Za wspólnym stołem

Grzegorz Brożek

publikacja 15.12.2012 17:10

Regularnie od lat przychodzą na nią mieszkańcy parafii domosławickiej. Od niedawna także seniorzy z sąsiedniej gminy Zakliczyn.

Wigilia była pomysłem m.in. Józefa Łojka z Akcji Katolickiej Wigilia była pomysłem m.in. Józefa Łojka z Akcji Katolickiej
Grzgorz Brożek/GN

Z Kazimierzem Wojnickim, dyrektorem Zespołu Szkół w Domosławicach rozmawia Grzegorz Brożek

Od jak dawna odbywają się domosławickie wigilie?

- W tym roku spotykamy się po raz dziewiąty. Inicjatorem był Józef Łojek i Akcja Katolicka. Włączyła się nasza szkoła, później także ośrodki pomocy społecznej z Czchowa i Zakliczyna

Dlaczego zaczęliście organizować spotkania?

- Chcieliśmy wyciągnąć ludzi z domu, bo nie było okazji, aby seniorzy mogli się spotkać. Pierwszą wigilię robiliśmy z niepokojem, bo nie wiedzieliśmy, czy ktoś przyjdzie. Okazało się, że był to strzał dziesiątkę. Pomysł się spodobał. Dziś wielu starszych czeka na to doroczne spotkanie. Domosławice są dużą i rozległą parafią. Mamy kilka miejscowości. Ci, którzy kiedyś chodzili, jako dzieci, do jednej szkoły dziś się niemal nie widują. Chcemy stworzyć im taką okazję. Chcemy też, żeby poczuli się docenieni, zauważeni. Przychodzą na tę wigilię władze gminy, sołtysi, łamiemy się opłatkiem, spożywamy wieczerzę. My też się kiedyś zestarzejemy i może doczekamy tego, że i o nas będą pamiętać.

A może seniorzy, po pracowitym życiu, chcą spokoju?

- Młodsi, którzy są czynni zawodowo, obracają się wśród ludzi, mają mnóstwo spotkań. Zatem pojawia się oczekiwanie, że przyjdzie weekend, który pozwoli odpocząć. Seniorzy większość czasu spędzają w domach. Potrzebują spotkać drugiego człowieka, z którym mogą powspominać, mogą wrócić do lat młodości. To jest naturalna potrzeba, która pojawia się w podeszłym wieku. Poza tym uczniowie szkoły zawsze przygotowują przedstawienie, a zatem mają okazję zobaczyć swoje wnuczęta na scenie. Kiedyś i dziś było to jednak przedsięwzięcie całej parafii.

W jakim sensie?

- Wigilię organizowały Akcja i szkoła. Na początku szukaliśmy sponsorów, więc odwiedzaliśmy np. sklepy. Każdy dawał, co mógł. Od kogoś otrzymaliśmy kilka kilogramów maki, od innego wiaderko śledzi, worek kapusty, owoce, etc. To było przedsięwzięcie całej wspólnoty. Dziś włączają się ośrodki pomocy społecznej. Cały czas niezmiennie staramy się dać naszym seniorom trochę radości. Dla szkoły, chodzących do niej uczniów, jest to też bardzo wychowawcze. Wszyscy staramy się, by nikt nie był sam.