Dzieci Pauliny Jaricot w Limanowej

Grzegorz Brożek

publikacja 29.10.2012 08:39

Doroczne misyjne spotkanie róż różańcowych w tym roku odbyło się 27 października w Limanowej, dokładnie na zakończenie Tygodnia Misyjnego w 14. rocznicę męczeńskiej śmierci ks. Jana Czuby, zamordowanego w Kongo.

Dzieci Pauliny Jaricot w Limanowej Stanisław i Zofia Czubowie. Brat zamordowanego ks. Jana Czuby z żoną Grzegorz Brożek/GN

Na limanowskim spotkaniu obecni są krewni ks. Czuby, jego brat Stanisław z żoną Zofią. Chętnie opowiadają o zamordowanym misjonarzu. – On już po święceniach chciał jechać na misje, tylko mama prosiła go, by jeszcze poczekał. Dwa tygodnie po Jej śmierci pojechał do ks. biskupa Jerzego Ablewicza, prosząc o wysłanie na misje – wspomina Stanisław Czuba. Pasterz Kościoła tarnowskiego chciał jednak najpierw, aby młody ksiądz popracował w diecezji. - Po jakimś czasie biskup poprosił go do siebie i powiedział „pojedziesz”. Radość. Dla niego – dodaje brat. Dla rodziny, zwyczajnie, po ludzku, zmartwienie, troska, trochę strach, bo kraj odległy, nie do końca bezpieczny.

Zainteresowanie misjami w domu Zofii i Stanisława zaczęło się jednak od wyjazdu ks. Jana. Dziś nadal tym żyją. – Jesteśmy w róży różańcowej, która uczestniczy w Papieskim Dziele Rozkrzewiania Wiary i jest to naturalne, bo założycielką żywego różańca i tego drugiego dzieła była jedna i ta sama osoba, Paulina Jaricot – mówi Zofia Czuba. Zarówno modlitwa, jak i drobna ofiara w symbolicznej wysokości jednej bułki miesięcznie nie są, jak mówią, żadnym obciążeniem, a są konkretną duchową i materialną pomocą dla misjonarzy.

Ich zdaniem fakt, że róże tylko ze 150 parafii w diecezji, na 440 wspólnot, włączają się w dzieło misyjne, wynika z braku świadomości tego, że nie ma innych róż, jak tylko misyjne. – Dziś mamy spotkanie tu, w Limanowej. Wiem, że tego samego dnia do Pilzna, na grób Brata, jak i do Słotowej, gdzie jest w kościele sala pamięci ks. Jana, udaje się z jednej parafii grupa wiernych z róż różańcowych z kapłanem. Pamiętają o moim bracie, zamordowanym misjonarzu, ale nie ma ich na spotkaniu misyjnym. Usłyszałem, że oni są w róży maryjnej, a nie misyjnej. To o czymś świadczy – mówi z goryczą Stanisław Czuba.

Z ofiar składanych przez członków róż diecezja tarnowska każdego roku kupuje jeden samochód dla misjonarza.