzeźbę Popiełuszki z czarnego dębu, nazywanego polskim hebanem. Twardego, a jednocześnie kruchego, trudnego do obróbki, rzadkiego i co istotne, zawdzięczającego swój wyjątkowy kolor temu, że drewno to musiało przez wiele lat przeleżeć w bagnach. Sama rzeźba powstawała kilka lat. Biret dla Popiełuszki Mila kupił ze 30 lat temu. Nie wiedział jeszcze wtedy, na co się przyda. Przeżarły go mole, porządnie się zestarzał, ma przeszłość jak ten dąb i pordzewiały postument, który podtrzymuje całość.
Rzeźbiarz od razu nie chciał, by postać Popiełuszki była stojąca. Zadbał też o to, by na twarzy kapłana nie było żadnego grymasu, mimiki, aktorstwa. Tylko spokój. Uważa, że w taki sposób można o wiele więcej powiedzieć. W surowości formy jest więcej dramatyzmu. Na takie podejście miała wpływ Szkoła Kernera w Zakopanem, gdzie chodził w latach liceum. Tam wyrósł na pracach Hasiora czy Rząsy. W jego Popiełuszce jest trochę z tego.
Jak rzeźbę przyjęli jadowniccy parafianie i jak to się stało, że trafiła w ogóle do kościoła, napiszemy w papierowym wydaniu "Gościa Tarnowskiego", który ukaże się na 10 listopada.