Nie byłoby Karskiego...

Grzegorz Brożek

|

Gość Tarnowski 12/2013

publikacja 21.03.2013 00:00

Kurierowi na ratunek. W lewej ręce trzymał książeczkę do nabożeństwa, w prawej kapsułkę z cyjankiem. Z kieszeni wystawała mu torebka z czereśniami. Sądecki epizod życia „Witolda” rozgrywał się między życiem a śmiercią.

Biegonice. Biegonice.
W tym miejscu gestapo rozstrzelało w sierpniu 1941 roku 32 zakładników, w większości 0związanych z ucieczką Karskiego
Grzegorz Brożek

Kim był i jaką rolę odegrał w czasie II wojny światowej Jan Karski, wie dziś cała Polska i świat. Niewiele brakło, aby nie było Karskiego, jakiego znamy. Piwniczna, Nowy Sącz, Marcinkowice, Kąty koło Iwkowej. Tam w 1940 roku rozgrywały się życiowe losy kuriera. Mija prawie rok od pośmiertnego przyznania Karskiemu Medalu Wolności. O sądeckiej akcji uwolnienia „Witolda” było wówczas bardzo głośno. Nazwiska bohaterów operacji zostały utrwalone na tablicy w szpitalu. Dziś o pamięć upominają się również potomkowie dr. Stuchłego.

Piwniczna

W czerwcu 1940 Jan Kozielewski (takie było prawdziwe nazwisko Karskiego) ps. Witold przywiózł z Francji instrukcje dla Polskiego Państwa Podziemnego. Niebawem miał wracać. Tym razem ustalono inną trasę przerzutu. Dwa dni spędził u Rysiów w Nowym Sączu (Zofia była później wybitną polską aktorką). Stamtąd udali się do Piwnicznej. Na plebanii ks. Piotr Lewandowski zorganizował punkt przerzutowy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.